niedziela, 22 marca 2015
Mother sucking hip - hop
Afro Kolektyw - 46 minut Sodomy (2014)
Na koniec Afro Kolektyw nagrało własną wersję POP - płyty U2 z 1997 roku.
Po telewizji, przed internetem, w środku komercji.
Popkultura zaczęła uwierać irlandzki zespół tak bardzo, że musieli ukazać ją w nawet nie w krzywym, ale w potłuczonym zwierciadle. Szaleństwo supermarketów przerosło nawet Bono - organizując nieprzyzwoicie gigantyczną trasę stanęli na krawędzi bankructwa, a piosenki zapadały się pod ciężarem ambitnych i awangardowych fuzji elektronicznych. Rozpaczliwie rzucili się w wir imprez plaż Miami gdzie na tle narkotycznych szaleństw elektro dumnie kroczą supermodelki - najbardziej błyszczące, zjawiskowe postaci tego drogiego świata.
Brzmienie POPa jest celowo popsute - te wszystkie niedoróbki, charszczenia i niedomagania są pozostawione specjalnie jako świadectwo zepsucia, zbytku, przytłoczenia popkulturą. Nawet głos Bono niewyciągający wyższych tonów jest kluczowy, bo to głos skacowanego imprezowicza na najgorszym kacu, a istotę Gone obrazuje szurający, gasnący dźwięk gitary The Edge'a. Spod całego tego zamętu Bono wyczuwa nadchodzący nadmiar śmieciowych produktów kultury czemu towarzyszy wstydliwe wyznanie The Playboy mansion: "I never did see that movie / never did read that book". Drugim okiem wciąż lookin' for baby Jesus under the trash; patrzy w głąb, tam gdzie tak niebezpieczne serce jak wysypisko atomowe masz.
W Polsce, w naszym kręgu kulturowym popkultura nie jest tak bardzo obecna,
Jeśli spotka się czterech, albo sześciu kumpli to nie rozmawiają o filmach czy płytach, Nie oglądają nawet telewizji. Po prostu piją wódkę.
Opium dla mas jest u nas alkohol. Nie ma nic prostszego niż zalanie się w trupa. Uniwersalny sposób na wszystkie problemy. Pytasz dlaczego śmierć, dlaczego wojny, dlaczego marketing - i dlatego wódka. Największa przyjemność dla najmniejszych ludzi. Tyle ukojenia w malutkiej buteleczce - z wódki to "małpki" sprzedają się najlepiej. Nie trzeba nawet wychodzić z domu, bo przecież wódka w barach jest absurdalnie droga. Nie trzeba mieć towarzystwa, można przecież pić do lustra.
Upadlanie się jeszcze nigdy nie było tak proste. Fizyczne katusze zadawane wątrobie i całemu ciału. Wyrzuty sumienia zamieniają się w wyrzuty z żołądka. Słowa nareszcie zyskują na bezwstydności. Dosłowności i krzykliwości. Beznadziejne zawieszenie. Można iść tylko w górę, albo w dół. Niebo albo piekło. Nagle masz diabła w oczach moja miła, tylko dlatego że się w nich odbijam.
46 minut Sodomy do płyta alkoholowa. Skończyli się w najgorszy możliwy sposób - sztywnym osunięciem się pod stół. Zamiast szampana z gali nagród raczyli się tylko wódką. Zupełna kapitulacja, bezmyślne wlewanie w siebie złej substancji. Cała frustracja, talent, muzyka, podkłady poszły się jebać. Zamiast artyzmu wygrał alkohol. Zataczamy się ze świadomością porażki. Afro Kolektyw to truchło, po raz ostatni i ostatecznie zalali się w trupa. Zostanie nam po nich tylko pięć płyt, masa punchlinów, 40 kilogramów autoironii i kac. Potężny kac.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz