background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

wtorek, 30 sierpnia 2011

The bass player is hotter!


Nie wiem, co się dzieje w studiu programu Live on Later with Jools Holland, ale występujące tam kobiety szaleją. Być może chodzi tu o jakieś hormony rozpylane w czasie programu, czy niesamowity klimat, tudzież fantastyczne ujęcia. Kiedyś Alison Mosshart, teraz Ona.
Jenny Lee Lindberg. Basistka grupy Warpaint.
Zakochałem się. To taka miłość od pierwszego ujęcia. Gdy tak przemknęła (0:22) ze swoją słodką fryzurą i czerwonymi ustami. Bujając się. Jakkolwiek prostacko to zabrzmiało. Może lepiej poddając się muzyce, lub będąc ucieleśnieniem dźwięków. Ona nie gra na gitarze. Ona nią jest.
(1:10)
Piękna jest po prostu. Dziewczęca, słodka, śliczna.
Wystarczyły 2 sekundy, żebym się przekonał, że Ona jest gdzieś w środku magii.

Ale być może to zasługa samej piosenki. Undertow. Niezwykle delikatna melodia i ulotny, czarowny klimat. Bo co jest lepsze niż jedna pani w zespole? Zespół złożony z samych pań! <3
Ale to naprawdę słychać. Na taką delikatność nie zdobędzie się nigdy żaden facet, nawet gej. To jest idealna dziewczyńskość w stanie czystym. Kobiecość jeszcze chyba nie. Hormony, dojrzewanie, jakaś niezdarność nawet czy naiwność.
Piękne harmonie też. Świetna perkusja, jednocześnie miękka i niespokojna. Gitara gdzieś tam czasem się pojawia na chwilę zadzierając tą delikatną zasłonę. Niesamowite budowanie klimatu, jak właśnie delikatne trójdźwięki tu i ówdzie podbijają to wszystko w końcówce.
Ale to i tak wszystko nic nie znaczy, bo cały czas ten bas. To nie jest rytm, to jest trans. Tak doskonale miękkich dźwięków nie było nawet u Briana Eno.

Ale jeśli jeszcze przy tym video jesteśmy, to (2:54 - 3:01).
Dziewczyny potrafią zrobić z gitarami naprawdę fascynujące rzeczy, ech-ach-uch. Tak, pani gitarzystka prowadząca też jest niesamowita, rzekłem.




Tutaj na szczęście jest więcej widać pani Jenny Lee, więc nie będę się bawić w ujęcia. No dobra, (1:33). Ale ale nawet ta wokalistka po prawej tak nie jęczy już i nawet and atmosphere ma magię, działa znów. Nie muszę też wiele pisać - dziewczyńskie szaleństwo znów. Szczególnie w środku utworu i wcale się tam nic im nie sypie.
Nie wiem, jak bardzo niedorzecznie przesadzę, ale w (2:50) Jenny Lee jest prawdziwym serduszkiem tego zespołu.




Żeby nie być jednak tak zaślepionym i monotematycznym (chociaż miałbym do tego pełne prawo), coś innego, z serii "jaki ja jestem meinstrimowy). Pewnego wieczoru przy kolacji coś tam we włączonym telewizorze jak zwykle leciało i pośród Wodeckich, Bednarków i innych Rynkowskich na Festiwalu w Opolu pojawiło się prawdziwym cudem coś interesującego.
Oczywiście na powyższym filmiku można z czystym sumieniem pominąć Ołra Cień (chociaż mogło być 50x bardziej pompatyczne, chociaż featuringująca orkiestra sprytnie to usprawiedliwiła muzycznie, chociaż solówka-przejście saksofonu tez pierwsza klasa).
Anna Józefina Lubieniecka na wokalu naprawdę robi różnicę. Drugie w kolejce Przebudzenie jest czasem grane w radiach komercyjnych, ale nie znaczy, że nie może być całkiem udanym utworem. Nie ma jakiś smętów, czy innych ballad ale klimat pozostaje, Robert Janson potrafi jednak zrobić na plejlistę coś co ma klasę. W refrenie można byłoby się znów wydrzeć, ale nie. Ta pani ma tak świetny głos, trochę matowy, że potrafi kapitalnie specyficznie wyciszać końcówki dźwięków. (2:54) to naprawdę wielki szacun, tam słychać jak Ona oddycha, że tak bardzo ładnie. Połączenie chamsko potrzebnej popowej mocy głośności z delikatnością.

Ale do sedna, a tym sednem ostatnia tutaj piosenka, czyli cover Miry Kubasińskiej, dawniej bardzo znanej i znaczącej, śpiewającej z zespołem Breakout nawet. Nie wiem co ten revival ma wspólnego z mixtejpami Lampy czy "powrotem do tradycji polskiego indie jak Nerwowe Wakacje". Bardzo to zacne i pomysłowe. Jak żyję, nie słyszałem jeszcze w polskiej telewizji takiego ciekawego wykonu, stopniowo cwanie się rozwijającego, coś w tym jest z Unplugged nawet. Sam pomysł z bębnem jest na medal, no i założę się, że pozostali opolscy występowacze nie mieli pojęcia o połowie użytych tam instrumentów. Piękny ukłon w stronę tradycji polskiego bigbitu.

Nie wiem kto wymyślił jeszcze doskonalszy pomysł dania Pani wokalistce gitary. Basowej. Wygląda z nią obłędnie, majestatycznie wręcz. No i bardzo ładnie tam sobie drepcze wokół wesołego cyrkowo-grajkowego muzycznego pochodu. Nie jest to może magnetyzm Jenny Lee, ale potwierdza to tylko tezę jak bardzo uwodzicielsko wygląda mi kobieta grająca na basie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz