background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

czwartek, 23 października 2014

WROsound : Totalny początek

WROsound już jutro we wrocławskim Imparcie. Wrzucam jeszcze wywiady z bloga festiwalowego no raz jeszcze polecam to wyjątkowe wydarzenie.


Nervy zagrają w piątek o 24.00




1. Tworząc Nervy czujesz się choć trochę debiutantem, czy to po prostu kolejny z waszych rozlicznych projektów muzycznych?
Współtworząc Nervy czuje się nie tylko jak debiutant ,ale jak odkrywca nowej przestrzeni dla siebie. Przestrzeni w której próbuje się odnaleźć i wyrazić. Zredefiniować samego siebie na nowo. Jednak formula Nervy, która jest wypadkowa mnie Igora i Janka, nie jest moim jedynym środkiem. Mimo to, każde takie spotkanie z muzyka traktuje jako "totalny początek”. Czuje wiec w sobie wiecznego debiutanta.

2. Gracie rzadko, tylko na niektórych festiwalach. Dlaczego wybraliście akurat WROsound?
Dlatego, że nadarzyła się okazja by, przy dobrym audytorium, w atmosferze festiwalu i miasta, które jest nam bliskie, pokazać naszą muzykę.Wrocław, to moje artystyczne korzenie. Cieszymy się, ze będziemy mogli się podzielić naszą muzyką właśnie tutaj.


3. Mieszkasz na co dzień w Warszawie więc masz odpowiedni dystans. Czy faktycznie uważasz, że Wrocławska scena jest jakimkolwiek fenomenem na polskiej scenie muzycznej? Możemy o czymś takim w ogóle mówić? Czy to po prostu ładny zabieg PR-owy?
Obecnie kursuję miedzy Warszawa a Katowicami. We Wrocławiu bywam, mam przyjaciół, rodzinę i tak naprawdę, mentalnie nigdy się z tym miastem nie rozstałem.
Tutaj nawiązałem kluczowe dla mnie przyjaźnie, które zaowocowały powstaniem zespołu Őszibarack i w ogóle , jako tako mnie ukształtowały.

Nie używałbym tak górnolotnych określeń. Po prostu, w pewnym momencie, w mieście Wrocław pojawiło się i skontaktowało ze sobą wielu wrażliwych i pomysłowych ludzi. To zaowocowało czymś co kiedyś nazywało się „wrocławska scena”. Byli to ludzie z poza tzw. meinstreamu, pozbawieni kompleksów. Osoby mające pomysł na własny język w szeroko rozumianej muzyce elektronicznej. Kiedy pojawiła się moda i boom na ten rodzaj ekspresji, nagle zaczęło ją uprawiać gro ludzi, którzy nie wyrośli z tej tradycji , ani nigdy wcześniej nie mieli z nią styczności. To naturalny proces. To co dziś jest tzw. „awangarda” jutro staje się kanonem. Nie wiem czy istnieje scena jako taka, na pewno Wrocław dał światu sporo ciekawych zjawisk muzycznych..choćby Skalpel, Kanał A., Husky, The Kurws, Mikrokolektyw, Monosylabik czy z nowych We draw A, ekipa z You Know Me, kolektyw SLAP etc. Dzięki pracy tych utalentowanych ludzi Wrocław na pewno zyskał i nadal zyskuje. Czego mu życzę z całego serca, Ja..Wrocławianin!
Breslaux zagra w sobotę o 22.15



1. Czy da się tańczyć do dźwięków saksofonu?

Oczywiście, że tak! Zamierzam to udowodnić 25 października.

2. Jakie fajerwerki przygotujecie na WROsound?
Przygotowujemy 20-minutowy, nieprzerywany i wręcz transowy pokaz naszych wyobraźni. Będą to nasze dotychczasowe kompozycje i zajawka czegoś co będzie miało swoją premierę pod koniec listopada.

3. Który z projektów w, których bierzesz udział najszybciej zdobędzie nagrodę Grammy i dlaczego? :)

Zdecydowanie Breslaux, mamy plan to osiągnąć w przyszłym roku J a jest to spowodowane faktem, że muzyka, którą wypuszczamy podoba i będzie się podobać każdemu bez względu na wiek czy preferencje muzyczne.


Notopop zagra w piątek o 19.oo



1. Jaka jest wasza ulubiona płyta pop i taka, która na pewno popowa nie jest?
Kasia: Popowa to SOHN „Tremors” a niepopowa to Bjork „Vespertine”

Mateusz: W moim przypadku nie ma jednej konkretnej płyty pop, która jest numerem jeden. Cały czas wyszukuję coś nowego, co jest dla mnie inspiracją i raczej rzadko jest to muzyka pop w dosłownym znaczeniu tego słowa. Jednak jedną z ostatnich, która zapadła mi głęboko w pamięć jest płyta Lorde - Pure Heroine. Tak dojrzała płyta w wieku niespełna 17 lat robi naprawdę spore wrażenie. Jeśli zaś chodzi o płytę z zupełnie innego gatunku to bardzo lubię wracać do RHCP i ich “Californication” i ta płyta chyba nigdy mi się nie znudzi.


2. Jak ważna jest dla was strona wizualna, wizerunek zespołu i dlaczego?
Kasia: dla mnie jest to ważna część i stanowić powinna całość z twórczością. Marzą mi się zwariowane kostiumy i światowa oprawa koncertów.

Mateusz: Bardzo ważna. Prezentując się w mediach chcielibyśmy tworzyć markę charakterystyczną i rozpoznawalną. Nie chcielibyśmy być kojarzeni z kolejnym zespołem, który kogoś naśladuje, dlatego staramy się obrać nowy kierunek zarówno od strony czysto muzycznej, jak i brandingowej.


3. Kto rządzi w zespole? Silna męska dłoń, czy subtelny damski wokal? :)
Kasia: jeśli chodzi o kwestie organizacyjne to chyba ja. Ale jeśli chodzi o ważne aspekty takie jak brzmienie utworów czy decyzje w sprawie spływającyh propozycji to panuje demokracja. Jak nie możemy dojść do porozumienia to głosujemy. Rzadko do tego dochodzi. Zwykle solidne argumenty potrafią przekonać oponenta danego pomysłu :-)


Mateusz: Każdy z nas ma swoje obowiązki, które podzieliliśmy wcześniej. Przez to każdy bywa czasami nieprzyjemny jeśli chodzi o dopinanie pewnych spraw dotyczących tych właśnie zadań. Jednak rzadko dochodzi do zgrzytów i nieporozumień. Jesteśmy już dorośli i potrafimy dogadać się jak dorośli ludzie (śmiech).

środa, 22 października 2014

WROsound: Nowe nurty



WROsound liczy sobie co prawda już 5. edycji, ale właśnie tegoroczna odsłona tego dolnośląskiego festiwalu jest zupełnie nowym otwarciem. Tak jak rzeka Odra wypłyta z Wrocławia na europejskie kraje tak zespoły festiwalu poszukują nowych nurtów i sposobów wypłynięcia na muzyczne szerokie wody.

Poprzytula zagra w piątek o 21.20




Wrocław jest bez wątpienia bardzo miłym miastem i być może dlatego powstaje tu tak dużo przyjemnej muzyki. Następcą weteranów WRO Soundu, zespołu Mikromusic ma szansę stać się inny męsko-damski zespół – Poprzytula. Ich szlachetny pop mógłby zostać ilustracją do niezależnej komedii romantycznej o niezwykłości przyziemnych problemów. Eksperymenty instrumentalne i ucieczki w stronę delikatnego trip-hopu nie mogą zburzyć tak harmonijnej atmosfery. Pełniutki koszyk pluszowej przytulności gwarantowany.

Poprzytula to zespół z najładniejszą nazwą na Dolnym Śląsku (na Górnym wciąż wygrywa Milcz Serce) uwodzącą miękkim szelestem polskiego połączenia "rz". Urzeka trwanie przy naszym języku i wierne skupienie się na jego cieplejszych akcentach - jak również te wszystkie pozytywne znaczki typu misie na zdjęciach czy uśmiechy na twarzach członków zespołu. Nie przywalę nieforemnym i odmiennym hasłem "chillout" bo niesie ze sobą pewną labę i bezmyślność. A takie Bath Song samym tytułem wyzwalające pachnące bąbelki jest starannie przemyślanym slajdem z jakiegoś Garden State. Harmonijnego miejsca emanującego ciepłem na te coraz chłodniejsze jesienne wieczory.

Peter J. Birch & The River Boat Band zagrają w sobotę o 21.10



Piotr Brzeziński przybrał pseudonim Peter J. Birch, aby upodobnić się do amerykańskich songwriterów grających alternatywny folk. Do jego zespołu o nie mniej malowniczej nazwie The River Boat Band zaciągnęli się muzycy znani z wielu alternatywnych kapel takich jak Happy Pills czy Let the boy decide. Szybko dostali zaproszeni min. na gdańskiego Openera i słowacki Poke Festival gdzie spotkali się z bardzo entuzjastycznym przyjęciem. Kolejnym przystankiem ich podróży w stylu american country będzie WRO Sound, gdzie swoją premierę będzie miała druga płyta Petera J. Bircha – „Yearn” już teraz zbierające świetne recenzje.



Odmienną niż Poprzytula, bo importowaną strategię instrumentalnego relaksu proponuje Peter J. Birch. Praży słońcem prerii i smakiem whisky ocienionego saloonu. Niestety ta mitologizowana miejscówka jest nieco pusta, nie znajdziecie tam bynajmniej prawdziwego kowboja. Zamiast gorączki złota mamy rozsądne tupanie mokasynem. Może nie jest jest to atrapa tematycznego parku rozrywki w Mrągowie, ale wciąż ciężko mi dojrzeć głębsze powody narzucenia przez Piotra Brzezińskiego maski korzennego songwritera made in USA. Uroki nadwiślańskiego pieśniarstwa bez trudu wydobywa chociażby Zuzanna, której piosenki będąc bardziej naturalnie zrozumiałe podchodzą bliżej do polskiego słuchacza. Wciąż jednak jestem bardzo ciekaw zasadności stylówy Petera J. Bircha, bo w swoim składzie The River Boat Band ma faktycznie zacnych muzyków. Co prawda nie jeżdżą po Teksasie praktykując klasyki country (jak L.stadt), ale chętnie zabrałbym się z nimi na przejażdżkę Route 66.

Pure Cityzen zagra w sobotę o 22.40

Mamy przyjemność zaprezentować pierwszych zagranicznych gości festiwalu WRO Sound – Pure Cityzen z Czech. Na początku swojej kariery nawet Radiohead hołdowało starej punkowej zasadzie, według której „Anyone can play gitar”. Pure Cityzen także eksperymentują z formą utworów, ale wskaźniki wzmacniaczy swoich instrumentów pozostawili odkręcone na pełną głośność. Ten czeski zespół przeplata improwizacje żwawym surf-rockiem, a zgiełk i hałas wzbija się z każdego uderzanego przez nich riffu.



Pure Cityzen są akurat tym zespołem, który powinien postawić na gitarową uniwersalność - mało kto chyba ogarnia po czesku. 6 strun jest zrozumiałe absolutnie wszędzie, to system wyczuwalny tak podświadomie jak kształt kontynentów Ziemi. Podobnie psychodeliczne odjazdy łączą ludzi już od 1969 roku (oryginalny Woodstok) i bezpośrednia moc takich środków wciąż ani myśli się zużyć. Ale kto w ogóle zwraca uwagę na jakiekolwiek konstrukcje, gdy wszystko tonie w zgiełku przsterów i wrzasku wzmacniaczy. Noise and Shout. Nie ma miejsca na jakieś międzykulturowe elaboraty, bo czysty dźwięk rozchodzący się jak pszczoły zen jest doznaniem wspólnym dla nas wszystkich. Nie trzeba go rozumieć, bo mimowolnie wlewa się w nasze głowy czyniąc dźwiękowy zamęt odgarniający ustaloną rzeczywistość. 

poniedziałek, 20 października 2014

WROsound : Our first chance, is their last dance



Już w tym tygodniu zagra WROsound. Wyjątkowość tego festiwalu polega nie tylko na prostym zebraniu kilku fajnych zespołów, ale na wywoływaniu nowych połączeń i pomysłów muzycznych. 

Pierwszy koncert w naszym kraju zagra czeski zespół Pure Cityzen. Już teraz wiemy, że owocem tego międzynarodowego muzycznego spotkania stanie się wspólna trasa koncertowa Pure Cityzen i polskich zespołów undergroundowych po Czechach.

Powrót do rapowania ogłosił Waldemar KASTA i będzie to świętował na WROsoundzie. Kilka dni temu w emocjonalnej wiadomości na swojej stronie zdradził, że pożegnalne płyty nie były jego ostatnimi i zaczyna pracę nad nowym materiałem. Na WROsound będzie specjalny gościem Electro Acoustic Beat Session, którzy od dawna marzyli o tak legendarnym gościu scenicznym.

Nową płytę zaprezentują Nervy i będzie to ich pierwszy występ we Wrocławiu od przeszło roku. Bardzo rzadko koncertują, ale lider formacji Agim Dżejlili zdradził, że czekał na okazję, aby zaprezentować swoją muzykę  „przy dobrym audytorium, w atmosferze festiwalu i  miasta, które jest nam bliskie”.  

Swoją premierę w pełnym składzie koncertowym będzie miała nowa płyta Petera J. Bircha „Yearn”. Towarzyszący mu skład The River Boat Band zaprezentuje bogactwo zawartych na niej klimatów i dźwięków.

Pierwszą w pełni autorską płytę „Baobab” zagra Babu Król. Zrobi to w nowej odsłonie, bo do szalonego duetu Budynia i Bajzla wreszcie dołączy kobieta – Zosia Chabiera znana min. z damskiej formacji Drekoty.

Pierwszy raz we Wrocławiu zabrzmi nowe wydawnictwo Kristen – „The Secret Map”, o którym Bartek Chaciński napisał „najlepsza polska płyta najlepszej polskiej grupy”. Nareszcie też zagra z nimi na scenie Maciej Bączyk z wrocławskiego zespołu Małe Instrumenty, który gościnnie występuje na ostatniej płycie Kristen.



Nową płytę zaprezentuje wreszcie elektropowy duet We Draw A. Jest to ich pierwsze wydawnictwo długogrające, które prezentowała na swojej antenie między innymi radiowa Trójka ogłaszając ich utwór Reflect singlem tygodnia.


Pierwszy raz korytarz galerii artIMPART stanie się areną koncertową. W takiej właśnie nietypowej scenerii swój set zagra projekt Breslaux miksujący transowe rytmy z dźwiękami saksofonu.

Poza tym na WROsound zagra także Notopop oraz MiloMailo & Raddim Bandits. Zapraszam, zapraszam, bo będą dziać się rzeczy specjalne i niepowtarzalne.
(Prawie) wszystkich artystów możecie poznać na specjalnej playliście Soundclouda.

sobota, 18 października 2014

WROsound : Zen Bees

WROsound to najlepszy festiwal muzyczny na Dolnym Śląsku. Odbędzie się 24 i 25 października w Imparcie, a zagrają min. Kristen, Babu Król, Nervy, We Draw A, Poprzytula i wiele innych. Sprawdźcie ich koniecznie na fejsie i przybywajcie tłumnie!


Panie i panowie, zapraszam na pierwsze wywiady w historii tego bloga. A właściwie nie tutaj, tylko bloga na świetniej i przebogatej stronie WROsound. Miałem jednak przyjemność podsunięcia kilku pytań, uznajcie to więc za kolejne przypomnienie o tym festiwalu. Który odbędzie się już za 6 dni. Ale o tym obiecuję Wam jeszcze przypomnieć, bo niewątpliwie warto.

Pure Cityzen





Czym są “pszczoły zen”, o których piszecie na swoim profilu w serwisie Bandcamp?

To pszczoły, które nie irytuje własne brzęczenie… Odlatują gdzieś z głębokości naszych wzmacniaczy. I mają swoją nimfomatyczną królową kochającą spać, napisaliśmy o tym piosenkę.

Wiecie coś o polskiej muzyce?
Zainteresowałem się ostatnio polską sceną eksperymentalną (szczególnie we Wrocławiu), jeśli o to chodzi, ale raczej nie znam żadnego artysty grającego na WROsound (choć czekam na koncert Kristen). Moim zdaniem polskie zespoły nie są zbyt popularne w Czechach, więcej wspólnego mamy z kapelami Słowackimi. Może to Czechy nie są atrakcyjne dla polskich zespołów, sam nie wiem. Ale właśnie teraz planujemy kilka czeskich koncertów z The Kurws i Ukrytymi Zaletami Systemu w grudniu.

W swoich piosenkach nie używacie zbyt wiele wokali. Obawiacie się czeskiej bariery językowej?
Mamy kilka piosenek z wokalami, zresztą w języku angielskim. Tylko nasze ostatnie nagrania są instrumentalne, ponieważ ostatnio więcej czasu spędziliśmy robiąc piosenki gitarowe, a one raczej nie potrzebują słów. Bardzo chciałbym pisać teksty po czesku, może kiedyś się to uda. Z mojego punktu widzenia, autentyczność języka słów piosenek na scenie undergroundowej jest w tym momencie bardziej istotna niż jakaś globalna informacja, którą wysyłasz w świat, którą każdy mógłby zrozumieć jeśli przebiłaby się przez akustyczne problemy większości miejsc gdzie gramy.


Electro Acoustic Beat Sessions



Jaki jest wasz wymarzony gość koncertowy, a z kim za nic nie wyszlibyście na scenę?
Każda zaproszona do tej pory przez nas osoba była naszym wymarzonym gościem, nigdy nie szliśmy na żadne kompromisy. Tak też jest z Kastą. Nigdy byśmy nie zagrali z artystą, u którego nie słychać prawdy w muzyce. Który traktuje muzykę jako środek, a nie jako cel.


Jak zrodził się pomysł współpracy z legendą wrocławskiej sceny hip-hop’owej Waldemarem Kastą i czego się możemy po niej spodziewać?
Z Waldkiem prowadziliśmy rozmowy już od jakiegoś roku. Wtedy fascynowała nas jego zamiana hiphopowego mikrofonu na gitarę, chcieliśmy zrobić sesję właśnie w takiej formie. Po gali nagród WARTO, na której również nominowany był Kasta wraz ze swoim Synaptine, znów odbyliśmy parę rozmów na temat wspólnej sesji. Dzięki Wro Sound w końcu możemy to zrealizować.

Jest szansa, że nagracie jakąś płytę, czy będzie Was można spotkać tylko na koncertach?
Obecnie pracujemy nad wspólnym projektem z warszawskim raperem W.E.N.A. Spędziliśmy dwa owocne dni w studiu pod Wrocławiem rejestrując 3 numery, które wróżą wiele dobrego. To wspaniała współpraca, dzięki której mamy szansę odnaleźć się w nowym kontekście. W najbliższym czasie ukaże się krótki dokument opisujący naszą pracę, którego patronem jest Red Bull.


Na WROsound EABS zagra Waldemarem Kastą - legendą hip-hopu, który zaledwie kilka dni temu ogłosił powrót do rapowania. Tą radosną wieść będzie świętować właśnie na naszym festiwalu. I właśnie tam odbędzie się jego niepowtarzalne połączenie z ekipą Electro-Acoustic Beat Sessions. Muzycy wyrośli z Wrocławia i tworzą teraz muzyczne święto tego wyjątkowego miasta. Tworzymy dźwięki, kolaboracje, muzyczne połączenia. Nie chcę zabrzmieć naiwnie czy egzaltowanie, ale fakty są takie - taka impreza już nigdy się nie powtórzy. Będzie super, zapraszam i polecam.

sobota, 11 października 2014

WROsound : Trąby Nervów

WROsound to najlepszy festiwal muzyczny na Dolnym Śląsku. Odbędzie się 24 i 25 października w Imparcie, a zagrają min. Kristen, Babu Król, Nervy, We Draw A, Poprzytula i wiele innych. Sprawdźcie ich na fejsie



Zazwyczaj niechętnie piszę o elektronice, z prostej przyczyny - trudno mi ją zrozumieć. Co mam powiedzieć o muzyce, jeśli nie wiem jak jest zrobiona? W czym ma się odzwierciedlać ekspresja interfejsowego instrumentalisty - w mocy klikania myszką? Nie ma kontekstów, bo już z definicji dźwięki należą do sztucznego, komputerowego świata. Brakuje też rozwiązań wspólnych dla gatunku; chyba że za takie uznamy udostępnienie jakiegoś programu w wersji freeware. Ciężko mi współczuć zimnej kalkulacji zer i jedynek matematycznej relacji.

Na szczęście na WROsound wystąpią zespoły, które nie poddają się programowej schematyczności wprowadzając ożywczy powiew do elektronicznych nurtów. Syntezatory są tylko podstawą, pewnym tłem green screenu dla prawdziwych, namacalnych instrumentów.

Przede wszystkim Nervy - największa gwiazda tego festiwalu. Wrocław nareszcie doczekał się swojej supergrupy. Choć Igor Boxx (połowa duetu Skalpel) i Agim Dzeljilji (lider formacji Oszibarack) są znani jako erudyci muzyki elektronicznej, to w Nervach śmiało sięgają po instrumenty dęte i ich majestatyczną barwę brzmień niedostępną komputerom. Mocy trąbek, puzonów i tub dotrzymuje kroku energia bębnów Jana Młynarskiego, pewnie najlepszego obecnie perkusisty w naszym kraju. Przestrzeń swoich inspiracji rozciągają miedzy Steve Reicha po New Order tworząc zupełnie nową jakość nie tylko na mapie koncertowego Wrocławia.

Akurat na ten koncert warto przyjść ze względów wybitnie muzycznych. Tylko na żywo można poczuć potężne brzmienie 8-osobowej orkiestry dętej. Ktoś złośliwy zapyta, czy taki specjalista jak Agim nie mógł znaleźć odpowiedniego dźwięku syntezatora imitującego "jakieś" trąbki. Ale to właśnie jest istotą tego projektu - zastąpienie fragmentarycznych sampli dziką kaskadą dźwięków. Być może dlatego Nervy - do tej pory właściwie - są składem tylko koncertowym. Występowali okazjonalnie na dużych festiwalach - Nowe Horyzonty czy Tauron Nowa Muzyka. Sprowadzanie majestatycznych trąb do zbioru ścieżek na małej płytce CD wydaje się tak stosowne jak wciskanie sardynek do puszki. Nawet klasyczne jazzowe big bandy nie osiągały takiej mocy co Nervy - paradoksalnie to elektroniczne dźwięki i mocniejsze bity przenoszą dęciaki na wyższy poziom, bo dopiero nowoczesne nagłośnienie sprawia, że pozostałe instrumenty mogę wytrzymać ich natężenie i wspiąć się na wyżyny instrumentalnej ekspresji.



Nie ma sensu pisać, że Notopop brzmi jak zespoły z zagranicy, skoro ich singiel Now I know spotkał się z ciepłym przyjęciem w serwisie beehy.pe skupiającym blogerów z całego świata. Nic dziwnego, jest to bowiem bardzo przebojowa piosenka lśniąca żywą pulsacją słonecznego popołudnia. Intryguje też miękki wokal Kasi Gruszki beztrosko łamiący się w rytm muzyki wspomagany przez swobodne programowanie Pawła Majora i Mateusza Musiała. Wrocławskie trio dopiero ustawia swoje brzmienie, ale zza syntezatorów i komputerów cały czas spozierają melodie, które nie pozwalają spokojnie usiedzieć na miejscu.

Notopop z entuzjazmem wykorzystują bardziej analogowe komponenty elektroniki. Na własne uszy, bez trudu programowania i googlowania na własne uszy można wyczuć głębokość uderzeń w orientalizujące struny intra wspomnianego Now I know. Zwodzą nas wieloznacznością słów zaprzeczających standardowej klasyfikacji gatunkowej (tytuł zespołu: No-to-pop), ironicznej niewiedzy (tytuł singla: Not-(I)-know) i wreszcie genezą samych instrumentów, bo nie sposób zgadnąć, czy instrumenty grają w komputerze czy obok niego. 

wtorek, 7 października 2014

Dziś mam pełniutką ciebie kieszeń



Po co chodzimy na koncerty?
Nie chodzi przecież o samo słuchanie muzyki - tłum ludzi napiera oddechami ze wszystkich stron, trzeba stać-czekać na wykonawcę, jest za głośno i ciężko rozróżnić poszczególne instrumenty. Jeśli naprawdę chcemy się delektować dźwiękiem, sięgamy raczej po płytę; dokładnie zagraną w studio i starannie ułożoną w produkcji. Więc może chodzi o chęć uczestnictwa w emocjach, przeżycia ich na własnej skórze, dorzucenia się do melodii chórem głosów lub chociażby klaskaniem.

Dla mnie koncert jest rodzajem spotkania. Sprawdzenia, czy artysta jest taki sam jak w swoich piosenkach. To jest tak tak, że nic o sobie nie wiemy, wręcz przeciwnie - znając uczucia zawarte w melodii i słowach utworu mam wgląd w tą najbardziej intymną część jego wykonawcy. Zawsze podziwiam takich ludzi, bo śpiewanie o sobie, na scenie jest rodzajem chyba największej szczerości. Sam czuję pewne zawstydzenie, niestosowność gapienia się na wrażliwość kogoś innego. Okej, aktorzy też występują przed publicznością, ale tylko przekazują słowa i pomysły autora. Piosenkarze zostają sami, odkrywając przed wszystkimi całych siebie; nadzy, bo pozbawieni okrycia teatralnej konwencji.

21 września, w dniu, który zapisze się w Historii jako dzień zwycięstwa polskich siatkarzy w mistrzostwach świata zdarzyło się inne, mniejsze wydarzenie. W Pajęcznie (które leży nieopodal mojej rodzinnej maleńkiej miejscowości) zagrała Zuzanna Moczek i Czesław Śpiewa (ze swoim Kameralnym Aktem Solowym). Wieczór songwriterów w małym kinie z akordeonem w tle (wisiał na ekranie).




Zuzanna Moczek jest niezwykle utalentowaną i nieprzeciętnie uroczą pieśniarką. Występowała już w różnych odsłonach muzycznych (także na tym blogu), a teraz pod swoim imieniem pisze proste piosenki z emocjami. Gra ja na akordeonie - instrumencie szczególnym; dźwięk z niego wydobywa się fizyczną siłą ściskając miechy stron. I takie są też utwory Zuzanny - może nie brutalne, ale gwałtowne. Nie głośne, ale stanowcze. Bardzo organiczne, zdecydowanie podążające za rytmem fali akordów harmonii. Surowa barwa głosu Zuzy między szeleszczącym akcentem polskich głosek znajduje na szczęście miękkie i miłe w użyciu słówka.

Bywa jednak jest bezlitosna i rozdzierająca skórę aż do krwi. Oddam ci moje papierosy i serce, nic nie mam więcej. Miejsce między płucami tradycyjnie ma zawierać miłość. Ale serce w podarce jest złamane nie tylko przez uczucie, ale zniszczone toksycznym nałogiem. Zuzanna ani przez chwilę nie zwalnia nas z przeżyć nieistotnymi ornamentami, ale trzyma przy ziemi, szorstkiej i w pewnym stopniu rześkiej. To pasja życia, jego szalona ciekawość każe z pijanym aniołem tańczyć pół nocy.




 Czesław Śpiewa. Spróbujcie tylko go nie lubić.
Tego samego dnia rano widziałem go w studio Dzień Dobry TVN, gdzie u boku The Dumblings opowiadał o "Festiwalu Gwiazd Internetu", którego jest selekcjonerem artystycznym, I właśnie ta sytuacja mówi niemal wszystko o jego pajęczańskim koncercie. Po pierwsze ciekawski Czesław niestrudzenie przemierza naturalny dystans między Warszawą, a Pajęcznem. Jego podróże po tzw. "Polsce B" pozwalają zachować autentyczność zwykłego grajka, którego romantycznej wizji nie sposób się oprzeć. Ale wspomniany dystans istnieje także między dwiema stronami ekranu telewizora. Nie da się zaprzeczyć, że wiele osób na widowni Kina Świteź nie przyszło posłuchać muzyki, ale zobaczyć tego Czesława Mozila - zabawnego jurora talent szoł, telewizyjną osobowość i celebrytę.

Najbardziej świadom tego jest on sam, no zamiast songwriterskiego występu wykonał coś w rodzaju muzycznego stand-upu. Co chwila porzucał ledwo co rozpoczęte melodie, aby raczyć publiczność opowieściami. To o alkoholu, kobietach czy (sic!) pijanych polonistkach. Jest to na swój sposób urocze i szczere wydają się wspomnienia z czasów emigracji czy Zabrza - rodzinnego miasta Czesława i The Dumblings. Niestety, mało w tym muzyki, bo jedyny fragment na akordeonie - wreszcie uroczy walczyk Caesia & Ruben trwał może półtorej minuty i kawałek zwrotki. Stał się tylko malowniczym przerywnikiem w niekończącym się monologu.

Czesław współtworzy festiwal internetowych virali nieprzypadkowo - sam stał się jednym z nich. Jego koncert przypominał właśnie taki filmik na youtube, zajawkę w stylu "the best of Czesław Śpiewa". Dynamiczny montaż, fragmenty utworów, kilka żartów i sam bohater skaczący jak na sprężynie po całej scenie. Swój "akt solowy" nazywa "kameralnym", całkowicie wypaczjąc znaczenie tego słowa. Nie ma intymności, brak refleksji z bliska, zero klimatu. Chodzi chyba o pojemność sali, gdy do małego miasteczka przyjeżdża cyrk i pokazuje fajne sztuczki. Zakończenie występu było wyjątkowo symboliczne - Mozil zupełnie odrzucił instrumenty i poruszał ustami do playbacku nowego singla. Mocny bit raz po raz podrywał go do góry jak kukiełkę, aby nagle wyłączyć tańce w samym środku imprezy. Jeśli koncert to emocjonalne porno, to Czesław jest bezczelną panienką z walorami na wierzchu.

Chociaż Zuzanna dostała o wiele mniej czasu scenicznego, tamtego wieczoru to ona zaprezentowała całą siebie. Bo oczywiście wielość masek i zabawek niekoniecznie musi być dowodem bogatej osobowości. Miała tylko 4 piosenki, ale każda z nich stała się osobną, żyjącą opowieścią podczas gdy Czesław nie skończył żadnego wątku. Emocje każdego z nich wylewały się na ziemię, ale do mnie trafiły te zdrowsze, ważniejsze melodie Zuzanny.


PS. Materiały wideo pochodzą ze strony TwojePajeczno.pl

środa, 1 października 2014

WROsound : Music will soothe me



Koniec lata nie musi wcale oznaczać końca sezonu festiwalowego. Przynajmniej we Wrocławiu, gdzie 24 i 25 października odbędzie się WRO Sound. Przez ostatnie 5 lat impreza ta pod nazwą "Wrocławski Sound" z powodzeniem funkcjonowała jako przedstawienie najciekawszych projektów muzycznych stolicy Dolnego Śląska. Tym razem wraca z nową formułą i nowym dyrektorem artystycznym, który (podobnie jak prawdziwy producent muzyczny) zwraca całość w stronę jeszcze ciekawszych brzmień.

Co też wynika z samej nazwy - WROsound ma stać się mocną marką, która obejmie inspiracje zarówno wielokulturowym charakterem samego Wrocławia jak i miejscami położonymi nad rzeką Odrą. Po co zamykać się rogatkami granic miasta, skoro wody tego najbardziej naturalnego szlaku komunikacyjnego łączą nas z resztą Polski i sporym kawałkiem Europy. Będzie na pewno ciekawie - świeży line-up można śmiało porównać do nieoczywistego OFF Festivalu, a taneczna elektronika przeplata się z poszukującymi gitarami. Co udowodnię za chwilę przedstawiając pierwszą dwójkę artystów festiwalu WROsound.





Kristen to ciepło strun Michała Bieli przyprószone surowością rytmów braci Mateusza i Łukasza Rychlickich. Po solowej, pół-akustycznej płycie tego pierwszego (cudowne michał biela) zespół triumfalnie wraca z nową płytą. Trzeba przywitać te dźwięki z otwartymi ramionami, bo jeśli teraz spojrzeć na "Polską Scenę Alternatywną" (spokojnie, rzut oka wystarczy), to ciężko znaleźć na niej klasycznie gitarowe bandy. Młodzi z poprzedniej dekady nie przeszli próby ognia "nowej rockowej rewolucji", nawet Cool Kids of Death swoim rozpadem wcieliło w życie zwątpienie własnego pokolenia, a z najbardziej bohaterskich starych Much zostały tylko (i aż!) teksty Michała Wiraszki. Symbolem tej stagnacji chłopaków z wzmacniaczami (a nie z laptopami) stała się wiecznie nieukończona płyta Ścianki, która za Dni Wiatru najdonioślej edukowała szumem i sprzężeniami. Ich naturalnymi następcami jest teraz Kristen, tym bardziej, że ich lider - wspomniany Biela - grał też ostatnio w zespole Macieja Cieślaka.

Ich najnowsza płyta The secret map jest już dostępna do odsłuchu na ich Bandcampie. Promowana przez nieco szalone Music will soothe me zadziwiające naturalnym groovem i lekkością Franz Ferdinand, którzy nie sililiby się na bycie modnym. Na wcześniejszych płytach zdarzało im się budować klimaty tak pieczołowicie, że zapomnieliśmy do czego są gitary. Otóż gitary są do tańczenia! I nie wstydzą się tego nawet doświadczeni, oczytani muzycznie weterani. Nareszcie.




Reprezentantem właściwej, elektronicznej sceny wrocławskiej jest kolejny wykonawca WROsoundu - We Draw A. Ich electro pop wymyka się łatwej identyfikacji i rozmywa falą elektroniki podobnie jak sami członkowie zespołu staranie ukrywając swoją tożsamość. Duet zdradza jednak powiązania z wytwórnią prowadzoną przez muzyków popularnego KAMP!, gdzie tej jesieni ma wydać debiutancką płytę. Możemy się więc spodziewać dźwięków wysmakowanych syntezatorów z domieszką nie mniej eleganckich tanecznych rytmów.

Tak, zgadza się, kolejne samplery i piętrowe syntezatory. Jednak ich wartość przejawia się nie w ślepych hookach nieprzytomnych podrygów, ale w niezwykle obrazowych pejzażach. Pastelowe smugi światła spadają razem ze Łzami Słońca, a miękkie przestrzenie wygładzają ostre cięcia klawiszy. Bardzo lubię takie ciepłe filtry, bo faktycznie ciężko je przełożyć na gitarę. Grzejniczki elektryczne są zawsze bardziej łagodne niż nieokiełznany żar zwykłego ognia. 


PS. Piszę w taki doładny i zaskakująco profesjonalny (czyt. zrozumiały) sposób o WROsoundzie, bo mam przyjemność no i zaszczyt uczestniczyć w jego organizacji. A raczej - promocji, socjal media i inne takie pragmatyczne rzeczy. Zapraszam więc mocno na naszego fanpejcza i konto na twitterze, gdzie można znaleźć super aktualności. I oczywiście ogłoszenia artystów, bo jest ich cała 11-stka, a wszyscy świetni. Bardzo polecam i zapraszam 24 i 25 października do wrocławskiego Impartu.