poniedziałek, 1 sierpnia 2011
living - loving
Muzyka epoki X-Factora to zuo. Produkuje kukuełki w konkursie najlepszy instrument głosowy, aby Iskiński mógł zaśpiewać wszystko, nawet pioseneczkę nadaną mu z wytwórni. Szczytem wszystkiego i symboliczntm kuriozum jest nowy program śpiewaczy z Dwójki wyłaniający uczestników za pomocą programu komputerowego. Kto zaśpiewa głośniej, bardziej w tempo i uda mu się utrzymać w tonacji ma szansę na "muzyczną bitwę" na przekrzykiwanie się. Wykonawcy muszą śpiewać różne zupełnie piosenki, przez co nie mogą pokazać swojego stylu, najlepiej, żeby go w ogóle ne było, to dopasować wytwórni będzie łatwiej. Boli mnie to, bo w takiej zabawie nie mają szans takie prawdziwe talenty jak Zuzanna Moczek właśnie.
Brakuje mi znacznie kogoś takiego na "polskiej scenie muzycznej". Taki-ej. Kobiety, dziewczyny, która potrafiłaby stworzyć intymny, własny klimat, wzruszyć. Ania Dąbrowska robi z bigbandem, Brodce zdarza się piszczeć, Edyta Bartosiewicz pozazdrościła Guns N'Roses, a w Nosowskej Brakuje dziewczyny, zwykłej smutnej pani, która wzruszyłaby sobą po prostu, swoim głosem bez żadnych nie-prawdziwych ozdobników.
Jakiego mam fuksa, że poznałem Living-loving, jej.
Zaczyna się zwyczajnie się zaczyna, tylko jedna gitara i już klimat z rodzaju "kolacja przy świecach" (by Piotr Baron). Delikatność miękkiego głosu, który dokładnie pokrywa przestrzeń ze skromnym przecież akompaniamentem.Bo do takiego głosu nie trzeba nic więcej, proszę mi uwierzyć. Pani wokalistka operuje w zwrotce taką delikatnością trochę jak Emiliana Torrini też. Jednak gdy zanurzamy się w tym pięknym obrazku następuje przebudzenie i przejście, a raczej zejście w niepewność. To nagła zmiana charakteru i klimatu głosu, słyszę tam siłę woli godną PJ Harvey, tylko taką delikatniejszą (cały czas czarownie, utrzymując czar).
Strasznie podoba mi się tytuł tego utworu. Wiem, że są skojarzenia z Led Zeppelin (podobno, ale tam była naparzanka), ale mi bardziej kojarzy się z jakimś stanem zawieszenie. Być może popełnię bluźnierstwo wspominając Kołobrzeg-Świnoujście Much, ale bardzo mi odpowiada taki sposób opowiadania - ogólny, a zarazem bardziej kompletny. Chociaż nie ma tu wielkiej historii, kilka wersów, zarys, to muzyka potrafi to uzupełnić. Pokazuje tę zależność między loving a living - najpierw ten sielski, urokliwy klimat aż nagle coś źle, koniec "miło-wania". Osoba śpiewająca w pełni świadomie staje do walki z jakimiś zgrzytem tonacji molowej. Niezgodna chronologia z melodią sprawia, że kluczowa fraza sama w sobie może stać się zagadką do zastanowienia.
Gdyby ktoś dogrzebał się do jutubowych komentarzy, które to, że ktoś nie może zrozumieć słów tekstu są bzdurą, to się nie zgadzam. Nie wyobrażam sobie, aby p. Zuzanna miałaby przerywać to piękne smęcenie (mruczenie, jako pozytywny wydźwięk słowa), żeby doakcentować sylabę To kosmiczny absurd, zabcie klimatu, włączenie światła. Właśnie w tym przejawia się styl autorki, tj. np. właśnie niedopowiedzeniem mógłbym pokazać oniryczny klimat (gdybym używał słów, które rozumiem).
Mam ogromne szczęście, że mogłem poznać Living-loving, bo to pierwsza rzecz Zuzanny Moczek (chyba), którą wystawiła tylko na YouTubie. Obawiam się, że nikt Jej nie zna, więc ogarnijcie, zanurzcie się, poczujcie, wzruszcie, zachwyćcie się. Dla prawdziwych emocji nie ma przecież miejsca w telewizji. Prawdziwe wyznania trzeba znaleźć samemu.
a mi tu trochę Lou Rhodes pachnie. Ogólnie to wow, zakochałam się w tym.
OdpowiedzUsuńKanka nigdy cwaniak nie pokazała mi nic z twórczości Zuzanny.
Witam
OdpowiedzUsuńczy mam może ktos tekst lub tłumaczenie tej piosenki?
niestety nie mam tłumaczenia, nie mam prawdopodobnie nawet pełnego oryginalnego tekstu, ale wydaje mi się, że podmiot liryczny opowiada tutaj o tym, że sobie "living-loving" na Księżycu i coś się źle dzieje. Ale w sumie to nie chcę wiedzieć i polecam wsłuchać się/zinterpretować samemu ;)
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń