Metronomy - The English Riviera
"Metronomy" - czyli coś nazwa musi znaczyć - czyli co znaczy - czy po polsku - czyli po polsku metronom - czyli coś bardzo równego - czyli coś uporządkowanego - czyli coś ustalonego - czyli coś harmonijnego.
Bardzo zgrabna nazwa zespołu nareszcie pasuje do jego muzyki. Na tej płycie wszystko idealnie pasuje. Wszystko przypomina udanie złożone klocki Lego czy inne puzzle. Sprawdźcie chociaż "The look". Gdy pierwszy raz słuchałem tego pierwszego singla (owładnięty już banalną partia klawiszy), miałem lakki niedosyt bo owszem, przyjemny rytm i bas, ale brakowało mi czegoś jakiegoś wyraźnego refrenu z akordami wybijanymu na wiośle elektrycznym np. W momencie, gdy jest "This time is the oldest friend of mine" rytm się rzeczywiście już rozpędza, ale zamiast krzyczanego refrenu wchodzi solo na minidisku (hehe) . Ale! Układ tego utworu jest idealny przycież. Jak tam na początku wchodzi szybki talerz i bas. To pierdolnięcie którego tak oczekiwałem tu zwyczajnie nie pasowałoby, bo jak by później wrócili do zwrotki? A to jest najlepsze - kolejne eklementy rozwijają się tylko o pół kroku, delikatnie, w każdej chwili można powrócić do punktu wyjścia. Żadnego podziału na obowiązkowy mostek przed refrenem będącym gdzieś z dupy. Kocham tę piosenkę, za to że mógłbym złożyć i rozłożyć z powrote w jednym momencie.
Wszystko tu pasuje. Pasuje sampel z ptactwa morskiego, jakieś wiejskie skrzypce na początku, pasują efekty morsko-atmosferyczne. Pasuje ten gitarowy zgiełk w "We broke free" tak niepasujący do sielanki, to nie jest hałas czy harszczenie, ale jako następny instrument rytmiczny. Pasuje pięknie ślicznie urokliwy głos pani perkusistki, dziecięcy, sielankowy, klaszczący rytm i brutalnie poszatkowane jej chórki w "Everything goes my way". I menski wokal wchodzi idealnie jak w jakimś wesołym the XX. I mandolina. W "she wants" niezwykle pasuje dostojnie smutny klimat "Trouble" i nie dziwią wcale damskie franch spoken words dosłownie wyjęte z "To the end" Blur (przysięgam!). Geograficzne wymienianie pasuje jako oskarżenie od niechcenia rzucone (o chórkach nie wspominam) , a później pasuje ta dziwna solówka celująca w klasyczny disko kicz Oka Tygrysa. Pasuje przedszkolna wyliczanka "Corrine". Pasuje ten nowy gitarzysta z klasyczną solówką. Flameco-argentyńskie rytmy pasują do plaży (i do strzelania palcami). Wreszcie, pasuje wpasowana odnaleziona ostatecznie melodia "Love underlined" i cała ta improwizacja. Nie pasuje im tylko ewidentny motyw z Modest Mouse w "Loving arm". Ale klawisze ładne.
Jednak rzeczą, która pasuje najlepiej, odealnie do płyty jest jej okładka. Obraz=1000 słów, więć mam nadzieję, że też czujecie ten klimat. Pozostaje mi tylko ogłosić Metronoy oficjalnym "Sound of the ciepłota" wiosny 2011 jako najbardziej trafną sjestę podpalmową z obowiązkową dozą nierozłącznej melancholii.PS. Drugi teledysk jest naprawdę świetny, aż się zdziwiłem. Autentycznie wciągający i mający nastrój, klimat i jeszcze ładną aktorkę ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz