background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

wtorek, 5 czerwca 2012

KROPKI - KRESKI : Getting higher than the Empire State


fun. - Some nights  (2012)

Naprawdę dobra okładka albumu (długogrającego) powinna być odzwierciedleniem treści zawartych na ukrytym w sobie krążku.
Chociaż album grupy fun. nie jest jakiś super, to okładka jego jest na pewno świetna, prawdopodobnie staje się jedną  z moich ulubionych. Okładka ta mówi wszystko o muzyce jaką grają na Some nights, z powodzeniem można dokonać analizy dźwięków opisując jedynie przedni obrazek.

Powyższa okładka na pierwszy rzut oka wygląda jak zdjęcie zrobione Instagramem. Idea postarzania zdjęć jest tyleż romantyczna co ultramodna/hipsterska. Piosenki fun. również przeżyły ostatnio zdumiewający wybuch popularności i znalazły się na ustach i uszach wszystkich; Zuckerberg nie musiał utworów ich za miliard zielonych - wystarczyło wykorzystanie ich w "Glee".

Barwy są miękkie, (po prostu) pastelowe i zbyt nasycone - kontrast ustawiony za wysoko wyodrębnia niepotrzebnie cienie i naostrza obrazek. Nałożono chyba jakiś cały filtr pomarańczarni, przez co zdjęcie jest po prostu sztuczne.   Jaskrawa jest też produkcja płyty, ścieżki są nienaturalnie podkręcone i rozmnożone, nawet wokal musiał być podbity w Auto Tunsie i w rozwleczony chórek. Jednak najbardziej bolą sztuczne klawisze i okropne odbijanie elektronicznego keyboardu.

Układ kompozycyjny z tytułem wyszczególnionym na górze ma przypominać (prawdopodobnie) album z prawdziwymi zdjęciami i nawiązuje także do tradycji muzycznej - ten elegancki szablon zastosowano także na płycie Beck'a już. Propsy, bo bardzo lubię i inspiracje też warte pochwały.

Najbardziej istotne jest to, że ten przód albumu przedstawia jakąś konkretną sytuację, zdarzenie. Płomyk nie mruga (to nie bajka niedługa), bo zatrzymał się w slow montion, tak jak epicki refren wiodącego singla We are young. Takie przesuwanie się obrazków w zwolnionym tempie wydobywa istotę rzeczy, rzeczy z niej najważniejsze. Pozwala zauważyć, że właśnie te szczegóły, pojedyncze momenty są najbardziej znaczące. Happeningi zawsze prezentują się tak samo, ale to małe gesty wyróżniają i odróżniają się od tonącego banału. (słowo "wyjątkowe" ciśnie mi się na qwerty właśnie od niego mnie oddzielając).

Ale ja przecież chyba dawno odrzuciłem rozważania paola cohelo na postrzeganie świata w kosmosie i nie dlatego tak bardzo lubię to zdjęcie. Po prostu, nie przedłużając - są tam, zaraz na pierwszym planie piękne, dziewczęce nogi (proste.długie). Nogi z łydką, która mogłaby się znaleźć na okładce Ferdydurke jako gombrowiczowski atrybut młodości. Zgrabne nogi podane tak wprost przemawiają do mnie wyraźnie jesteśmy młode (ang. We are young). I ja je biorę... przepraszam, ja to akceptuję w ciemno, przemawiają do mnie lepiej niż prześpiewania wokalisty fun. i nie będę ukrywał jak bardzo mi się one podobają. Żywotna, żwawa, pełna witalizmu piosenka to coś przy czy mogą udanie bawić się dzisiejsze gimbusy, dziękuję, popatrzę.

Osoby pozujące nie pokazują twarzy, bo osobowość dawno wyssał im fejsbuk i twitter, mogą to być też złe dzieci palące papierosy i pijące alkohol hejhejsialalahejhejhejhej.
Nie chcę wychodzić na zgrefa, ale o ile moimi po-imprezowymi brudnymi muzakami było The Kills i LCD Soundsystem, tak "dzisiejsza młodzież" może przy fun. właśnie szukać sensu życia i przyjaźni i miłości i upływu czasu pośród nieprzespanej nocy i śpiącego czekania na nocny autobus do domu.

PS. Żeby nie było niejasności : "młodzież" to taka grupa ludzi, która musi jeszcze chodzić na lekcje do szkoły. Pozdrawiam z wakacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz