background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

sobota, 23 lutego 2019

Do the right thing



BlacKkKlansman. Czarne bractwo (2018)
reż. Spike Lee

BlacKkKlansman nie jest pewnie najlepszym filmem Spike'a Lee, ale to przecież klasyczne dzieło Spike'a Lee - i za to należy mu się Oskar.


Nikt nie ma wątpliwości, że znajdziemy tam wszystkie cechy charakterystyczne dla stylu tego reżysera: humor, wartką akcję, sprawność scenariuszową i społeczne zaangażowanie. Poglądy Spike'a Lee są doskonale znane, ale nie chodzi w nich o radykalizm - bardziej o przedstawienie historii, w których bohaterami są Afroamerykanie. Może jest w nich trochę więcej jazzu (ojciec Spike'a jest basistą grającym m.in. z Bobem Dylanem), czy kultury ulicznej (w swoim debiucie reżyser zagrał Marsa Blackmoona, trendsettera sneakersów). Spike Lee nigdy nie robił filmów, korzystających tylko z poprawności politycznej - wiecie, to całe "Black Panther wygra, bo jest o czarnoskórych" - bo zawsze chodziło mu o dobrą zabawę i wartką akcję. Nikt inny nie robił takich filmów, bo nikt inny tak skutecznie nie czerpał z energii czarnej kultury.

I nikt nie ma też wątpliwości, że Spike nie otrzymał wcześniej należytego z powodu swojej rasy. Jego kariera jest gotowym scenariuszem opowieści o amerykańskim przemyśle filmowym (czyli: całej popkulturze). Przez dziesiątki lat Spike Lee pozostawał jedynym czarnoskórym reżyserem, który robił filmy wysokobudżetowe. Gdy reporter New York Times Magazine zapytał go, czy jest bogaty odparł, że niby jest ale nie na tyle, żeby móc samodzielnie finansować własne filmy. Zawsze musi szukać pieniędzy u (przeważnie białych) szefów studiów filmowych.

Ale w amerykańskiej kulturze coś wreszcie zaczyna się zmieniać - dzięki Oskarom, ale nawet nie dla Spike'a. Jordan Peele odbierając rok temu statuetkę za Najlepszy Scenariusz do Get Out dziękował wszystkim, którzy poszli na ten film do kina; bo nikt nie spodziewał się, ze horror o kwestiach rasowych stanie się tak wielkim sukcesem kasowym. Na fali tego entuzjazmu popłynął Black Panther - film teoretycznie skierowany do czarnej publiczności, a w praktyce bijący wszelkie rekordy kasowe. Akademia przymierzając się do ominięcia tego filmu (proponując kategorię "najlepszego blockbustera") jeszcze mocniej zachęciła o dyskusji na temat kulturowego znaczenia Black Panther i silnej pozycji czarnoskórych twórców.



W tym momencie na scenę wchodzi Spike Lee, po raz pierwszy w swojej karierze zgarniając nominację do Oskara za Blackkklansman w tej najbardziej prestiżowej kategorii: Najlepszego Reżysera. Człowiek, bez którego nie byłoby tych wcześniej wspomnianych filmów, ojciec chrzestny całego pokolenia czarnych filmowców.
Zgodzę się, że nagroda “za zasługi” nie jest najbardziej sprawiedliwa; ten sposób Oskara na rzecz 7-krotnie nominowanej 71-letniej Glen Close może jutro stracić Olivia Coleman. Ale w przypadku Spike'a będzie ona sprawiedliwa, bo mamy do czynienia z gigantem, którego styl jest niepodrabialny, a jego przekonania i misja tworzenia przestrzeni dla czarnej kultury - zawsze właściwa. Akademio, Do the right thing.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz