czwartek, 4 czerwca 2015
You'll never walk alone
Body/Ciało (2015). Reż. Małgorzata Szumowska
Truman Capote twierdził, że "jeśli posłucha się uważnie czyjegoś słownictwa, można odnotować występowanie pewnych wyrazów kluczowych dla jego charakteru". W przypadku obserwacji Małgorzaty Szumowskiej takimi leksykalnymi drogowskazami byłyby słowa mega i super. Ujawniają się one podczas wywiadu jakiego reżyserka udzieliła redakcji K Maga, gdzie podkreśla istotne dla niej wartości deklarując, że forma jest megaważna oraz potrzebują superdużo siły. Wykrzyknikowy styl zdaje się pasować do wizerunku artystki, która bryluje na międzynarodowych festiwalach (ostatnio zdobyła Srebrnego Niedźwiedzia za reżyserię na Berlinale), z młodzieńczo rozwianą urodą biega w ramonesce i zawadiacko podpisuje się pod kolejnymi tytułami imieniem "Małgośka". Jest teraz pewnie najważniejszą kobietą polskiego kina, ale ciągle gdzies ucieka, nie chce jej się celebrować statusu rodzinnego w kolorowych magazynach, czy też artykułować feministyczne manifesty z pozycji silnej płci.
Przy Body/Ciało trudno użyć zwyczajowej frazy, że "twórca najlepiej wyraża się przez swoje filmy", bo funkcjonują one w zupełnie innym tempie niż sama Szumowska. Wolniejszym, wycofanym. Trochę jak spektakularne Pendolino na polskich torach. Bo przecież Małgośka mogłaby zrobić to szybciej i głośniej, konsekwentnie jednak wystrzega się kontrowersji. Jak w poprzedniej produkcji z iście tabloidowym potencjałem - W imię poruszało temat księdza homoseksualisty, ale reżyserka wolała zastygnąć nad chłopakami z mazurskiej wsi. Krytycy pisali o "wzorcowym kinie środka" a odpowiedzią na rozważania Szumowskiej był szacunek ze wszystkich (nie)zainteresowanych dyskusją stron. Być może "slow is the new loud" i jest to tylko kolejny format kina festiwalowego. Wciąż jednak warto zauważyć mało inwazyjną różnicę w świetle Słońca na blokowisku czy zdjęcia przy windzie.
Wiadomo, że rola Janusza Gajosa z pewnością. To jest klasa sama w sobie, no zjadł zęby na aktorstwie. Kolejny po Andrzeju Chyrze ważny aktor, który dzięki Szumowskiej miał wreszcie coś zagrać w filmie. Ale klasa pana Gajosa jest aż nadto oczywista, a on sam gra w Body/Ciało takiego "typowego Janusza" właśnie. Nie musi nawet grać - wystarcza zmęczony wyraz twarzy, nieco ociężały krok i cała charakterystyka staje się zbędna: oto statystyczny Polak po 60-tce (cóż, u Smarzowskiego byłoby pewnie jeszcze gorzej). Niemniej jednak w nim tkwi istota świata przedstawionego obrazu, bo pośród kolejnych scen z życia trzeba zauważyć wazniejsze momenty, wydłubać je po trochu, jak rodzynki z ciasta. Miałem wątpliwości co do tej roli, ale nie chodzi przecież o to, że Janusz Gajos nie wie jak zagrać bohatera filmowego. To jego postać nie potrafi zachować się jak bohater filmowy - targany uczuciami, zmagający się z absolutem i zmuszony do nagłej bliskości.
Body/Ciało wygrywa zdecydowanie najwięcej ogrywaniem kontrastów; niekoniecznie tych językowych, ale na polu sacrum/profanum. Pytania graniczne zyskują nagle bardzo śmieszne, niemal komediowe oblicze. Celuje w tym zwłaszcza postać przegiętej medium-starej panny granej przez Maję Ostaszewską. Trudno mówić o powiewie świeżego powietrza, ale w (samochodowej) scenie starcia z prokuratorem Gajosa pomiędzy postaciami dosłownie iskrzy. Inna sprawa, że w filmie Szumowskiej metafizyczne znaczenia otaczają tak powszednie i zwyczaje rzeczy jak piosenki (oczywiście dla piszącego tego bloga nie jest to nic dziwnego). Co prawda nie przeżyłem katharsis w scenie z Republiką, ale podobna perspektywa zawsze cieszy. W filmie Małgorzaty Szumowskiej najwięcej radości daje optyka małych rzeczy - chwalebna kotwica w sklepie osiedlowym, zalanie ciepłym światłem mieszkania z wielkiej płyty, ironiczne przekleństwo do kotleta wygłupy z "wydobyciem wewnętrznego krzyku" czy śmiech ojca i córki.
PS. Dziękuję Karolinie, że mnie jednak wyciągnęła na to do kina. A w ogóle to jakbyście czytali wspomniany na początku wywiad Szumowskiej z K Maga, to znajdziecie tam też zdjęcia zrobione przez Karolinę, how cool is that?
PS2. Truman Capote użył swojej metody do opisu Humphreya Bogarta w tomie fotografii Richarda Avedona "Obserwacje". Teksty z tego albumu są wydane po polsku w zbiorze "Portrety i obserwacje. Eseje" wydawnictwa Albatros (bardzo polecam, bo da się znaleźć w Internecie za jakieś 14 złotych).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz