background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

środa, 22 października 2014

WROsound: Nowe nurty



WROsound liczy sobie co prawda już 5. edycji, ale właśnie tegoroczna odsłona tego dolnośląskiego festiwalu jest zupełnie nowym otwarciem. Tak jak rzeka Odra wypłyta z Wrocławia na europejskie kraje tak zespoły festiwalu poszukują nowych nurtów i sposobów wypłynięcia na muzyczne szerokie wody.

Poprzytula zagra w piątek o 21.20




Wrocław jest bez wątpienia bardzo miłym miastem i być może dlatego powstaje tu tak dużo przyjemnej muzyki. Następcą weteranów WRO Soundu, zespołu Mikromusic ma szansę stać się inny męsko-damski zespół – Poprzytula. Ich szlachetny pop mógłby zostać ilustracją do niezależnej komedii romantycznej o niezwykłości przyziemnych problemów. Eksperymenty instrumentalne i ucieczki w stronę delikatnego trip-hopu nie mogą zburzyć tak harmonijnej atmosfery. Pełniutki koszyk pluszowej przytulności gwarantowany.

Poprzytula to zespół z najładniejszą nazwą na Dolnym Śląsku (na Górnym wciąż wygrywa Milcz Serce) uwodzącą miękkim szelestem polskiego połączenia "rz". Urzeka trwanie przy naszym języku i wierne skupienie się na jego cieplejszych akcentach - jak również te wszystkie pozytywne znaczki typu misie na zdjęciach czy uśmiechy na twarzach członków zespołu. Nie przywalę nieforemnym i odmiennym hasłem "chillout" bo niesie ze sobą pewną labę i bezmyślność. A takie Bath Song samym tytułem wyzwalające pachnące bąbelki jest starannie przemyślanym slajdem z jakiegoś Garden State. Harmonijnego miejsca emanującego ciepłem na te coraz chłodniejsze jesienne wieczory.

Peter J. Birch & The River Boat Band zagrają w sobotę o 21.10



Piotr Brzeziński przybrał pseudonim Peter J. Birch, aby upodobnić się do amerykańskich songwriterów grających alternatywny folk. Do jego zespołu o nie mniej malowniczej nazwie The River Boat Band zaciągnęli się muzycy znani z wielu alternatywnych kapel takich jak Happy Pills czy Let the boy decide. Szybko dostali zaproszeni min. na gdańskiego Openera i słowacki Poke Festival gdzie spotkali się z bardzo entuzjastycznym przyjęciem. Kolejnym przystankiem ich podróży w stylu american country będzie WRO Sound, gdzie swoją premierę będzie miała druga płyta Petera J. Bircha – „Yearn” już teraz zbierające świetne recenzje.



Odmienną niż Poprzytula, bo importowaną strategię instrumentalnego relaksu proponuje Peter J. Birch. Praży słońcem prerii i smakiem whisky ocienionego saloonu. Niestety ta mitologizowana miejscówka jest nieco pusta, nie znajdziecie tam bynajmniej prawdziwego kowboja. Zamiast gorączki złota mamy rozsądne tupanie mokasynem. Może nie jest jest to atrapa tematycznego parku rozrywki w Mrągowie, ale wciąż ciężko mi dojrzeć głębsze powody narzucenia przez Piotra Brzezińskiego maski korzennego songwritera made in USA. Uroki nadwiślańskiego pieśniarstwa bez trudu wydobywa chociażby Zuzanna, której piosenki będąc bardziej naturalnie zrozumiałe podchodzą bliżej do polskiego słuchacza. Wciąż jednak jestem bardzo ciekaw zasadności stylówy Petera J. Bircha, bo w swoim składzie The River Boat Band ma faktycznie zacnych muzyków. Co prawda nie jeżdżą po Teksasie praktykując klasyki country (jak L.stadt), ale chętnie zabrałbym się z nimi na przejażdżkę Route 66.

Pure Cityzen zagra w sobotę o 22.40

Mamy przyjemność zaprezentować pierwszych zagranicznych gości festiwalu WRO Sound – Pure Cityzen z Czech. Na początku swojej kariery nawet Radiohead hołdowało starej punkowej zasadzie, według której „Anyone can play gitar”. Pure Cityzen także eksperymentują z formą utworów, ale wskaźniki wzmacniaczy swoich instrumentów pozostawili odkręcone na pełną głośność. Ten czeski zespół przeplata improwizacje żwawym surf-rockiem, a zgiełk i hałas wzbija się z każdego uderzanego przez nich riffu.



Pure Cityzen są akurat tym zespołem, który powinien postawić na gitarową uniwersalność - mało kto chyba ogarnia po czesku. 6 strun jest zrozumiałe absolutnie wszędzie, to system wyczuwalny tak podświadomie jak kształt kontynentów Ziemi. Podobnie psychodeliczne odjazdy łączą ludzi już od 1969 roku (oryginalny Woodstok) i bezpośrednia moc takich środków wciąż ani myśli się zużyć. Ale kto w ogóle zwraca uwagę na jakiekolwiek konstrukcje, gdy wszystko tonie w zgiełku przsterów i wrzasku wzmacniaczy. Noise and Shout. Nie ma miejsca na jakieś międzykulturowe elaboraty, bo czysty dźwięk rozchodzący się jak pszczoły zen jest doznaniem wspólnym dla nas wszystkich. Nie trzeba go rozumieć, bo mimowolnie wlewa się w nasze głowy czyniąc dźwiękowy zamęt odgarniający ustaloną rzeczywistość. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz