background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

niedziela, 6 maja 2018

We all have that



Zapowiedzi nowego utworu Florence + the Machine śledziłem z pewnym powątpiewaniem, a dokładniej - z poczuciem intelektualnej wyższości. Bo jak inaczej przyjąć jaranie się Anny Gacek, która pisze "Pokochacie jutro „TĘ” piosenkę od pierwszego przesłuchania, możecie wierzyć mi na słowo".
Przecież to ta Anna Gacek, która całą karierę jara się indie jak 17-latka. Albo instagramowe wiadomości Florence, że "ta piosenka nie miała być nigdy utworem, była wierszem napisanym, aby zrozumieć sposoby, na jakie szukałam miłości". Głośniej niż "czucie i wiara" mówiły do mnie analityczne rozkminy.




Straciły one jednak znaczenie w zderzeniu z tak bezczelnie hymniczną piosenką. Bo sama hymniczość jest jej tematem - tytułowy Hunger jako głód wrażeń i uchwycenie emocji "pulsującej młodości". Nowy singiel, zapowiadający 4. album zespołu High as hope, jest dowodem większych ambicji Florence Welch. Najpierw - kompozycyjnych. Jej poprzednie płyty bywały potężne, ale monotonne. Jakkolwiek zachwyca stopniowanie napięcia w No light, no light, nie sposób zapomnieć o prostej, huśtawkowej budowie melodii refrenu. No light - no light / AB - AB.
Na pierwszej płycie Florence wygrała uwzniośleniem tradycyjnych akordowych zagrań britpopu na gruncie instrumentalnym - zamiast prostackich gitar Oasis, piękna harfa i operowe chóry. Teraz zaczyna samym wokalem, który jest przecież wystarczający, aby unieść całą piosenkę (jak w , wcześniej ujawnionym utworze Sky Full of Song).

Całość utworu Hunger przywodzi na myśl odświeżającą śpiewność debiutu Arcade Fire. Jest to mniej niż dławiąca hymniczność, bo Florence zna tą doskonałą strukturę i pozwala sobie nawet na fałsz w zwrotce. Fałsz, którzy przy okazji zapowiada siłę Hunger, bo własnie na pierwszym wspomnieniu tytułu załamuje się głos wokalistki. I też sam refren z repetycją przechodzi gdzieś obok, bo czujemy że najważniejszy jest mostek, to bezpośrednie zwrócenie się do odbiorcy z wersem "tell me what you need, oh you look so free". Jest ono na tyle bezczelne, bo przecież zawiera w sobie tekst "the way you use your body baby, come on and work it for me". Florence tłumaczy się z propozycji z podtekstem mówiąc, że "wszyscy czujemy ten głód" a melodycznie - rozciągając frazy uspokojenia. A gdzieś przy okazji; te szybsze fragmenty mogłyby się odnaleźć na dyskotekowym krążku Gorączki Piątkowej Nocy.



Ambicje Florence są większe, a przy tym - wyższego rzędu. Teledysk już jasno wskazuje cel poszukiwań artystki, a są nimi Piękno i Miłość. Wszystko z dużej litery, ale znowu: w pieśni używającej wielkiej skali kompozycyjnej forma pasuje do treści. Inna sprawa, że odpowiedź na pytania o ideały piękna ma tuż przed sobą - wśród publiczności swoich koncertów. To ich głód wrażeń zaspokajają koncerty artystki, to ich emocje znajdują swoje ujścia w piosenkach i to ich "vibrant youth" ma za swój soundtrack piosenki Florence + The Machine. (Kto wie, ż może o takie festiwalowe uproszczenie chodziło Coldplay przy Mylo Xyloto?). To hołd dla słuchaczy, których energię opiewa Florence, chcąc uszczknąć trochę z nastoletniej bezpośredniości.

We wczorajszym magazynie New York Timesa w dziale Letters of Recommendation poleca się tym razem "Płakanie na filmach". Jak pisze Kevin Lincoln:

Płakanie na filmach stało się dla mnie pewnego rodzaju aktem rytualnym, okazją aby pozwolić dziełu sztuki rozbroić mnie i przypomnieć jak cóż, czuć - pozostać w chwili i być empatycznym i wrażliwym na emocje, aby zareagować odruchowo, bez planowania.

Kwestia twórczości Florence Welch nie polega na tym, czy ona przesadza, robi hymny, zbytnio teatralizuje i skacze zbyt wysokimi tonami. Jej twórczość to emocje, o czym mówi głośno i wyraźnie. Pytanie, czy pozostał w nas głód wrażeń nastolatka, czy też chcemy "to" poczuć.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz