background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

środa, 9 listopada 2011

Brush it off, start again




Paula i Karol - Overshare (2010)


Zdaje się, że lubię język angielski. Zdaje się, że się go uczę. Zdaje się, że jakoś go nawet rozumiem ("potrafię mówić. po angielsku"). Oprócz czysto praktycznego względu takiego, że większość słów do słuchanej przeze mnie muzyki tworzona jest po angielsku, bardzo lubię łatwość z jaką można produkować nowe słowa czy modyfikować je bądź udziwniać tworząc zaskakujące i ciekawe ich zbitki np. brokenhearted, overhelmed czy overshare właśnie. Jednym z moich ulubionych słów w ogóle jest więc "joyful" jako coś radosnego, fajnego, śmiechowego, optymistycznego, radochowego. Już samo miękkie brzmienie "dżoj" jest nacechowane jakąś całą gamą słodyczy. Twórczość Pauli i Karola, cała ich kolorowość i folkowa prostowa jest właśnie podyktowana temu jednemu słowu, temu uczuciu.

Joyful.

Tu tak naprawdę nie chodzi o misterne brzmienie pierwszej perkusji. Zdaje się być tylko elementem ozdobnym, bo nie nadaje rytmu tylko piosence, są to żwawe kroki w swobodnej spontanicznej przechadce. Ozdobniki w stylu skrzypiec są elementem organicznym prawie jak chłodny wiaterek szumiejący liśćmi.To nie jest klasyczny n-oktawowy śpiew tylko rozmowa dwójki przyjaciół zwykłej dziewczyny i zwykłego chłopaka. Beztroskie upomnienie, że you're so sweet, but can you really love someone?  (Nie sposób sobie tego nie podśpiewywać).



Calling mimo całej tej ślicznej otoczki wydaje się być naprawdę ważnym utworem. Jest w tym na pewno tęskna melancholia o dzwonieniu, ale to dzwoneczki dzwonią, bo tak naprawdę z tym dzwonieniem to raczej nie. Kolejna wzruszająca historia normalnego życia, gdzie tak that's the way things have to be. Bez nadmiernych jęków i jakiegoś egzaltowania trafia do nas prosto w serce, bo przecież każdy będzie brał serce i wołał.
Z zachodu Słońca w chodny wieczór, do Ontario. Pociągnięcia czy to smyczka czy chrapliwej nieco gitary, aby szukać krótkich chwil wytchnienia w swobodnych czasem biciach gitary. Ale już jest dobrze, swobodnie i można nawet położyć sweterek na tylnym siodełku. Refren Mother's shew dojedzie na jakąś miękką polanę. Te dwa wokale to przecież dziwna wersja zabawy w ganianego czy inną skakankę.



Uwielbiam też zaraźliwą energię Birds & bees. Paula naprawdę się tam uśmiecha, cały czas! I droczy. I uczy nowej gry. I łapie piłkę. Sama gitarka mówi wszystko. Ptaszki i pszczółki!

Nie wiem, czy ta miła parka jest aby świadoma tym, że na wsi muszą być ziemniaki; być może to ich finalny brak jest tym czego nieco brakuje This is country! Hej, hej, heeeejjjjj! Szukamy ziemniaków więc.


07 Paula & Karol - Goodnight Warsaw

Uwaga, na plac zabaw (ang. playground) wkraczają aspekty socjologiczne. Słynny Projekt Warszawiak jest bezczelny, hipsterski i bogato-szpanerski, ale to przecież "warszafka". Ja chciałbym osobiście być nawet milionową częścią takiego wieczorno-wspólnotowego hymnu jak Goodnight Warsaw. Idealny. Włóczyć się gdzieś z kimś, pić coś, łazić, podziwiać, kochać, zmęczyć się, z przyjaciółmi, z całym tym miastem.

Wstawać znów, żyć znów! Przyjacielskie poganianie, a wręcz wlewanie radości do życia. Tarmoszenie. ((Community (Things to be) )).
 House into a home jest tak zadziwiającą piosenką, że pokazuje nagle cały proces poprawienia humoru przez słuchanie całej tej płyty. Twarz powoli się rozszerza, kąciki ust coraz wyżej aż wreszcie nie ma siły -trzeba się wyszczerzyć gębę całą. Jak pisał Shakespeare : "I będzie się uśmiechał...". Nagły przypływ endorfin i dżojfulowości i cała ta folkowa beztroska i nawet radosne okrzyki. Cóż, nawet jeśli jest tak źle, że wszystko tyka w miejscu, a ty Stuck in a moment and you can't get out of it , to wszystko i tak się samo napędza tylko w dobrą stronę. Chyba tylko pozytywne emocje mogą tak wzrasta wzdłuż, wszerz i wbrew prawom nauk ścisłych. Będzie dobrze tylko to brush (zmiękczenie na "sz" prawie jak "plusz" ). Taka pierdoła jak dziecinne organki upewniają nawet wsparcie i lądowanie i swobodne przyjście przez te słoty i rozdarcia. Skórki.


PS. Czas pisania długopisem na kartce : 57 minut.
       Czas przepisania do bloga : 50 minut (+ że to Barak i że z linkaczami i tragicznym netem). 

1 komentarz:

  1. Fajnie napisane :) Aż wstyd ale ta płyta kurzy mi się na półce :/ Zapomniałam trochę o niej, więc dzięki za przypomnienie!

    OdpowiedzUsuń