background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

sobota, 13 stycznia 2018

Kompleks mniejszości



Pomiejszenie (2017)
reż. Alexander Payne

Wyobraź sobie, że możesz uratować planetę przed przeludnieniem. Zyskać lokalną sławę i setki zajmujących anegdot z egzotycznej podróży. Porzucić hipotekę i pomnożyć kapitał. Zrzucić z ramion wielki ciężar codziennej pracy i nudy codzienności. Możesz zostać wielkim bohaterem, jeśli tylko się... pomniejszysz.



Tak rozpoczyna się jedna z najbardziej oryginalnych hollywódzkich opowieści ostatnich lat*.
Nie chodzi tu o efektowny high concept i pomysły sci-fi, tylko skalę opowieści i odpowiednie wyskalowanie historii. Scenariusz Alexandra Payne'a pokazuje niedaleką przyszłość, w której wynaleziono technologię pomniejszania ludzi. Nowatorska metoda wydaje się być cudownym remedium na wszystkie problemy XXI wieku - przeludnienie, energetykę, a nawet politykę i frustracje społeczne. Globalna ekspozycja sprawia, że rozterki amerykańskiego everymana nie nudzą, bo są przedstawione w świetle nowych ekonomii oraz oryginalnych rozterek moralnych.

Fabuła jest mniejsza i o wiele prostsza - przybiera postać alegorycznej przypowieści, która nie narzuca się z wielkimi mądrościami. Łatwo dowiadujemy się o problemach 3. świata, bo w pomniejszonym świecie (nie przez globalizację, a terytorium) żyją obok siebie zupełnie różne warstwy społeczne, co zwiększa prawdopodobieństwo spotkania. Zgrane motywy są podkręcone w bardzo delikatny sposób i to wystarczy, aby wzmocnić ich znaczenie; zmniejszenie dodaje nam najzwyczajniejszej empatii. Dajmy na to scenę z kolonią nielegalnych pracowników po drugiej stronie muru: niby wiemy, że żyją oni "gdzieś obok" i pewnie w naszym świecie też da się tam dojechać autobusem, ale ten wielki mur faktycznie zmienia perspektywę. I wcale nie jest to krytyka Trumpa, czy nachalność dyskusji o emigrantach; komediowe spojrzenie pomaga znormalizować nawet tak ciężkie tematy.




Pomimo dużych spraw, którymi się zajmuje, Pomniejszenie to bardzo fajna komedia w niezwykle ciekawy sposób posługująca się wizualnymi żartami. Nie chodzi nawet o sprawy skali "taki duży-taki mały", ale komizm zwyczajnych akcesoriów, takich jak walizka na skrzypiących kółkach czy dudniące ściany. Futuryzm świata przedstawionego objawia się w jak najbardziej elegancki, uporządkowany sposób: kolorach na przemian wyblakłych i kwitnących, oraz w porządku nowego ustawienia rozmiarów. Trzeba pamiętać, że poprzednie obrazy reżysera Alexandra Payne'a były zwyczajnymi filmami obyczajowymi (Bezdroża, Spadkobiercy) i ten ciepły styl udało mu się przenieść do hollywoodzkiego wielkiego budżetu. W tak małym świecie szczypta humoru potrafi uprzyjemnić egzystencję, a pojedyncze dylematy etyczne zyskują wielką wagę - tym bardziej, gdy jedną z uchodźców politycznych gra niezwykle bezpośrednia Hong Chau. Równie swobodny i bezceremonialny w swoich półlegalnych intrygach jest Christopher Waltz; obie postaci rozświetlają film bez szczególnie wyrazistych postaci i wyraźnego szwarccharakteru. (Jest też jak zawsze cudowna Kristen Wiig).



Wszyscy piszą jak doskonałym wyborem dla obsadzenia roli głównego bohatera jest Matt Damon; to prawda, ale niekoniecznie chodzi o jego twarz zwykłego chłopaka. Ja poddrapałbym ten perfekcyjny wizerunek, bo moralna wątpliwość co do motywacji bohatera bardziej pasuje do jego filmowego alter ego.

W samym środku skandalu seksualnego Harveya Weinsteina w serwisie Buzfeed pojawił się artykuł na temat Matta Damona. Autorka w kąśliwy, lecz poparty przykładami sposób zastanawiała się, jak zachowa się aktor będący symbolem "dobrego amerykańskiego chłopaka" w obliczu oskarżeń na temat jego wieloletniego producenta. Tekst jest fascynującym stadium publicznego wizerunku przezroczystych (to znaczy białych, hehe) liberalnych gwiazd Hollywood: przywoływane są kolejne przypadki gaf Damona, któremu zdarzały się oznaki drażniącego braku wrażliwości dla mniejszości rasowych, seksualnych i genderowych. Wciąż, jedynym oskarżeniem pod jego adresem jest telefon do Sharon Waxman, która pracowała nad sprawą Weinsteina już w 2004 roku - Damon prosił o "wyciszenie" sprawy i porzucenie dziennikarskiego śledztwa. Matt Damon oczywiście przeprosił teraz jako ojciec czterech córek i zaniepokojony obywatel w ten sam banalny sposób co zwykle. Ale taka niewinna postawa ma swoje szwy, które widać szczególnie teraz, gdy Hollywood musi odpowiedzieć sobie na pytanie, jak traktuje kobiety.

Podobnie Paul Safranek: jest miły i tylko chce się zmniejszyć - dla świata! - ale dość trudno mu wyjść poza własne potrzeby. Na ile jesteśmy potrzebni światu, a na ile najbliższym nam osobom? I czy pokusa zyskania celu własnej egzystencji nie okaże się zbyt wielka dla zwyczajnego człowieka?



Napisałem o Pomniejszeniu jako o najbardziej oryginalnej opowieści ostatnich lat, ale to oczywiście wyolbrzymienie. To faktycznie jedna z niewielu produkcji o tak ciekawie humanistycznym punktem wyjścia, chyba od czasów scenariuszy Charliego Kaufmana (Być jak John Malovich!) . Reżyser świetnie korzysta z tak zdobytej lekkości dając nam przyjemnie małą opowieść o dużych sprawach.

W okresie rozdawania nagród filmowych, Pomniejszenie trochę zniknęło z oczu krytyków. Ktoś powie, że za mało mówi o aktualnej polityce prezydenta USA, ktoś zauważy zmarnowanie scenariusza na małą ilość dysput o globalnym ociepleniu. Ale to przecież Alexander Payne, którego ostatni film rozgrywał się w czarno-białej Nebrasce. Reporter amerykańskiego Esquire pisał, że jego obrazy mówią o "mężczyznach uświadamiających sobie, że nie muszą mieć tego, co w ich wyobrażeniu powinno do nich należeć".

Ja przyjmuję podobną strategię; zachęcając do obejrzenia filmu, polecam nie oczekiwać zbyt wiele po Pomniejszeniu. Mając przed oczami wielkie możliwości i ambitne koncepty można się rozczarować - tak jak rozczarował się główny bohater film trochę ze zbyt dużym entuzjazmem wskakujący do nowych możliwości. W końcu wszyscy jesteśmy tylko malutkimi trybikami w maszynerii globalnych spraw, które i tak nas przerastają.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz