background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

środa, 13 czerwca 2012

Kultura w swoim żywiole

9. Noc Kulturalna ŻYWIOŁY NIE ŚPIĄ!

W ten piątek, 15 czerwca odbędzie się w Częstochowie Noc Kulturalna. Jest to już kolejna, dziewiąta edycja najlepszej inicjatywy kulturalnej, która za pół darmo prezentuje najróżniejsze dziedziny sztuki - muzykę, plastykę, literaturę, film, teatr, itepe, itede. Najlepsze jest jednak to, że na jedną noc ulice tego smutnego miasta wypełniają się ludźmi i dzieje się cała masa ciekawych rzeczy. Moje osobiste zainteresowanie naturalnie zwracają się w kierunku muzyki, a ten właśnie "żywioł" prezentowany jest tego roku szczególnie mocno. Powiem nawet, że jest lepiej niż na OFF Frytce (ale o tym też postaram się później napisać), bo koncertów jest tak dużo, że potrzebny jest dokładny plan na ogarnięcie wszystkich wydarzeń, które koniecznie trzeba zobaczyć.
Proponuję więc rozpiskę czasową najlepszych rzeczy i mam nadzieję, że okaże się ona przydatna.

19.30 Bajzel, Biblioteka Publiczna im. dr. W. Biegańskiego, Al. NMP 22
Ten człowiek wie jak w mig kupić sobie publiczność i wzbudzić powszechny entuzjazm (co udowodnił już na Frytce). Choć taki niepozorny, taki pojedynczy na scenie, to właśnie dla niego uknuto termin "człowiek orkiestra". Każdy jego występ jest po prostu szalony i nieprzewidywany, podobnie jak muzyka - nieuczesana i niesubordynowana. Każdy numer to petarda, a szczególnie na żywo widać jak to wszystko kumuluje się w jednym człowieku i jednej gitarze. Czasem śmiesznie wulgarnie, rytmicznie i poryuwająco z miejsc, Bajzel pograndzi w bibliotece miejskiej (  )

Dla kogo? Dla wszystkich czułych na muzyczne szaleństwo; mogę zapewnić, że po koncercie niechybnie staną się fanami Bajzla.
Catchy tunes: Wsioryba, Maniana, Sny
 
21:00 Karbido gra STOLIK, Sala teatralna IV L.O. im. H. Sienkiewicza, Al. NMP 56
Najciekawsze, na pewno najbardziej intrygująca propozycja tegoprocznej Nocy.
Nieprzypadkowo występują w "sali teatralnej" bo w ich programie można się spodziewać takich właśnie elementów (światło, gesty, klimat). Muzycy nie grają na instrumentach, ale korzystają ze... stolika. Jest on drewniany, zbudowany specjalnie dla wrocławskiego zespołu i jest wyposażony w różne struny, grzechocące elementy i inne dziwna jak na mebel rzeczy. Możemy spodziewać się fascynującej opowieści o genezie dźwięków czy ich wszechobecności, eksperymentu podanego w odmienny, zaskakujący sposób. Stolik był gloryfikowany i nagradzany na całym świecie, w różnych kategoriach, tak że ja sam nie wiem do czego go zakwalifikować. Wielkie brawa dla organizatorów, bo na komercyjnym festiwalu raczej nie byłaby możliwa prezentacja takiej formy sztuki.
Obecność zdecydowanie obowiązkowa.
 Dla kogo? Miłośników dźwięku! Niekoniecznie melodii, nie tylko piosenki czy nawet instrumentów, ale czystej akustyki.
Catchy tunes: Nogi, blat... hehe żart. Tu jest promo.

22:30 Pustki, Podwórko Al. NMP 32 – Cafe Belg i Duquesa
Koncert, z którego cieszę się najbardziej. Pustki to na pewno ścisła czołówka polskiej alternatywy i zespół przynoszący mi same przyjemne wspomnienia. Będzie to gig specjalny z kilku powodów - scena umiejscowiona jest kilka metrów nad ziemią, na balkonach, a ten właśnie zespół wydaje mi się idealny do tego typu udziwnień i eksperymentów. Po następne - promowana jest reedycja ich przebojowego Do-mi-no będą więc atrakcyjne "starocie" i różne nowe wersje klasycznych już piosenek. Po trzecie - i najważniejsze - Pustki zbierają na realizację nowej, tak wyczekiwanej płyty. Na fejsbuku już obiecali świeżynki, na co czkam z ogromną niecierpliwością, bo - pozwolę siebie zacytować - po Końcu kryzysu powinni być w życiowej formie.

 Dla kogo?  Dla fanów inteligentnego gitarowego grania z mądrymi tekstami. (Radek Łukasiewicz!)
Catchy tunes: Lugola, Kalambury, Nie zgubię się w tłumie.

23:00 Wojtek Fedkowicz Noise Trio, Teatr Muzyczny, Al. Kościuszki 1,
Bardzo ciekawy skład. Podejście do jazzu mają na wskroś nowoczesne, odważnie flirtują z elektroniką i naprawdę dużo o nich nie wiem. W budowaniu klimatu nie boją się korzystać z kleistego, przetworzonego basu z komputera i brzmi to bardzo fajnie. Jak powszechnie wiadomo, solą jazzu są koncerty i wpisana w gatunek improwizacja. Super, że muzyka też jest reprezentowana, dobrze pamiętam jak bardzo wstrząsnęli mną Pink Freud na Frytce. Jeśli nie lubicie Pustek tak bardzo jak ja lub coś się może obsunie - warto.

Dla kogo? Jazz fajny jest, oni wszyscy chcą jazz; dla wszystkich jazzmanów, nie tylko starszych, a zwłaszcza tych bardziej awangardowo nastawionych. 
Catchy tunes: Analogue Definitions, Kojak, Butterfreak.

sobota, 9 czerwca 2012

SP "11

Rok 2011 był dla muzyki rokiem dobrym i ciekawym, mogę się pokusić o górnolotne wyrażenie, że "obfitował w wydarzenia". Chociaż nie pojawiła się żadna rewolucja naznaczająca nową dekadę (jak ongiś Nirvana czy The Strokes/Radiohead) to dalej pozostaje w tym roczniku masa rzeczy, które muszę dopiero ogarnąć. Nigdy nie czułem się gotowy na robienie jakiś podsumowań, ale było w Jedenastym kilka momentów, o których z zachwytem krzyczałem coś o "nagraniu roku!". Któreś z nich udało mi się nawet opisać, teraz zapraszam na pewnego rodzaju erratę, przegląd najfajniejszych utworów złapanych w zeszłym roku. (Właściwie to mam tę listę od lutego, ale wtedy nic nie napisałem).


W Teleexpressowym skrócie: 11 piosenek z 2011 roku.

The Kills - Satellite
Pierwszy singiel z Blood Pressures to The Kills w swojej najbardziej nasyconej postaci. Mięsiste gitary, sprzężenia, rwane tempo, zadzierające uderzenia strun, impulsywne wstawki świdrujące uszy. Nad wszystykim jak zwykle unosi się duszna atmosfera błyskająca wyładowaniami Alison Mosshart. Razem z Hotelem prowadzą kolejną rundę gry pełnej toksycznych/seksualnych podtekstów. Zwielokrotniony wokal w końcówce jeszcze podgrzewa napięcie i jest dowodem na to, że VV wróciła lepsza, bardziej niebezpieczna i jeszcze bardziej femme fatale.
"Najpierw uśmiechy, potem kłamstwa. Dopiero potem kule" (cyt. Mroczna Wieża)

Fleet Foxes - Sim Sala Bim
Jaka ładna pioseneczka. Przy akustycznych harmonijach synestezja nieustannie podsuwa mi kolor zielony: kolor trawy i ogórków. Utwór ten jest tez dowodem na wzorcowy rozwój zespołu na drugiej płycie. Od delikatnej jak szum zefirka zagrywki ukazują nam się krajobrazy bogatsze i skrzypkami przechodzące do najbardziej chwytającego pytania w opowiadaniu tej płyty What makes me love you you despite of reservations? Jednocześnie owej poważności na tej samej linii melodycznej towarzyszy bajkowe Sim sala bim i poprzez końcową impresję chwytów spowija to delikatność i wiosenno - letni spokój.

Spider-man Turn Off The Dark Cast - Rise Above 2
Kompozycja autorstwa Bono i The Edge'a do broodwayowskiego musicalu o "Człowieku Pajonku" zachwyca delikatnością i podniosłym upliftingiem. Panowie nie musieli zachowywać pozorów "gigantów rocka" i całkowiecie poszli w rzewną balladę. The Edge może być nudnym dinozaurem i  nie musi robić kolejnej rewolucji, ale zawsze obiektywnie będę twierdzić, że kompozytorem piosenek jest wybitnym. Proszę tylko posłuchać jak fortepian towarzyszy kolejnym akordom, jak harmonijnie przechodzi do refrenu, wpuszcza kolejne głosy i wznosi wszystkich (zgodnie z tytułem) do chóralnego, spektakularnego finału. Songwriting jak u McCartneya, czapki z głów, chusteczki z saszetek.


PJ Harvey - The Words That Maketh Murder
Bez dwóch zdań - PJ Harvey wysmażyła na Let England Shake brzmienie jak najbardziej idealne do wojowniczego tematu. Jest ono surowe, zimne, naturalistyczne i dochodzące echem wprost ze szkockich wrzosowisk (to Mak(b)eth w tytule jest dla mnie szczególnie znaczące). Skupiony, trzymający w gotowości bojowej rytm buduje złowieszcze przeczucia, aby nagle w siódmej sekundzie pierwszej minuty zaatakować nagłym przejściem. Do dzisiaj nie ogarniam tego akordu wziętego z zupełnie innej bajki, to niesamowite kompozycyjnie jak ten niepasujący motyw decyduje o gwałtownej zmianie wymowy utworu.

Charlotte Gainsbourg - Anna
Zdarza się czasem, że melodia dosłownie wciąga w piosenkę wślizgując się między akordy. Tu też to uwielbiam. Beck Hansen komponując to dla córki swojego idola Sergio G. naturalnym luzem zwykłej gitary klasycznej ociera się o klasyczne piosenki francuski. Za pomocą skromnych środków opowiada historię ze skłonną do wzruszeń. W refrenie dodatkowo wycofuje chórek rozczulający słodką bezradnością. 

Anna Calvi - Blackout
Jeden z bardziej bolesnych powodów mojej nieobecności an poprzednim OFF Festivalu. Anna Calvi niemal przeraża siłą i surową stanowczością (na wersjach live wygląda prawie jak Grace Jones). Blackout wyjeżdża z mroku i prze do przodu utrzymywany hipnotyzującym, głębokim głosem Calvi. Mistrzowsko tworzy napięcie bez trudu panując nad żywiołem, z zimną krwią rozwiązuje ten monumentalny refren. Potężne.

Lana del Rey - Video Games
Pełen obaw i szczerości przekornie nie podchodziłem do Video games przez całkiem długi czas czasu. Byłem zniechęcony sztucznymi zdjęciami, całym tym szumem wokół teledysków i płynów silikonowych. Szansę dla panny Lany przekazał mi kuzyn, racjonalny fan Cat Power. Skupiłem się zatem na samej muzyce i zostałem urzeczony. Poważne, wyściełane akordy razem z harfą wprowadziły uroczysty, niemal dostojny klimat, tak bardzo różny od zwykłej pstrokacizny dzisiejszej muzyki pop. Właściwie fortepian (prawdziwy!) jest tyko tłem dla pięknego, niskiego głosu, tak smutnego, gdy przypomina dziewczęce zapytanie w refrenie. Nie wiem na ile napisano, kupiono, przeżyto czy wyprodukowano tę pieśń, ale wzrusza i snuje się szlachetnie z kolejnymi oddechami "tamtych czasów".

Foster the People - Houdini
Moja zajawka końca wakacji prosto z wrocławskiego Roxy Fm, kiedy niekt jeszcze nie interesował się jakże mizernym Pumped up kicks. Naprawdę przez chwilę uwierzyłem w nową, mocniejszą wersję Phoenix, hooki są tak bardzo potężne. Mocne uderzenia w klawisze z siłą FORTEpianu. Łagodne zejścia basu zastąpione są agresywnymi nabiciami elektronicznej perkusji (clapping!), a wszystkie wykręcone syntezatory i elektroniczne podbicia mają głęboki power-chordowy sens - bombardują kolejnymi hookami. Nerwowe ucieczki wokalu tworzą fantastyczny kontrast w (pre?) refrenie, który na chwilę unosi się w powietrze.

Jack White - Love is blindness
W swoim coverze grupy U2 Jacek Biały sięga po najbardziej dosłowne znaczenie tekstu utworu, które staje się manifestem psychopatycznego terrorysty. Nie ma tu modlitwy gitary z oryginalnego albumu, interpretacja skupia się na rockowej mocy (prze-mocy). Solówka jest zupełnym odwróceniem delikatnego, wysublimowanego stylu The Edge'a. Zamiast magicznych "delayów do podłogi" Jack atakuje dźwiękami chaotycznie łapanymi na strunach, szuka ich dopiero w improwizacji ścigając się z ramami taktowymi. Knując w przydomowym studio White wyzwolił z siebie wściekłość; należy się go bać gdy kończy tak beznamiętnie i z zimną gitarą w ręku.

Coldplay - We found love
Najlepsza wersja najbardziej porywającej piosenki ostatniego roku.Cover Rihanny można odczytać jako swoisty manifest Zimnograjków - tak, jesteśmy zespołem pop, gramy taką muzykę jak A-ha i Roxette dla takich szalonych mas ludzi jak gwiazdy radiowego popu. Nawet ja zdążyłem się z tym pogodzić i twierdzę, że taka właśnie formuła jest dla nich idealna. To nie jest już chamski bit Calvina Harrisa, tutaj wszystko żyje - Chris Martin wlewa swoje ekstrawertyczne emocje naturalnie denerwując się na akordach pianina, w tym obłędnym motywie klawiszowym, który podbił miliony ludzi na całym świecie. Prosty rytm, bujanie rozpycha się i zaraża bezpośrednim, chwytliwym entuzjazmem.

Maroon 5 feat. Christina Aguilera - Moves Like Jagger
Razem z Odnalezioną Miłością największy hicior tego roku. Chyba nawet większy, bo poprzedniego weekendu gwizdany motyw główny pełnił funkcję muzycznego przerywnika w dwóch wielkich telewizyjnych szołsach - podczas Festiwalu Polskiej Piosenki w Opolu i w finale EX Factora. Piosenka prezentuje swoje największe zalety już w pierwszych 15 sekundach - wakacyjna melodyjka, najprostszy z tanecznych bitów i funkująca, zacinająca gitara. Śpiew jest tylko przedłużeniem najbardziej zaraźliwego wydmuchiwania powietrza i łączy się z nim wreszcie w niezwykle naturalny sposób. Nawet bezpłciowa Krystyna A. dorzuca inne kolory wprowadzając wątek flirtów i zalotów. Dla każdego coś miłego. Nie ma też wątpliwości, że prawdziwy król parkietu z wielkimi ustami jest tylko jeden.

wtorek, 5 czerwca 2012

KROPKI - KRESKI : Getting higher than the Empire State


fun. - Some nights  (2012)

Naprawdę dobra okładka albumu (długogrającego) powinna być odzwierciedleniem treści zawartych na ukrytym w sobie krążku.
Chociaż album grupy fun. nie jest jakiś super, to okładka jego jest na pewno świetna, prawdopodobnie staje się jedną  z moich ulubionych. Okładka ta mówi wszystko o muzyce jaką grają na Some nights, z powodzeniem można dokonać analizy dźwięków opisując jedynie przedni obrazek.

Powyższa okładka na pierwszy rzut oka wygląda jak zdjęcie zrobione Instagramem. Idea postarzania zdjęć jest tyleż romantyczna co ultramodna/hipsterska. Piosenki fun. również przeżyły ostatnio zdumiewający wybuch popularności i znalazły się na ustach i uszach wszystkich; Zuckerberg nie musiał utworów ich za miliard zielonych - wystarczyło wykorzystanie ich w "Glee".

Barwy są miękkie, (po prostu) pastelowe i zbyt nasycone - kontrast ustawiony za wysoko wyodrębnia niepotrzebnie cienie i naostrza obrazek. Nałożono chyba jakiś cały filtr pomarańczarni, przez co zdjęcie jest po prostu sztuczne.   Jaskrawa jest też produkcja płyty, ścieżki są nienaturalnie podkręcone i rozmnożone, nawet wokal musiał być podbity w Auto Tunsie i w rozwleczony chórek. Jednak najbardziej bolą sztuczne klawisze i okropne odbijanie elektronicznego keyboardu.

Układ kompozycyjny z tytułem wyszczególnionym na górze ma przypominać (prawdopodobnie) album z prawdziwymi zdjęciami i nawiązuje także do tradycji muzycznej - ten elegancki szablon zastosowano także na płycie Beck'a już. Propsy, bo bardzo lubię i inspiracje też warte pochwały.

Najbardziej istotne jest to, że ten przód albumu przedstawia jakąś konkretną sytuację, zdarzenie. Płomyk nie mruga (to nie bajka niedługa), bo zatrzymał się w slow montion, tak jak epicki refren wiodącego singla We are young. Takie przesuwanie się obrazków w zwolnionym tempie wydobywa istotę rzeczy, rzeczy z niej najważniejsze. Pozwala zauważyć, że właśnie te szczegóły, pojedyncze momenty są najbardziej znaczące. Happeningi zawsze prezentują się tak samo, ale to małe gesty wyróżniają i odróżniają się od tonącego banału. (słowo "wyjątkowe" ciśnie mi się na qwerty właśnie od niego mnie oddzielając).

Ale ja przecież chyba dawno odrzuciłem rozważania paola cohelo na postrzeganie świata w kosmosie i nie dlatego tak bardzo lubię to zdjęcie. Po prostu, nie przedłużając - są tam, zaraz na pierwszym planie piękne, dziewczęce nogi (proste.długie). Nogi z łydką, która mogłaby się znaleźć na okładce Ferdydurke jako gombrowiczowski atrybut młodości. Zgrabne nogi podane tak wprost przemawiają do mnie wyraźnie jesteśmy młode (ang. We are young). I ja je biorę... przepraszam, ja to akceptuję w ciemno, przemawiają do mnie lepiej niż prześpiewania wokalisty fun. i nie będę ukrywał jak bardzo mi się one podobają. Żywotna, żwawa, pełna witalizmu piosenka to coś przy czy mogą udanie bawić się dzisiejsze gimbusy, dziękuję, popatrzę.

Osoby pozujące nie pokazują twarzy, bo osobowość dawno wyssał im fejsbuk i twitter, mogą to być też złe dzieci palące papierosy i pijące alkohol hejhejsialalahejhejhejhej.
Nie chcę wychodzić na zgrefa, ale o ile moimi po-imprezowymi brudnymi muzakami było The Kills i LCD Soundsystem, tak "dzisiejsza młodzież" może przy fun. właśnie szukać sensu życia i przyjaźni i miłości i upływu czasu pośród nieprzespanej nocy i śpiącego czekania na nocny autobus do domu.

PS. Żeby nie było niejasności : "młodzież" to taka grupa ludzi, która musi jeszcze chodzić na lekcje do szkoły. Pozdrawiam z wakacji.

piątek, 1 czerwca 2012

Pierwsza dama polskiego nieżalu

#autopropsy
L.stadt, Julia Marcell i Bon Iver na Main Stejdżu Ołpenera, Iza Lach ma oryginalną piosenkę z tym słynnym Snoop Dogiem oraz została uznana za autorkę 138. polskiej piosenki wszechczasów, Vermones rozwijają się na solidnej EPce, a Janek Samołyk zdobył dzisiaj Olimp Polskiej Muzyki (czyt. Opole hehe). Nieskromnie przyznam, że lubię mieć rację i te godziny, miesiące, lata odsłuchów kolejnych mp-trójek usprawiedliwiają mnie do wydawania czasem jakiś osądów. Ale za największe osiągnięcie mojego wydatnego skądinąd nosa ("atrybut intuicji") uważam błyskawiczne zakochanie się w nowej Brodce dwa lata temu. Ciągle pamiętam jak z zapartym tchem czekałem na LP Trójki,. gdzie premierowany był pierwszy singiel z Grandy. Szybko okazało się, że było na co czekać. W pięciu smakach faktycznie spowodowało niemałą rewolucję nie tylko dla ówczesnej laureatki Idola, ale zatrzęsło światkiem muzycznym od Polsatu do nieżalu.
Oczywiście nie było to dla mnie żadnym większym zaskoczeniem, znam bowiem składniki tego olśniewającego sukcesu. Tak więc: prezentuję (uwaga, banał w tytule).

KARIERA BRODKI W PIĘCIU SMAKACH



1. Muzyka 
Wydana w 2010 roku Granda cały czas pozostaje najświeższą i najfaniejszą polską płytą ostatnich lat kilku. Pani Monika nadała polskiemu słowu "pop" artystyczne i ekscytujące znaczenie. Krążek wypełniony jest muzyką śmieszną (Ścieżka Nr. 1.), figlarną (2.), taneczną, (3.) seksowną (4.), góralską (5.), wykręconą (6.), elektroniczną (7.), nieoczywistą (8.), nawiązującą do legend naszej muzyki (9.), podskórną (10.) czy wreszcie międzynarodową (11.). To po prostu świetna płyta z prawdziwie porywającymi piosenkami i cała kolorowa  pstrokata.

 

2.  Współtwórcy
Nosowska ma Macuka,a Brodce w kompozycjach pomaga Bartosz Dziedzic, który jest też odpowiedzialny za produkcję całej płyty. Jest ona - produkcja - kluczowa dla całego wydawnictwa, bo właśnie stworzona przez nią energia napędza wszystko i decyduje o oryginalności stylu Grandy. Dziwności w muzyce jest cała masa, dodatkowo nadano temu organiczny, folkowy sznyt.
Ogromnie ważną sprawą w tym kontekście są też oczywiście teksty piosenek, co ważne - napisane po polsku, a nawet staropolsku. Takie określenia jak porachuję kości, cni mi się do niego, czy tytułowa balanga to esencja nowego stylu brodki. Wprowadzić takie wartości w "czasy hipsterskie" mogli prawdziwi specjaliści jak Budyń z Pogodna i Radek Łukasiewicz z zespołu Pustki. Razem z Moniką stworzyli prawdziwy dream team młodej polskiej alternatywy, lepiej sam bym ich nie zebrał.
Spektakularnym symbolem tych artystycznych znajomości jest niewątpliwie słynny już teledysk do Krzyżówki Dnia, który współtworzyła doborowa grupa warszawskich twórców wizualnych. Nie wiem dokładnie kto jest tam kim, ale efekt robi wrażenie pio-ru-nu-jące.


3. Koncerty
Niezwykle chwalebne jest to, że Brodka przywiązuje tak dużą wagę do swoich występów na żywo i dba o ich profesjonalną całościową oprawę. Nie ma chyba w Polsce drugiego artysty/zespołu, który za cel miałby stworzenie prawdziwego widowiska na scenie (Doda to ina liga roz(g)rywkowa ). Normalnością na jej koncertach jest deszcz tak bardzo dużej ilości confetti, a wszyscy muzycy także są schludnie odziani w fikuśne muszki czy inne imprezowe atrybuty. Skład koncertowy tez jest należycie rozbudowany, dla przykładu Brodka zabiera w trasę aż dwóch gitarzystów, co nie jest konieczne i specjalnie słyszalne, ale świadczy o dbałości o aranżacje. Oni zresztą tam na scenie też bawią się świetnie - takie obrazki jak "granie w kółeczku" w 3:25 filmiku na górze są budujące i sympatyczne. Ten luz i swoboda pozwala później na eksperymentowanie z dramaturgią "przedstawienia" , wykorzystanie dziwnych strunowców, czy zaskakujące/intrygujące covery.
Osobiście bawiłem się na koncercie Brodki w Krakowie i mogę zaświadczyć, że był to jeden z lepszych gigów w jakich miałem przyjemność uczestniczyć heh :)

4. Trendy
Nie chodzi mi bynajmniej o przedstawiony kolumnę wyżej festiwal telewizyjny, ale o tytuł tego posta. Faktem jest, że Brodkę kochają obecnie wszyscy i jest jej najbardziej cool piosenkarką w Polsce. Ogromna w tym zasługa samej jej, która deklaruje, że chce realizować się na wielu poza-muzycznych też dziedzinach i dba o swój wizerunek z każdych stron. Moda, stroje, fotografie, teledyski są tak samo ważne jak tworzona przez nią muzyka, co jet podejściem niespotykanym w naszym kraju. Jest to jednak słusznie doceniane zewsząd. Możemy chyba mówić o pewnym fenomenie, bo "grupa docelowa" Brodki jest ogromna - od bywalców sylwestra we Wrocławiu, przez czytelniczki "Glamour" i "Vivy" które pamiętają ją z piosenek Piaska (ja dalej bardzo je lubię) do miłośników alternatywy i krakowskich hipsterów z zaciekawieniem czekających na jej wysublimowane teledyski. Przekleństwo "Idola" pozwoliło pani Monice na dotarcie do szerokiego audytorium, wymogło tak gwałtowne zmiany, spowodowało u słuchaczy radia zet naukę tych wszystkich wysublimowanych inspiracji (kiedyś zrobiłem ich listę) które mogła zaprezentować z takim dużym rozmachem. Serce rośnie, gdy taka płyta jak Granda tak długo trzyma się w czubie list sprzedaży i nagle wszyscy stają się fanami dobrego popu.


  5. Monika
Najważniejsze zostawiłem sobie na koniec. Pozwolę sobie zacytować M. Słomkę ze screenagers.pl : "Monika Brodka, laureatka „Idola”, oszukała to smętne przeznaczenie dwukrotnie. Najpierw swoimi poprawnie skrojonymi popowymi radiówkami połączyła wszystkie matki i córki tego kraju we wspólnym uniesieniu na samochodowych trasach dom-szkoła-supermarket. Następnie, zmieniając repertuar i stawiając całą swoją karierę na szali, kupiła sobie uznanie audytorium skupionego wokół muzyki niezależnej." Oszukała przeznaczenie, znaczące. Pomyślcie ile ona musiała walczyć z papparazzami, a później heroicznie bronić swojego nowego wizerunku i tłumaczyć jak krowie na rowie, że chciała zrobić coś swojego, bo przecież może, ma swoje zainteresowania. Do tej pory odpowiada na pytania o dojrzałość czy o mityczny moment zostania "artystką".
Nawet ja całe życie byłem przekonany, że słowa do utworu Kropki-kreski musiał napisać Radek Łukasiewicz, bo przecież autorem jest genialnym, a tekst jest jednym z moich ulubionych ever.
Niezwykła delikatność wśród płynącego pianina ustanawia nową definicję synestezji opisując ukochaną osobę za pomocą malarskich środków - permanentnym tuszem bądź, w czerwieni do twarzy mi / bez szablonu i bez wzoru, namiętnie i aż do krwi <3 ubóstwiam.
W innym zaraz momencie, tytułowej Grandzie, zalotnie droczy się do jeżdżących basów kusi i onieśmiela tylko po to, aby skrytykować stylówę i wyskakać staropolskie "spierdalaj". Co za charakter w tej dziewczynie...

Myślę, że Monika Brodka zasłużyła w ogóle na jakiś osobny medal, skutkiem jej sukcesu est bowiem stworzenie na "polskim rynku muzycznym" kategorii idealnie pośrodku mainstreamem a alternatywą.
Młoda polska kultura alternatywna doczekała się też być może swojej ikony.

PS. Jakby ktoś jeszcze nie wiedział, to Brodka jest zaszczytnym headlinerem Frytka OFF Festiwalu 2012, z czego się niezwykle cieszę.