background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

wtorek, 7 października 2014

Dziś mam pełniutką ciebie kieszeń



Po co chodzimy na koncerty?
Nie chodzi przecież o samo słuchanie muzyki - tłum ludzi napiera oddechami ze wszystkich stron, trzeba stać-czekać na wykonawcę, jest za głośno i ciężko rozróżnić poszczególne instrumenty. Jeśli naprawdę chcemy się delektować dźwiękiem, sięgamy raczej po płytę; dokładnie zagraną w studio i starannie ułożoną w produkcji. Więc może chodzi o chęć uczestnictwa w emocjach, przeżycia ich na własnej skórze, dorzucenia się do melodii chórem głosów lub chociażby klaskaniem.

Dla mnie koncert jest rodzajem spotkania. Sprawdzenia, czy artysta jest taki sam jak w swoich piosenkach. To jest tak tak, że nic o sobie nie wiemy, wręcz przeciwnie - znając uczucia zawarte w melodii i słowach utworu mam wgląd w tą najbardziej intymną część jego wykonawcy. Zawsze podziwiam takich ludzi, bo śpiewanie o sobie, na scenie jest rodzajem chyba największej szczerości. Sam czuję pewne zawstydzenie, niestosowność gapienia się na wrażliwość kogoś innego. Okej, aktorzy też występują przed publicznością, ale tylko przekazują słowa i pomysły autora. Piosenkarze zostają sami, odkrywając przed wszystkimi całych siebie; nadzy, bo pozbawieni okrycia teatralnej konwencji.

21 września, w dniu, który zapisze się w Historii jako dzień zwycięstwa polskich siatkarzy w mistrzostwach świata zdarzyło się inne, mniejsze wydarzenie. W Pajęcznie (które leży nieopodal mojej rodzinnej maleńkiej miejscowości) zagrała Zuzanna Moczek i Czesław Śpiewa (ze swoim Kameralnym Aktem Solowym). Wieczór songwriterów w małym kinie z akordeonem w tle (wisiał na ekranie).




Zuzanna Moczek jest niezwykle utalentowaną i nieprzeciętnie uroczą pieśniarką. Występowała już w różnych odsłonach muzycznych (także na tym blogu), a teraz pod swoim imieniem pisze proste piosenki z emocjami. Gra ja na akordeonie - instrumencie szczególnym; dźwięk z niego wydobywa się fizyczną siłą ściskając miechy stron. I takie są też utwory Zuzanny - może nie brutalne, ale gwałtowne. Nie głośne, ale stanowcze. Bardzo organiczne, zdecydowanie podążające za rytmem fali akordów harmonii. Surowa barwa głosu Zuzy między szeleszczącym akcentem polskich głosek znajduje na szczęście miękkie i miłe w użyciu słówka.

Bywa jednak jest bezlitosna i rozdzierająca skórę aż do krwi. Oddam ci moje papierosy i serce, nic nie mam więcej. Miejsce między płucami tradycyjnie ma zawierać miłość. Ale serce w podarce jest złamane nie tylko przez uczucie, ale zniszczone toksycznym nałogiem. Zuzanna ani przez chwilę nie zwalnia nas z przeżyć nieistotnymi ornamentami, ale trzyma przy ziemi, szorstkiej i w pewnym stopniu rześkiej. To pasja życia, jego szalona ciekawość każe z pijanym aniołem tańczyć pół nocy.




 Czesław Śpiewa. Spróbujcie tylko go nie lubić.
Tego samego dnia rano widziałem go w studio Dzień Dobry TVN, gdzie u boku The Dumblings opowiadał o "Festiwalu Gwiazd Internetu", którego jest selekcjonerem artystycznym, I właśnie ta sytuacja mówi niemal wszystko o jego pajęczańskim koncercie. Po pierwsze ciekawski Czesław niestrudzenie przemierza naturalny dystans między Warszawą, a Pajęcznem. Jego podróże po tzw. "Polsce B" pozwalają zachować autentyczność zwykłego grajka, którego romantycznej wizji nie sposób się oprzeć. Ale wspomniany dystans istnieje także między dwiema stronami ekranu telewizora. Nie da się zaprzeczyć, że wiele osób na widowni Kina Świteź nie przyszło posłuchać muzyki, ale zobaczyć tego Czesława Mozila - zabawnego jurora talent szoł, telewizyjną osobowość i celebrytę.

Najbardziej świadom tego jest on sam, no zamiast songwriterskiego występu wykonał coś w rodzaju muzycznego stand-upu. Co chwila porzucał ledwo co rozpoczęte melodie, aby raczyć publiczność opowieściami. To o alkoholu, kobietach czy (sic!) pijanych polonistkach. Jest to na swój sposób urocze i szczere wydają się wspomnienia z czasów emigracji czy Zabrza - rodzinnego miasta Czesława i The Dumblings. Niestety, mało w tym muzyki, bo jedyny fragment na akordeonie - wreszcie uroczy walczyk Caesia & Ruben trwał może półtorej minuty i kawałek zwrotki. Stał się tylko malowniczym przerywnikiem w niekończącym się monologu.

Czesław współtworzy festiwal internetowych virali nieprzypadkowo - sam stał się jednym z nich. Jego koncert przypominał właśnie taki filmik na youtube, zajawkę w stylu "the best of Czesław Śpiewa". Dynamiczny montaż, fragmenty utworów, kilka żartów i sam bohater skaczący jak na sprężynie po całej scenie. Swój "akt solowy" nazywa "kameralnym", całkowicie wypaczjąc znaczenie tego słowa. Nie ma intymności, brak refleksji z bliska, zero klimatu. Chodzi chyba o pojemność sali, gdy do małego miasteczka przyjeżdża cyrk i pokazuje fajne sztuczki. Zakończenie występu było wyjątkowo symboliczne - Mozil zupełnie odrzucił instrumenty i poruszał ustami do playbacku nowego singla. Mocny bit raz po raz podrywał go do góry jak kukiełkę, aby nagle wyłączyć tańce w samym środku imprezy. Jeśli koncert to emocjonalne porno, to Czesław jest bezczelną panienką z walorami na wierzchu.

Chociaż Zuzanna dostała o wiele mniej czasu scenicznego, tamtego wieczoru to ona zaprezentowała całą siebie. Bo oczywiście wielość masek i zabawek niekoniecznie musi być dowodem bogatej osobowości. Miała tylko 4 piosenki, ale każda z nich stała się osobną, żyjącą opowieścią podczas gdy Czesław nie skończył żadnego wątku. Emocje każdego z nich wylewały się na ziemię, ale do mnie trafiły te zdrowsze, ważniejsze melodie Zuzanny.


PS. Materiały wideo pochodzą ze strony TwojePajeczno.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz