background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

wtorek, 1 listopada 2011

It's a wonderful life



Sparklehorse - It's a wonderful life (2001)

Czasem zdarza się, że napada nas nastrój jakijś dziwnej melancholii, a nawet więcej, Dogłębne i empiryczne zastosowanie antycznego (wł. biblijnego" hasła "vanitas vanitatum" - czujemy się niczym, na nic nie mamy siły, ach bo i po cóż. Przypadające dzisiaj "Święto Zmarłych" napada na nas z morzem świecących się naturalnym płomyczkiem lampek i wciska na siłę ową zadumę. (ktoś to nawet zauważył nazywając tak Dzień Kaca Mentalnego Dnia Następnego - dosłownie "Zaduszki"). Odchodząc od motywacji religijnych, jest jakąś ironią, że na te 2 dni wszelka smutnota i jałowy zamęt są pożądane w świecie Zwycięzców dla których biblią są lajfstajlowe kosmopolitany i hipsterski zimnogrający pop.
Klasycznym harakiri staje się dobranie muzyki jednocześnie potęgującej tę nicość i wprowadzającej równowagę w nasze skołotane duszyczki. Przynajmniej ja tak mam. Dzięki temu mogę doskonale zanurzyć się w klimacie tego albumu Sparklehorse, który JEST zadumą.


It's A Wonderful Life by Sparklehorse by HannahnMike

Już pierwsze sekundy zabeirają nas do innego świata. Spokojny, miarowy rytm nie ma prawa zabudzyć naszej psychiki i musi się on (umysł) w nim zatopić. Te "pociągowe" wybijacze są dla naszego niepokoju muzycznym odpowiednikiem napisu NIE PANIKUJ napisanego dużymi przyjaznymi literami na idealnie dopasowanej plastikowej okładce przewodnika Autostopem przez galaktykę. To podróż do innego wymiaru, opuszczenie eurohorrorów czy matury i aby stanąć twarzą w twarz ze światem. Mógłbym ująć, że chodzi o absolut, ale to życie jest cudowne. Najbardziej miękkie organy, drżące niczym mięciutkie gąbeczki i otulające nasze uszy są tłem spokojnego, wstydliwego nieco wyznania It's a wonderful life. Jak gdyby to nie Mark Linkous, ale sam Bóg wyjawiał nam tajemnicę istnienia. I będzie już dobrze.

Niebiańskiego podróżowania wśród chmur ciąg dalszy i ktoś budzi nas słonecznego dnia (z hamaka!)
softfully good morning my child. Jej, chcę dla moich przyszłych dzieci, aby ich dni były też takie Gold Day(s), naprawdę. Te fleciki są strasznie błogie, nawet bardziej niż chórki przeczystego głosu Niny Persson.

Sparklehorse - Piano Fire by DembRadio

Czasem nawet niebo może się znudzić (będziemy siedzieć tak, aż zmęczysz się), więc z punktu doświadczenia życiowego Piano fire jest utworem ważniejszym nawet. Jest to jedno z najwybitniejszych Dzieł Ludzkości, więc zwyczajnie nie ogarniam, ale ten utwór łączy wcześniejszą metafizykę i nadziemską nadwumiarowość i charszczenie gitar tak jak tylko może to zrobić Życie. Te uderzenia w talerz zakrzywiają moją percepcję, a śpiew PJ Harvey wyraża ten cały smutek i wyję razem z nią. Dziękuję, dobranoc. I can't seem to see through solid marble eyes.

Na szczęście można się uspokoić przy Sea of teth, bo by mi się głowa wybuchła, albo zostałbym myśliwym. Tam się czają te fleciki jeszcze, kapitalnie się do tego zasypia. W Apple bed znów trzeba zmierzyć się ze złym światem, bolesna doczesność, znów.  You could be my dog (...) doctor please. Nie mogę tak po prostu znieść tego zejścia w połowie. Weltschmerz. Próbujemy z tym wszystkim walczyć, być King of nails. Na szczęście ukoić może sama PJ w Eyepennies podobnie rozpaczliwie próbując utrzymać się w melodii.
Każdy sen może się zamienić w koszmar z jakimś Dog door. Tom Wits to faktycznie nergal wcielony charszczący i gulgoczący. 3 minuty w piekle.

Nowy wschód i razem ze Słońcem wznoszą się ptaszki. Cudowne brzękania talerzy także. Please send me more yellow birds. Dla biednego Little fat baby mającego s smyczkowe wycofania w swoją samotnię.



Jest jeden na to wspaniale banalny sposób, na spokój, na to wszystko. Podbudowany pomysłem budzimy się za pomocą zwykłych już bębnów i solówki na pedal steel'u, a oczekiwanie z nadzieją niecierpliwą pobrzmiewa pianinem. Would you come to comfort me?
Chyba się udało. Podróż kończy się gdzieś daleko, gdzieś dostatecznie wysoko, skąd widać absurdy naszych małych tragedyj i prawdziwe Piękno Życia. Bo jest pięknie. Spokojnie. Tak łatwo. Jak Babies on the sun.

To czego potrzebujesz, to żeby rzeczywistość wzięła cię między cycki, przytuliła i powiedziała : będze dobrze. Nie bój się.
                                                     Bartłomiej Dobroczyński w "Świątecznej"


PS. Założyłem też twittera, aby odkryć piękną prawdę, że to Iza Lach propsuje moją notkę o Niej na swoim oficjalnym twitterze (!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!).  
 http://twitter.com/#!/yarpen11
 I nawet o mnie napisała, czym się strasznie jaram!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz