background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

czwartek, 1 września 2011

Walk down by the staircase


 Radiohead - From the basement (2011)

Raddiohead wrócili do domu. A ściślej - do piwnicy Nigel Godricha, który jest ich odwiecznym producentem. Organizuje on też serię koncertów bardziej kameralnych dziejących się w właśnie w tychnisko położonych przestrzeniach. Tak się składa, że muzyka Radiogłowych, której znakiem rozpoznawczym jest swoisty klaustrofobiczny klimat właśnie pasuje tam idealnie. Po wydaniu ciekawej płyty nowej King of Limbs zaprezentowali ją także W Piwnicy.

Nowa płyta jest ciekawa właśnie,bo jest inna, rozwijają się, co takim gigantom jak oni się bardzo chwali. A pierwszy w setliście utwór Bloom to świetna prezentacja nowego stylu w pigułce. Więcej - na naszych uszach dokonuje się wręcz jego budowa, gdy niedarnie zwykła gitara też staje się rytmiczną przeszkadzajką, a dwójka (!) perkusistów świetnie się uzupełnia dorzucając kolejne warstwy muzyczne. Nowe Radiohead to rytm właśnie, tych piosenek właściwie trzeba się nauczyć, żeby możliwe było jakieś ogarnięcie tempa. Jednocześnie żywi ludzie okazuję się lepsi od sampli innego dustepu. Zespół wprowadza też bardzo "żywą" sekcję dętą, ale nie jest to już jazzowanie jak w końcówce Amnesiac-a. Te wszystkie trąbki wydają się być zrobione na komputerze. Tylko mają tę doskonałą głębię i brzmienie, które żadna elektronika nigdy nie podrobi.


Radiohead - The Daily Mail (From The Basement) by amomentofclarity
Już w drugim utworze Radiohead serwuje fanom zupełnie nową kompozycję. The Daily Mail nie pojawiła się na ostatnim longplaju i EPce też, prawdopodobnie dlatego, że jest to w zasadzie bardziej łagodna i "ładniejsza" wersja You and whose army?. Tym razem Tomasz Jork nie kryje się za efektami mikrofonicznymi i nie zasłania całego obrazu chorym oczkiem. Emocjonalnie obnaża się całkowicie; śmiem twierdzić, że tak łagodnie nie było go słychać od bardzo dawna. Te snujące się opowieści na fortepianie pod względem "prawdziwości emocji" przybliżają go do samego Damona Albarna. Ale to Radiohead jednak i nie może być tak cały czas spokojnie rzecz jasna. Przejście do drugiej, bardziej dramatycznej części utworu jest... jej. W jednej chwili następuje zupełnie przełamanie tej całej urokliwości. Za pomocą samych niskich klawiszy fortepianu kompozycja zostaje dosłownie przewrócona na drugą stronę. Nagle jest gwałtownie i strasznie. A kroczące dźwięki najgrubszego z dęciaków (puzon?) podbijają niesamowicie napięcie.

Nie będę się tak rozpisywać o każdym kolejnym  kawałku (nie tak dużo), bo Feral to kolejna porcja "żywego rytmu". Też niepokojąca. I potwierdza się niezwykle ważna rola basu podsumowującego ten cały chaos.
Little by little było najlepszym utworem na King of Limbs. Tutaj niestety nie dało się odtworzyć ścieżki od tyłu i rytm trochę zwalnia się rozjeżdża. Ale dzięki temu wydaje się jakoś sennie ociężały i nierzeczywiście obłąkany. I’m such a tease, and you’re such a flirt. brzmi lepiej, ale jednak ogólnie jest gorzej - szkoda, że pod koniec nie zmienili rytmu bardziej w ogóle, zamiast się tak męczyć (co słychać).

Radiohead - Codex - Live from The Basement by tatia lolua by nibeli

Z kolei Codex wypada zdecydowanie lepiej niż w wersji studyjnej. Jakieś dwa razy lepiej.Od razu czuć jest tą magiczną wręcz atmosferę kameralności. Miękkie niezwykle akordy pianina, słychać nawet ruchy jego maszynerii,to jak opadają młoteczki gdzieś tam w środku instrumentu (u-w-i-e-l-b-i-a-m to). To się dzieje tylko tu i teraz, nie jest to żadne studio bezdusznie sterylne, żadne sztuczki czy kombinowane brzmienia. I to przejście, TO na C-dur (1:28 na pliku górnym). Zabija jeszcze bardziej uczucia me. Sekcja instrumentów dętych pokazuje prawdziwą duszę niesamowicie rozpływając się w przestrzeni i łącząc z głosem Thoma. Mógłbym próbować dalej pisać o tych trójdźwiękach trąbek, ale nie wiem. No piękno, no magia.

Po obudzeniu się z poprzedniego utworu mamy Separator.Jest w tym jakiś ulotny pierwiastek All I Need i wreszcie pojawia się gitara Jonny'ego Greenwooda jak zawsze przemykająca gdzieś w tle. Piwniczna wersja Lotus Flower nie jest już tylko sterylnym nieco podkładem dla wygibującego się Tomasza - tutaj jest to żyjąca swoim życiem, rozwijająca się piosenka. Więcej się dzieje i większy efekt daje też zejście, zwolnienie melodii w refrenie.


Radiohead - Staircase ('From the Basement' session) by mysteryfallsdown

Kolejny nowy utwór - Staircase to taki Kwiat Lotosu, tylko bardziej. I znów podwójne fantastyczne tempo. Znów neurotycznie dzwoniące nutki gitary i dyszący Thom wyrzucający z siebie chęć przejęcia kontroli .
Morning Mr Magpie idzie na całość - wspaniała zabawa tempem, rytm ucieka nawet wokaliście. Panowie wreszcie nauczyli się brzmienia i jest to nieskrępowany niczym muzyczny Hyde Park.

Na końcu, samym końcu do hermetycznego, podziemnego wnętrza piwnicy dociera wreszcie jakieś światło. Delikatne dźwierkania ptaków są dźwiękami prawdziwego życia. Muzycy zapominają o wszystkich zabawkach, nowych instrumentach i rewolucjonizowaniu muzyki i za pomocą samego głosu i gitary (akustycznej!) pokazują, że cały czas znają to co najważniejsze - melodię, czyli istotę muzyki.


PS. Jeśli dobrze liczę, to ten tutaj teraz post jest 50-tym na tym blogasku. Pół stówy! 
Jestem wzruszony, naprawdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz