background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

poniedziałek, 6 maja 2013

Dwunasty Zagranico, podsumowania roku 2012 cz. 2

Druga część podsumowania roku 2012 w muzyce, które w mniej grafomańskiej formie zawarłem na mojej najnowszej muzycznej zabawce, czyli serwisie Spotify.

http://open.spotify.com/user/1167141070/playlist/3rghdUn3wqhCZm5RGzAYkJ

SINGLES


 1. Blur - Under the Westway
Prawdziwa Pieśń, hymn godny olimpijskiego Londynu. Esencja wielkości Damona Albarna ukazującego skrawki sacrum porozrzucane w prozie codzienności; nawet jeszcze bardziej nie-zwykle niż w Out of time. Czekamy na tytuł szlachecki.

 2. Cat Power - Nothing but time
Niekoniecznie spodobał mi się entuzjazm, z jakim na swojej płycie Sun Chan Marshall weszła w elektronikę. Różnica polega chyba na tym, że wcześniej niedostatki i bardziej niewyrzeźbione fragmenty piosenek zalewała samą słodyczą intymnego, barowego klimatu. Komputery niepotrzebnie pośredniczą w tym... byciu Chan Marshall. Ale ta pieśń nadrabia to na szczeście przestrzenią tak znaczną, że rozciąga się przed nami w 11 minutach swobodnej hymniczności.

3. Tindersticks - Chocolade
Dekadencki Paryż, romantyczna Wenecja, ciepły Rzym, upalna Barcelona, pamiętna Werona, winna Toskania, przytulna knajpka, pokój hotelowy, im ciaśniej tym lepiej, łóżko, tapczan. Wszędzie, gdzie występuje duszna atmosfera namiętności, erotycznego oczekiwania z nogi na nogę, (The) Great expectations, warm and smokey, full of possibilities. Jedna z tych oddzielnych historii opowiedziana tą kunsztowną angielszczyzną, której zwykła flegma okrywa stylizację i pulsujące uczucie.
(Koniecznie słuchać z napisami, znakomicie sprawdza się także jako podkład do czytania.)

4. Fun. - We are young
Nie muszę się z tego tłumaczyć może aż tak bardzo, jak Trójka z nadreprezentatywności piosenek Comy w Polskim Topie Wszechczasów, ale jednak to sooo #mainstream #teenage #skins #glee #american #pop #queen #sweet #swag #handsome #hot #yolo. Wyśmiałem już to przy okazji okładki, a jeśli chodzi o kwestię "nagrania" to jest to niewątpliwie jeden z najbardziej potężnych smash hitów pop. Produkcja, która definiuje jakoś brzmienie A.D. 2012 i kunsztownie pozostawiając niemal klasyczne pianino obok tego sunącego basu i samplowanych beatów.

5. Norah Jones - Happy Pills
Podobnie jak Cat Power, Norah zboczyła nieco z akustycznej ścieżki, ale w tymprzypadku bardziej zdecydowane bity (jak zawsze świetny za konsoletą i nawiązujący do soundtracku Danger Mouse) dodały jej charakteru. Gładka dziewczęcość zmienia się w zbuntowaną dziewczyńskość. W towarzystwie smoothujazzącego fotepianu nie można tak stanowczo powiedzieć "get out" to tego potrzeba bardziej wyrośniętej zaciorności.

LONGPLAYS

1. Violens - True
Zabrakło elementu zaskoczenia, małe okazały się też rewolucje reformatorskie. Jest to jednak płyta najrówniejsza i najlepsza zespołu, co - według mnie, który już rozpływał się nad tym The Smiths XXI w. - zdecydowanie wystarcza do wygrania tego zestawienia. When to let go wciąż najlepiej czuje się pływając po nasłonecznionych wodach, Der Microarc kryje w sobie tajemny wzór matematyczny na złożenie indie perfekcyjnego, a sam środek płyty tak samo urywa głowę rozpięciem klimatu tworząc najbardziej intensywne 7 minut roku.
When to let go

2. Twin Shadow - Confess
Znowu analogowe ejtisy, stara szkoła robienia bujania. Podobno były takie czasy, że smutków i desperacji nie szukano ani w pasażach fortepianu, ani w zimnej fali pogłosu suchego rytmu, ani nawet w Tajlandii, ale w rozlewających się syntezatorach, motoryce gitarowych szarpnięć i włosach jeszcze bardziej przylizanych żelem z żałości.
Five seconds

3. Grizzly Bear - Shields
Nowojorczycy znowu bezpretensjonalnie grają lekkość, śliczne piosenki płyną po falach dźwiękowych jak wielcy The Beach Boys. Jednocześnie czai się tam niespokojny nerw, gdy w najlepszym na płycie Yet again używają prostych akordów z tak spektakularną siłą jaką można znaleźć dopiero u Radiohead. Celebrując niemalże sztukę wspólnego pisania piosenek na gitarach wierzę, że mogliby spokojnie wysłuchać moich żalów na "dzisiejszą muzykę".
Yet again

4. Tame Impala - Lonerism
Nieco obłędne i nienaturalnie intensywne granie w trafiające w punkt zakrzywiający rzeczywistość. Duchowi potomkowie Johna Lennona (ten beatlesowski bas) i Ariel Pink bez funcu, za to z gitarami. Totalny zawrót i przewrót. Najodpowiedniejszym obrazem tej muzycznej jaskrawości i nasycenia jest po prostu sama okładka.
Feels like we only go backwards

5. Spiritualized - Sweet heart/Sweet light
Wykorzystałem już wszystkie synominy terminu "niedzisiejsza", ale coś w tym jest, że tylko doświadczeni Ojcowie Założyciele alternatywy zachowali gdzieś w szafach prawdziwe, potężne... wzmacniacze gitarowe. Cała energia niżej podlinkowanego Hey Jane opiera się na starym, dobrym D-dur. Jest w tym jakieś mistyczne uniesienie, prawda i pierwotne przesłanie muzyki gitarowej, które nijak nie chce zmieścić się na tetrabajtach aplowych maców obsługujących najbardziej zaawansowane na świecie zabawkowe emulatory.
Hey Jane

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz