background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

wtorek, 27 grudnia 2011

Guitar hero is forever 28


 Stephen Malkmus and the Jicks - Mirror Traffic (2011)

Robiąc ogólny przegląd dokonywanych przeze mnie wpisów, ich tematyki wpadłem w jakiś aż przestarch czy choćby wzdrygnięcie. Cały czas piszę o jakiś syntezatorowych czy elektroniczno-perkusyjnych indie-popach, jakiś pioseneczkach do podłechtania dziecinnej potrzeby melodyjności. Gdzie są gitary?! Ostatnią uczciwie rockową rzeczą, o której wspominałem było chyba El.P L.Stadt. Nie chodzi tu nawet o moją domniemaną hipsteryczność czy indijskość. Sprawa jest o wiele bardziej poważna - dziś prawdziwych gitar już nie ma. W poprzedniej dekadzie bohaterem był Jack White, który praktycznie w pojedynkę uratował honor wioseł. Chociaż nie zdradził rock and rolla zasiadając tylko za nie mniej archetypiczną perkusją, to nawet on się leni i ostatnim przyzwoitym ciężkim riffem było Will there be enough water? na gigach Dead Weather. Cały ten cyrk z "new rock revolution" uważam za dowcip 20-lecia, skoro nawet Nick Zimmer na It's blitz! zajarał się syntezatorem. Prawda jest taka, że wszyscy młodzi muzycy to lenie i nieuki, którzy nie potrafią grać na gitarze. W ogóle. Bo nie ma sampli. W takiej Polsce pinka muszą grać hip-hopowcy gitarą taty i wszyscy nagle się jarają. Jakie są perspektywy? Bon Iver zna te 4 akordy, The Black Keys nie wymyślą prochu nawet z Danger Mouse'm, a singlem roku obwieszczono Midnight City jednoosobowego M83 co to ma kompuiter z jabłkiem. Czyli perspektywy są żadne.



Płytę z muzyką gitarową musiał dopiero łaskawie wydać Stephen Malkmus - coś jak żyjąca ważność alternatywy, lider ówczesnych Pavement. Jako jeden z wodzów wioślarskiego indie potrafi na pewno grać na rzeczonym instrumencie, więc skrzyknął zespół "The Lasek" i z wielkim funem zrobił Mirror Traffic.
Jego prawie 50-letnią profesorskość słychać już w Tigers gdzie z ogromnym luzem zżyna z Republiki i wjeżdża ze świetnymi strunami. Nawet proste dźwięki są finezyjnie zakręcone i ślizgają się z akordami w tle. Perfekcyjnie "fajna" cudownie zwyczajna gitara ze świetnym wzmacniaczem - nawet jest echo delikatne w początku refrenu, taki smaczny akcent gitary, aby za moment spokojnie wykończyć tę melodię solówką / przejściem na 5 strunach i 20 dźwiękach. Spoko, dzieciaki. To naprawdę świetny koleś, uwielbiamy go już w ogóle, gdy obraża Senator-a i bluzga go za skłonność do robótek eghm, ustnych. My też przecież wiemy, co oni naprawdę lubią, na Wiejskiej także, też są leniami i w ogóle dobrze prawi, polać mu! Ze swoją chwytającą przebojowością (cecha charakteru) Stephen potrafi trafić do ludzi, nie ma co. Mimo 2011 roku dalej świetnie i rześko pokazuje całą tą energetyczność gitarowego luzu i swobody, cool i osom.

Tune grief jest tylko szalonym pretekstem do nawiązania do (nawet) punk rocka z ordynarnym, twardym akcentem i równoważącymi o przebojowymi chórkami. Rytm był wtedy wszak najważniejszy. Wielkim manifestem jest Forever 28, gdzie Stephen pierniczy swoją metrykę i skacze kostką w tytułowo młodzieńczy sposób. Jest to też krzycząco wzruszająca męska deklaracja wierności zasadom głośnego grania.

Mirror Traffic mimo tak dużej dawki radochy jest cały czas świeże, aktualne, a nawet nowoczesne. "Pavement" było przecież indie i teraz Malkmus wciąż naucza nieżalowe zespoły sposobów wykorzystania dźwięcznego riffu w piosence z Pitchforka.(i łapie się na to nawet Dejnarowicz, patrz He said He's sad). To wszystko ponieważ Stick Figures In Love to nie tylko fajniejszy utwór longplaya, ale też super pocinająca i pięknie sprawna (plumkający bas) prawie-hymniczna piosenka, która rozedganym naparzaniem w akord wprowadza songwriting na mniej ograne struny. 
Stephen Malkmus And The Jicks - Long Hard Book by artsandcraftsmx
Z kolei Long Hard Book jest naprawdę naj bardzo warte uwagi. Innowacyjność dotknęła także songwritingu artysty, gdy z sielankowych slide'ów wyłania się zupełnie odmienny nastrój zaskakująco i intrygująco obniżając się o jakiś cały ton w refrenie. a zawołanie piosenka przeobraża się całkowicie zostawiając nas ze zmyślnością i w kropce. Podobnie Malkmus podporządkowuje sobie Asking Price, gdzie odpowiednio wystękane frazy znaczą coś różnego, a końcówka podskórnie się zagęszcza i nie chodzi "tylko" o "piosenkę".
Do tych nowości i odmładzających eksperymentów zachęcił na pewno pana Stephena znacząco wyrazisty producent płyty - nie kto inny jak Beck Hansen. Jako,że zajęty jest obecnie mistycyzmami i rozmaitymi wtajemniczeniami spod znaku czerwonej nitki, swojego ducha wskrzesza u innych. W tym przypadku trafił idealnie, bo na ten przykład w Spazz kopnięcia przetworników gładko łączą się z posępnymi, świątynnymi wręcz natchnionymi odgłosami hammmmm. Na tle strunowych gitar Bedck przemycił swoją ekscentryczność i dziwne dno, a nawet samą gitarą pozwala wytworzyć określoną wizję; jak instrumentalny Jumlegloss.

Wracamy nawet do akustycznych skojarzeń Becka (które on sam eksploatuje dla Charlotte Gainsbourg); przecież No one is (as I be) to nie taka zwykła ballada, wrzucił tam znów jakieś instrumenty dęto-drewniane i rozwiązuje się to naprawdę klasycznie. Znajome dla Becka jest też piszczenie do dobrych klawiszy - Brain gallop nacechowane jest jednak biegłością i swobodą gry Malkumusa.
Ten kunszt szczególnie słychać na zasadzie takiego Share the red, gdzie solówki sączą się ślicznie, nie ma w tym jednak żadnego nudziarstwa, bo wszystko jest na swoim miejscu dopasowane we właściwym rozmiarze.
Stephen Malkmus And The Jicks - All Over Gently by artsandcraftsmx
Zaraz po tym All over gently przywołuje właściwy trop - przecież od popisów Grahama Coxona nie było dawno takiej przyjemności z gry na wiośle. Tam może zdarzyć się wszystko, a i tak brzmi to niesamowicie - jaka satysfakcja z tych 3 akordów w refrenie, które mogą opatulić chórki i klawisze.

Tym właśnie gitarowym spokojem kończy się płyta z Gorgeus George. Takie "zespołowe" płyty jak ta są cały czas ogromnie potrzebne! Nie poddające się szalonej pogoni za bycia czymkolwiek tylko "nowym" dowodzi oczywistości, że dupstepy to nie jedyna droga rozwoju muzyki. I to powolne rozbrzmiewanie ostatniego akordu przypomina, że emocje najłatwiej zagrać na zwykłej gitarze.

PS. Co do kwestii namiętnego poszukiwania "nowości w muzyce" polecam drugą część tego artykułu, stamtąd dużo wziąłem.
http://www.ziemianiczyja.pl/2011/06/440-plyt-2/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz