background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

piątek, 29 lipca 2011

SP 7'' : Festiwal piosenki festiwalowej



 Every Teardrop Is A Waterfall EP (2011)

Zimnograjkowie, wielokrotnie już ogłaszani "następcami U2" nie nagrali żadnej płyty od trzech lat aż i ta nowa płyta musi być naprawdę świetna, bo drugi raz nie zamydlą już oczu "zmianą stylu" i "rewolucją". Pracują nad nią znów z Brianem Eno, co jest kluczowe, bo to największy człowiek w muzyce, ale nie zdążyli z nowym longplayem na okres latowakacyjny. Co bardzo dużym już ryzykiem, bo wcześniej zawsze z nowymi nagraniami udanie wpisywali się  wt en okres roku. To jest jakoś fachowo udowodnione - w wakacje Coldplaya się słucha, trzeba. (Nawet teraz mnie się przypomniało o nich jakoś na początku czerwca. Nie wiem, ten radosny poprock zupełnie nie pasuje mi do jesiennej smuty np. i prawdopodobnie niedługo znów zacznę się z nich śmiać z nieżalowową wyższością.

Every teardrop is a waterfall 
Lato jest tak cudnym okresem,że można spokojnie przyjąć tę słodycz i cukierkowość w muzyce. Korzystając więc z lipca i ich nowej EPki mogę jeszcze w sobie przywołać do nich sympatię i ten popwy gust6 z gówniarskich początków tego bloga. Więc ta EPka została wydana z okazji mini-trasy Coldplaya po letnich festiwalach (buli wszędzie, nawet w Gdyni, ale o tym innym razem soon). To słychać! Wiem,że na porcysiu Every teardrop is a waterfall  dostał jakieś 0-1, ale ni ewolno o tym zapominać, że to piosenka na festiwal jest.
Prosty rytm, który można nawet skakać i jak ładnie mogą się do tego zsynchronizować lasery, prawda? Sam tekst w świetny sposów jest opisem stanu koncertowej ekstazy, gdy zmysły są wyostrzone, a każda łza to wodospad. Fraza I feel my heart start beating to my favourite song jest tak życiowa, że za przykładem Chrisa też chce się walić dłonią w klatkę piersiową. Bardzo ciekawym wątkiem biograficznym Martina jest to, że from underneath the rubble sing a rebel song , które w moich znających Sunday Bloody Sunday uszach wydaje się pragnieniem dorównania do U2 (znów...). A zdanie, że I'd rather be a coma than a full stop idealnie oddaje mój osobisty stosunek do Coldplay.
Muzycznie to ten sam Koldplej z Viva la vida or Death and all of his friends, te same fajne klawisze na początku np., pozdro Brian. Niestety, nie potrafię wyleczyć się z sentymentu do gry Krzyśka chwytami na gitarce akustycznej, która tutaj wchodzi fantastycznie i nadaje takie cherful tempo. Ten bęben Willa Championa kupiony w Afryce jest już legendarny i ten pre-refren z chóralnym zacięciem... Ja łykam to w całości więc, jaram się jakbym był z H&Mu. To jest idealnie koldplejowo-epickie i zgłaszam kandydaturę Every teardrop is a waterfall na oficjalny hymn hipsterskiego festynu Ołpenera. Chciałem hejterzyć, ale przyszły te chórki na końcu i to jak sobie Krzysiek podśpiewuje, to jest to, melodyjny pop w postaci czystej.

Dwa słowa o teledysku, który jest uosobieniem stylu zimnograjków grających taką właśnie pastelowo-kolorową ciekawą jednak i efekciarską muzykę. Bo to dobry teledysk jest.

Major Minus czyli Krzysztof Marcin jedzie samochodem i śpiewa przez CB radio. Na początku też wydawało mi się to dziwne, ale drugą myślą było "Brian Eno wie najlepiej" i faktycznie. Przez to zepsute, zamglone brzmienie pan producent dokonał prawdziwego cudu, sprawił bowiem, że Chris Martin po raz pierwszy zabrzmiał naprawdę zuchwale i niepokojąco (!). Sam też w to dalej nie wierzę. Ale znów strunowce bezbłędne i w fantastycznie prosty sposób gitara wprowadza taki rwany, niespokojny klimat. Podskórne napięcie zabrane z jakiejś meksykańskiej speluny (?, wiem), łał. Refren dzięki surowej nieco gitarze trzyma nas z dala od tradycyjnej hymniczności, a krótka wiązanka słowna świetnie rozwiązuje melodię. To nie jest już przydługi i epicki chorus, tylko konkretne i błyskawiczne zejście melodii. A ten cytat z refrenu jest tak świetnym ultimatum, że chodziło za mną z 5 dni. I solówka gitary bardzo fajnie zagęszcza klimat, ale to przecież bardzo w stylu The Edge'a. Mając w pamięcie domniemaną mroczność Cementries of London w życiu bym nie pomyślał, że Coldplay kiedykolwiek nagra tak duszny utwór z charakterem.
Got one eye on the road and one on you!






Moving to Mars najlepszą piosenkę zostawili sobie na koniec. Najlepszą od bardzo dawna, lepszą niż te na ostatniej płycie, o X&Y litościwie nie wspominając. Nareszcie, w końcu udało im się połaćzyć klimat muzycznej prostoty Parachutes z rozbuchanym ostatnio stylem. A kolorowe pianinko Chrisa nigdy jeszcze nie brzmiało tak urokliwie. Zaprawdę, Brian Eno jest największym żyjącym producentem, rzekłem. Oczywiście, że Zimnograjkowie nie mogli wymyślić sami tak wybitnego utworu BOWIEm nawiązanie do Davida Bowiego jest celowym na pewno hołdem. Połączyli tutaj na swój sposób jego Space Oddity i Moving to Mars?. Cóż, wielkość Dejwida jest powszechnie znana i taki ukłon w stronę legendy można tylko pochwalić.
Trzeba przyznać, że tak na klawiszach potrafi przysmęcić tylko Coldplay i jest to tak oczekiwane przeze mnie   od dawna idealne rozwinięcie wrażliwości debiutu. Przejście, a raczej przelot na order (dla Eno) i już po chwili znajdujemy się w barokowym stylu "stadionowegorockanastępnychu2nowejgeneracjistadionów". Mogę z czystym sumieniem przyznać, że to rozwinięcie i cała przestrzenność drugiej połowy utworu to jeden z TYCH wielkich momentów muzyki 2011 roku. Kosmiczne.

Coldplay - Moving To Mars by dmrock


Coldplay udanie powrócili i bardo słusznie wydali "tylko" EPkę, bo widać jak dobrze oswoili się i nauczyli nowego brzmienia, które to Brian Eno wymyślił im perfekcyjne - zachowujące resztki dawnego emocjonajnie przebogatego stylu. Po wysłuchaniu TAKIEGO utworu jak Moving to Mars, znów zaczynam czekać na ich nową płytę z niecierpliwością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz