background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

sobota, 4 lutego 2012

Let's play. Dominoes.

Apparatjik - We are here (2010)

Apparatjik to grupa, która przy okazji nowej płyty (ale nie tej opisywanej przeze mnie) zdecydowała się na dość zaskakującą proźbę o pomoc. Zaproponowali oni fanom faktyczny udział w procesie tworzenia płyty - jako producenci. Tak więc poprzez aplikację na (oczywiście) iPada słuchacze otrzymali różnorakkie ścieżki u wymyślne opcje swoich pięciu groszy zza wyimaginowanej konsolety. Chociaż nie będę pisać o tej płycie i nie wiem w sumie, czy została już do koca stworzona, to sam pomysł est niezwykle ciekawy i wskazuje na dobre chęci i poczucie zabawy tego zespołu.



Apparatjik to tak zwana "supergrupa" czyli kolektyw złożony z muzyków znanych już i lubianych przez szerszą publiczność. Z tej wstydliwej nico sławy muzycy uciekają konsekwentnie w dehumanizację. W materiałach źródłowych przedstawiają się jako produkt studyjny w kolorowych kwadratach zamiast głów. Jest to chwyt nieco ograny (Gorillaz!), ale w tym przypadku podszyte jest to ironią i w śmiechowy sposób. Jednakże od pierwszej piosenki jesteśmy obrzucani połamanymi bitami i ochłapami ostrych klawiszy. W Deafbeat nieco plastikowe fale elektroniki są szczelne, ale pod koniec wyłania się zmodyfikowane zwolnienie wokalu jeszcze bardziej oziębiające nastrój. Wszystko jest dokładnie obliczone i skrupulatnie ustawione, łącznie z przemykającym wokalem refrenu. I wciąga. Następny Datascroller jest bardziej już urozmaicone, wieloznaczne. Początkowe uderzenia elektronicznej perkusji (bujają!) jeszcze bardziej odpychają sekcję i zniechęcają do emocjonalnego zaangażowania. Pokuszę się nawet o porównanie do mechaniczności Republiki, ale zamiast upiornego zejścia Kombinatu refren przynosi ukojenie otwarcie na przesterach i "ładną" delikatną wokalizę z najprawdziwszym pianinem. Bardzo mi się podoba ten brzmieniowy kontrast programowania i nerwowości zwrotki z uniesionym refrenem z wykrzyknięciem na końcu. Ale zupełne przyznanie się do homo sapiens sapiens następuje przez rozpaczliwą solówkę gitary, która nagle ujawnia całą swoją organiczność. Tak jak w U2 pocianie po najcieńszej strunie jest Prawdą i słychać w tym Duszę.
Arrow and Bow to już bezpośredni dowcip z Fitter Happier i całej idei OK Computer. Zamiast płakać i martwić się, muzycy wpadają w szale kicanie i iście dziecięcą zabawę. To zapewnianie We are gona get there i sielsko-organowe rozwiązanie refrenu jest naprawdę fajne i odkrywa całe pokłady joyfulowości n a tej płycie (niewinne Arrow and bow on your window, tłumiona popowa forma). Jednym z członków zagadkowego bandu jest producent Martin Terefetak więc poukrywanie tam i ówdzie zabawek-niespodzianek jak np. zbitka w outro In a quiet corner nie sprawiła mu zapewne problemu podobnie jak sterylna czystość brzemienia. Szkoda, że nie wszystko da się błyskotliwie ożywić wiosłem - Jesie jest zbyt nijakie i jesteśmy już  obeznani w humanoidalnych i nachalne grady nie są niczym specjalnym,. Wszystko trzyma się ładnie na motoryce i ta gitarka dalej jest tylko ładna.



Apparatjik jest zespołem, w którym największe znaczenie ma klawiszowiec A-ha Magne Furuholmen. Zdecydowanie najważniejsza rzeczą w tym kolektywie jest przywrócenie ducha tego klasycznego zespołu op, który dwa lata temu definitywnie zakończył działalność. Szlachetny rodowód słychać szczególnie w Snow Crystals - tylko członek skandynawskiego bandu mógł przedstawić tak doskonałe harmonicznie pulsowania klawiszowe. (Przypomnę tylko o swoistym casusie A-ha  - uwielbiają ich i poważają prawdziwi muzycy "poważni" i tacy wykształceni w konserwatoriach). Bardzo chwalebne jest promieniowanie tą europejską elegancją w dzisiejszych chałupniczych czasach, zaprawdę. Bębny są ledwo słyszalne, bo falujące syntezatory fantastycznie przedzierają się z melodią. Jest w tym coś klasycznego, czuję się jak w przed-XXI wiecznym domu (inna sprawa, że nie wiem, czy słuchałem wtedy muzyki, ale tak ładnie brzmi). Gitary mkną inthe speed of sound i cały utwór prowadzi stąd do ośnieżonej bezkresności. Dalej - Supersonic Sound tak samo czerpie z tej romantyczności lat 90tych. Nie chłodnej, ale wycofanej, pogłębionej miękkimi organami. A falset w refrenie to już temat na osobą rozprawkę - znak firmowy Mortena Harke (czyt. wokalisty A-ha) przeszedł już wszzak do historii. Tutaj uzupełniono to lirykami udanie nadającymi realizmu do posągowej nieco i gładkiej stylistyki tego słynniejszego zespołu z Norwegii.
Pastelowe smugi powracają w Antlers, a tam dodane z kolei prawdziwie rozedrganą. nieco brudną gitarę rozkrawającą spokój. Te podszepty i podchody w przygaszonym świetle są ważne nawet w popie as well.

Apparatjik łączy A-ha z nowoczesnością nie tylko w warstwie brzmieniowej. Za mikrofonem stanął wokalista alternatywnej grupy múm i naprawdę słychać tą prostotę i "inniejsze" środki wyrazu. Szumiące In a quiet corner zasypuje nas swoją łagodnością w całości. Najprostsza ballada akustyczna z chórkami, dzwonkami i wyciem w rogach refrenów. Świątecznie wręcz się robi ah, sielsko anielsko. Miło, miło, miło i ta miło-ść jest tematem przewodnim We are here. Totalny luz i luba leniwość. Czym innym jest Just kids jak nie przyjemnym muzakiem (jeszcze o dzieciach!). Chórkowe wysokości rozpływają się i nie potrzebują już jkaiegoś większego powodu. Jednak trochę szkoda, że "tylko" tak, bo kończące Quiz Show zdaje się być bardziej obiecujące na początku. Nie zmienia to faktu jak ładnie, popowo się tego słucha.



Apparatjik wydaje się być jedynym sensownym powodem, dla którego bycie psychofanem Coldplay ma wciąż jakikolwiek, sens. Gdybym bardziej dokładnie śledził ich poczynania, o We are here dowiedziałbym się odpowiednio wcześniej, bo basista Zimnograjków Guy Berryman udziela się tez w Apparatjik. Ciekawe czy Krzysiek Marcin pamięta jeszcze jak wielkim fanem A-ha był za młodu. Podejrzewam, że płacze teraz z frustracji dlaczego zamiast w pocie czoła zarabiać kolejne miliony nie może grać takiej zwyczajnej i swobodnej muzyki jak jego skandynawscy kumple.Electric Eye posiada jeden z tych ogromnych stadionowych akordów, ale jakby celowo neutralizują tą bombę idealnie pukając fortepianem. Linię basu łatwo można sobie wyobrazić w takim Lost! ale niestety, Coldplay nie są już zdolni do takiego igrania z melodią. Kwintesencja filozofii grania Apparatjik - potężne uderzenia obrywają kolejne kondygnacje podczas gdy przebojowa pulsacja trwa/gna.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz