background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

poniedziałek, 18 lipca 2011

Off w (drugą) Frytkę! Festiwalu dzień drugi.

Pierwszy dzień tu
Relacji z Frytki Off festiwalu część druga. Bo były dwa dni i dwie sceny. To brzmi dumnie.


Kumka Olik : Przyznać się muszę, że z powodu PKSowskiego braku połączenia wsią, nie zdążyłem na ten pierwszy koncert, ochjej! Z daleka coś tam słyszałem, ale tak to nic. Mam nadzieję, że nie odbije się to jakoś na mojej alternatywnej reputacji. Ale pewnie było tak, że dla wielu fanek najważniejsza była nie muzyczna, a wizualna strona chłopaców. W oczu rzuciła mi się koszulka gitarmana z buńczucznym napisem "Haters gonna love this" ,a wokalny Holak chciał być tak oryginalny, że wdział ogromne okulary z złotych ejtisowych oprawkach. Co za oldskull. Co za beznadziejność. Ale ja się nie znam przecież na modzie, bardziej na dziewczynach. Widziałem tam gromadkę, oglądałem sfeet focie z gwiazdorami na fejsie (cały album!) i trochę żalu ukłucia jest, że takie fajne dziewczyny, a z taką Kumką...
Nie chcę już się zamieniać w nudziarza narzekającego na psychologię tłumu fanek, bo trzeba przyznać bez śmiania, że młode gitarowe zespoły są potrzebne i nawet fajne. Nawet The Beatles byli boysbandem.

FRYTKA the best of :
  • stylówa
  • fanki





Pustki : był to koncert, na którzy czekałem najbardziej, bo był na ich poprzednim częstochowskim (w TFP) i było genialnie i cudownie (lovely). I bardzo chciałem ich znów zobaczyć na żywo. Pustki z właściwą sobie bezbłędnością swobodnie mieszały klimaty i wprowadzili od razu swoje charakterystyczne chłodno-akustyczne brzmienie. Dosyć dla mnie zaskakująco sięgnęli głębiej po utwory ze starszych płyt, a przynajmniej mniej było Końca Kryzysu ; za to z DoMiNo było to co najlepsze - zagrało jeszcze lepiej niż na (nieco sterylnej) płycie. Ogromna zasługa w tym Radka Łukasiewiecza, który jako najlepszy polski gitarzysta rytmiczny dosłownie szalał na scenie idealnie wykorzystując efekty i inne sprzężenia. Jego muzyczne przywództwo widać w poniższym świetny Bałaganie. No i sekcja rytmiczna też rządzi, a potencjał zespołu najlepiej pokazali w Słabości chwilowej improwizującej się swobodnie zawirowanym intrem, aby całą świetność pokazać pokazać po 5 minutach w szalonym i bardzo naturalnie rozwiniętym refrenie; jak zawsze na dwa głosy. Niestety ten drugi, ładniejsze głos Basi Wrońskiej nie był tak bardzo zaangażowany i jakaś nieobecna była (może z powodu fizycznej nieobecności większej publiczność. świat nie ma ószu). 
Ale Pustki to Pustki - chociaż tym razem nie był to mały klub, to zachowali jakąś intymność i ichni inteligencki wdzięk. Dworzec PKP położony tuż obok Głównej Sceny też zalazł swoje w tym miejsce i pięknie się to wkomponowało i takie leniwe popołudnie. 
Ok, nie był to niestety występ idealny, bo posypali się trochę akurat w tych dwóch najważniejszych piosenkach - Lugola za wolno i bez werwypasji, a Nie zgubię się w tłumie widocznie jest tak intymne i delikatne, że nie nadaje się na takie przestrzenie. Ale było i się nacieszyłem. Świetny portret z dodatkiem szczerości i serca.

FRYTKA the best of : 
  • Radek Łukasiewicz
  • gitara (Radka Łukasiewicza) foto
  • emocje 
  • najlepszy wykon (Słabość chwilowa)
  • przydworcowy klimat sceny (ładny!)



L.Stadt : tutaj nie spodziewałem się jakiś niesamowitych doznań, może dlatego, że lubię EL.P akurat za perfekcyjne brzmienie, którego tutaj nie dało się osiągnąć. Muzycy tez byli tego chyba świadomi, bo w pewnym momencie Łukasz Lach po prostu odłożył gitarę - nie było jej dobrze słychać, ba tez ledwo co. Ale! mogli z absolutnie spokojnym sumieniem postawić na perkusistów. Od czasu ostatniego (nawiedzonego przeze mnie) koncertu zgrali się wprost idealnie i ich gra była potężna i odpowiednio nieprzewidywalna, czyli zaskakująca i nieszablonowa. W pełni wykorzystują ten atut dwóch bębniarzy, którzy po prostu generują prawdziwie rockandrollowy rym i całe to rdzennie hamerykańskie brzmienie. Lach mógł spokojnie zająć się śpiewaniem i wyczynianem odpowiednio frontrmenowych póz i skoków - pasuje do tej roli naprawdę świetnie, jakby przybył do nas prosto z Usa. 
Było dla mnie miłym zaskoczeniem duża dość ilość zgromadzonych oglądaczo-słuchaczy. Łodzianie walczą o publiczność, wykorzystują swój czas i na pierwszy rzut oka widać było dużą pewność siebie i zaangażowanie zespołu. Udało im się sprostać zdecydowanemu rockowemu brzmieniu - naturalnie zabrzmiał nawet bluesowy cover z Texasu. Fajnie, że pokazali tą zdecydowaną energię i całkiem dobry koncert to był. 

FRYTKA the best of : 
    • okulary (RayBany)
    • hamerykańskość
    • rock'n roll




    Ścianka :  niezwykle ciekaw byłem tego gigu, bo to przcież niezwykle ważny zespoł, któy jest tak alternatywny, że można się było spodziewać wszystkiego. Od razu było słychać, że to prawdziwa legenda polskiej sceny muzycznej - jeśli : u L. Stadt była pewność siebie, to tutaj każdemu dźwiękowi przyświcał konkretny cel, a Maciej Cieślak dokładnie wiedział po co to ma być. Niesamowita charyzma, narzucili własne zasady i diametralnie różnili się na scenie od tych wszystkich młodych kapel. Swoim jakimś wystudiowaniem po prostu je miażdżyli. 
    Nie oczekiwałem, że zrozumiem czy ogarnę ten występ - to nie są proste kawałki. Chodziło bardziej o o to, aby zobaczyć Ich na scenie i otrzeć się o tę wielkość Ścianki. Biorąc pod uwagę, że Maciej Cieślak to Maciej Cieślak (jest tak wybitną osobistością, że może być mrukiem i stać w miejscu przez cały czas na scenie), okrzyki "Piotrek, Piotrek" trochę były jednak naiwne, ale wtedy pokazał się młody bejsmen pożyczony przez Ściankę z grupy Kristen. Michał Biela uchylił nimb mityczności i tajemniczości Ścianki z rozczulającą wręcz nieśmiałością czy niepewnością powiedział do mikrofonu, że "przepraszam, ale ja nie umiem grać Piotrka". Później już na bis zapowiedział, że Smutek i była to jedyna kompozycja, którą zdołałem zrozumieć (wie ktoś, co to było dokładnie?). Nie podejmuję się oceny tego wydarzenia, wystarcza mi, że "widziałem Ściankę". Organizatorzy 'festiwalu kultury alternatywnej' nie mogli wybrać lepiej.

    FRYTKA the best of : 
    • kontakt z publicznością (że nieśmiałość Bieli)
    • legenda
    • charyzma
    • to jest Maciej Cieślak, kapito?



    Lao Che : nie jara mnie Lao Che. Nigdy nie zrozumiem tego całego crossovera i nie podpasuje mi śpiewanie Spiętego, czy teksty. Tak jakoś. Tego wieczora byłem w zdecydowanej mniejszości, bo wszyscy, ale to wszyscy nagle przybyli bardzo tłumnie na koncert. Mimo mojej obojętności muszę przyznać, że koncertowo Lao Che prezentuje się bardzo przyzwoicie i bardzo sprawnie. Bardzo dobre, wyraziste brzmienie (mieli sprzęty na scenie już od początku sceny, nagłośnienie było "pod nich") i umiejętne budowanie szoł. Wszystko dopracowane, dopięte na ostatni guzik i fani mogli szaleć i skakać do woli. I ja tez tam byłem i pogowałem i mogę zaświadczyć o energii wytworzonej na scenie. Utopie-utopie-w potopie świetnie sprawdza się live, a Spięty panuje nad wszystkim. Mogli trochę bardziej dać czadu w refrenie Prąd stały/prąd zmienny ,ale przecież jestem sceptykiem, ale akurat ten kawałek lubię. Dobry, energetyczny i profesjonalny koncert.

    FRYTKA the best of : 
    • publika
    • energia pod sceną
    • nagłośnienie
    • profesjonalizm 
    • pogo
    • chóralne zaśpiewy

    PS. Dowiedziałem się chociaż, że nie lubię Lao za monotonię lekką - leci jakiś motyw, bardzo mądry tekst i małomelodyczny wokal Spiętego. 
    Pozdrowienia dla Pauliny W. ;)


    Krótkim podsumowaniem - naprawdę genialna sprawa z takim festiwalem. Nie mogę nawet pomstować, że zerżnęli nazwę z tego wielkiego rojkowego festiwalu, bo line-up (polski) naprawdę wytrzymywał porównanie (może dlatego, że te zespoły grały na katowickim Offie rok temu? ;p). Naprawdę głupio, że tak mało osób słucha w Częstochowie dobrej muzyki, bo mogło się zebrać być więcej ludu. Ale i tak bardzo fajnie. Miejmy nadzieję, na kontynuację tego festiwalu za rok!

        1 komentarz:

        1. Dziękuję za pozdrowienia.
          Tylko tak mogę skomentować Offową notkę ^_-

          OdpowiedzUsuń