background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

piątek, 22 sierpnia 2014

SNL: Not gonna do that think that my voice goes high



Saturday Night Live to bez wątpienia najlepszy program rozrywkowy. Nie jest mi łatwo przetranslatować jego formułę i znaczenie na polską kulturę telewizyjną, musiałbym bowiem dokonać niewyobrażalnej niestosowności i porównać go do naszych rodzinnych przaśnych i żenujących "kabaretów".
Wyobraźmy sobie na chwilę, że żyjemy w jakiejś zabawniejszej rzeczywistości niż III RP (co istotne - po 89' roku, bo nie można zapomnieć o cesarzach polskiego słowa - Kabarecie Starszych Panów czy Wojciechu Młynarskim). Chcąc zaznać weekendowego odprężenia, włączamy telewizor i zamiast Mazurskiej Nocy Kabaretowej (ciężko pisać to z wielkiej litery, ale to nazwa własna...) oglądamy premierowe skecze odgrywane przez wybitnych Aktorów Komediowych (dość powiedzieć, że z SNL wywodzą się min. Eddie Murphy, Chevy Chase czy Kristen Wiig). Skecze puszczające oko do aktualnych i uwzględniające inteligencję odbiorcy. Ten wielki komediowy projekt stworzony przez Lorne Michelsa będący już ważną częścią amerykańskiej popkultury będzie obchodzić w tym roku 40-lecie istnienia. Chcąc choć symbolicznie uświetnić nadchodzący jubileuszowy sezon, postanowiłem napisać serię tekstów o moich ulubionych postaciach Saturday Night Live.

Zgodnie z formułą programu gościem, czy też "gospodarzem" każdego odcinka jest znana osoba, która razem z cast members występuje w skeczach i pomaga w ich napisaniu. Zazwyczaj zaproszona gwiazda ma zwiększyć oglądalność, ale w przypadku Justina Timberlake'a zysk był po obu stronach. Wszyscy wiedzieli, że jako typowy chłopiec z boysbandu potrafi on świetnie tańczyć i śpiewać, ale dopiero występy w SNL sprawiły, że jego nazwisko stało się synonimem scenicznego perfekcjonizmu. Hostując program aż pięć razy stał się członkiem Five-Timers Club, "najbardziej ekskluzywnego klubu w Nowym Yorku" oraz jednym z symboli SNL ostatnich lat.

Szoł rozpoczyna się wygłoszeniem przez gwiazdorskiego gospodarza zabawnego monologu, podczas którego nie wchodzi jeszcze w rolę, ale pozostaje "sobą". Mimo zdobytego doświadczenia aktorskiego Justin w swoim 4 monologu (2011 r.) skarży się na wciąż prześladującą go muzyczną przeszłość. Tak bardzo chce udowodnić, że tym razem nie będzie już niczego śpiewać, że nagle prezentuje publiczności cały wachlarz swoich chwytów scenicznych. Wszystko opiera się oczywiście na dystansie do własnego wizerunku, ale musi zachwycać swoboda z jaką Timberlake żongluje sztandarowymi elementami "gwiazdora pop" rozłożonymi na czynniki pierwsze.



Mówiąc o obopólnych korzyściach nie można zapomnieć, że to od występów w SNL zaczęła się filmowa kariera Justina która odciągnęła go od tworzenia muzyki na dobrych kilka lat. Można sobie wyobrazić udrękę fanów pragnących nowych tanecznych rytmów z jednej i pobłażanie dla kolejnego aktorzącego piosenkarza z drugiej strony. Wszystko to zostało zawarte w ledwie 5 linijkach scenariusza poniższego skeczu, w którym Andy Samberg stara się być poważny.




Justin i Andy także na polu muzycznym okazali się świetnie dobranym duetem, gdy stworzyli klasyczne już Dick in a Box. Prosty sposób na gwiazdkową niespodziankę rozwinęli do genialnego pastiżu obciachowej ballady R&B. A także parodii samego Timberlake'a, który w alternatywnej rzeczywistości, z klasyczną bródką naprawdę mógł święcić najtisowe triumfy na dyskotekowych densflorach. Bo to po prostu świetna piosenka wychodząca z głowy z taką samą trudnością co "normalne single" Justina.


The Lonely Island & Justin Timberlake - Dick In A Box (Subtitulado Español) from JulianaThe319 on Vimeo.

Choć Samberg to faktycznie zdolny i pomocny chłopak, to nie znajdziecie w historii SNL dwóch większych kumpli niż Justin Timberlake i Jimmy Fallon. Poznali się, gdy ten drugi był jeszcze członkiem obsady Saturday Night Live i zaprosił śpiewającego kolegę do swojego chyba najbardziej znanego motywu - The Barry Gibb Talk Show. Grają tam braci Gibb z legendarnego zespołu disco The Bee Gees, którzy swoimi firmowymi falsetami zapraszają do politycznej dyskusji. Uzupełniają się idealnie, zarówno wyglądem (klaty!) i temperamentem. Skeczem trzęsie - dosłownie i w przenośni - Fallon, ale Timberlake udowadnia, że dobry aktor skradnie dla siebie scenę jednym gestem czy nawet epizodyczną rólką.



Ten subiektywny przegląd niech zakończy opowieść Justina o jego własnej karierze. Snuje ją z pozycji swojego pradziadka marzącego dla swojego grand-grand-sona o wielkiej, acz wtedy niewyobrażalnej karierze śpiewaka pop. Przodek księcia popu zamiast garnituru nosi swatygowaną marynarkę, ale pewne rzeczy okazują się być niezmienne - urok i czar roztaczany przez Timberlake'a. A także to, że mimo upływu lat w jedną czy drugą stronę najbardziej rozpalają ludzi perypetie i niedomówienia nastoletniego związku Justina z Britney Spears.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz