background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Love comes tumbling

Zakochanie, zauroczenie, uczucie, motylki w brzuchu to istne szaleństwo. Szaleństwo, czyli głupota. Człowiek zapomina wtedy o całym świecie, nagle zmienia hierarchię wartości różnych i myśli tylko wyłącznie o konkretnej osobie. Klasykiem są uwagi otoczenia o nie-myślenie, gapiostwo czy ślamazarność wynikająca z "zamyślenia się". Bujanie w obłokach, gadanie o niczym, głupia radość z byle powodu. Przesadne przywiązywanie wagi do najmniejszych szczegółów i niespotykany optymizm. Wszystko to nie jest zbyt normalnym stanem dla normalnych ludzi. Aby jeszcze fajniej pokazać ten stan psychiczny, warto zajrzeć do słownika języka angielskiego. Kilka pierwszych lepszych wyrażeń, takich jak "crazy in love" lub "madly in love with" - szalony z miłości, lub "fell in love (with a girl)" - dosł. "wpaść w miłość". Że tak gwałtownie i po same uszy. Chodzi o to, że jak już człowiek ta "wpadnie" to po prostu traci kontrolę nad sobą, nad myślami, które nagle biegną z prędkością światła i przedstawiają przesłodzony obraz świata, w którym love story musi, MUSI się zakończy długim i szczęśliwym wspólnym życiem.

Jest to myślenie zazwyczaj błędne, bo jak wiadomo, życie nie jest komedią romantyczną i doświadczenie boleśnie uczy, że zazwyczaj to nie jest TO (TO - mityczna "prawdziwa miłość" i inne lukrowane rzeczy). Jeśli jest się doświadczonym przez okrutny los młodym broken-harted-romantykiem-humanistą, o takim rzeczach już się wie mniej więcej. Jednakże, niestety, gdy serce zaczyna bić szybciej, patrząc na świat przez różowy filtr łatwo zapomnieć o tym jak bardzo świat jest zły i nieczuły oraz pusty (czyt. samotny). Z jednej strony chcemy dać się porwać nowym doznaniom uczuciowym, z drugiej jednak warto pamiętać o zdrowym rozsądku. Powtarzam znów więc pytanie : jak? (how?) ?

Znów, po raz 425578215698475 z pomocą przychodzi muzyka. Jak to bywa w sytuacjach kryzysowych, jest to U2. W soundtracku tego odcinka telenoweli pt. "Życie i twórczość Jacka S." pojawia się nagle stara piosenka jeszcze młodych wtedy Irlandczyków "Love comes tumbling".   




Jako, że na tym blogu zdecydowanie za mało zachwycam się wielkością U2, to przedstawiam kolejne ich Dzieło. Następne, które stało się dla mnie Bardzo Ważne W Życiu i znów okazało się, że właśnie Bono potrafi najlepiej zdefiniować moje sprzeczne i gorące młodzieńcze uczucia, których nie ogarniam.Oczywiście tym razem też nie zwracam uwagi na tekst piosenki, wybieram kilka wersów i dopisuję sobie temat najlepiej do mnie pasujący. Tym razem "Love comes tumbling" to kubeł zimnej wody na rozgrzaną głowę zakochanego. Bo "love is blindness" i w ogóle.

Muzycznie zaczyna się firmowym pogłosem Edża, którego partia jest owszem, prosta, ale daje jak zwykle ogromną przestrzenność. Wydaje się zresztą, że tym razem główną rolę odgrywa bas Adama Claytona, który wydaje się bardzo radosny, zupełnie odmienny klimatem od... całej piosenki. To jest bas wręcz taneczny, bujający. Sekcja rytmiczna zdecydowanie hipnotyzuje. Narracyjnie, jak dla mnie pokazuje to szaleńcze tempo rozpływającego się w całym ciele nowego uczucia, jest jak fala zabierająca naszą świadomość i oczywiście, niemożliwa do zatrzymania. 

Najpierw gitara prowadząca lekko "chrapie" (literacko opiszemy ją jako kotwica?) . I wokal Bono. Od dawna było wiadomo, jak ogromny mają jego niższe partie głosowe, ale tutaj zbliżył się do mistrzostwa. Udręczenie, zmęczenie, bezsilność, beznadzieja, świadomość tego, że to love story po prostu nie może zakończyć się dobrze (bezwolne powtarzane "love, love, love..." gdzieś w 1:50 minucie). Genialny kontrast między hopeful (mającą nadzieję, jak to brzmi po polsku...) sekcją rytmiczną, wyskakujący z entuzjazmem bas i prawda życiowa w ustach wokalisty. Niesamowite, jak wiele można przekazać za pomocą 3 instrumentów, z których każdy ma coś niezwykle istotnego do powiedzenia. 

Jak już powiedziałem, uwielbiam w U2 to, że nie muszę śledzić dokładnie tekstu piosenki, mogę sobie dopisywać setki różnych znaczeń. Wystarcza mi to, że znam nastrój kawałka, dalej dopasowywuję tylko do konkretnej historii. Tutaj wybrałem akurat tytuł : "love comes tumbling" tłumaczę jako "miłość przychodzi tupiąc". Owszem, brzmi to idiotycznie, ale od razu wiadomo, że uczucie nie zawsze musi być dobre dla nas i nie zawsze przynosi szczęście, a częściej smutek. Bono woła, ostrzega nas przed takim właśnie potworem, który nadciąga w różowym i pachnącym wdzianku, aby wtopić zimne ostrze w nasze najczulsze punkty (czyt. serca) ;>
Strzeżcie się więc miłości. Tupie, rani i boli.

(Ok, all you need is love, zgadzam się cały czas z The Beatles, bo za czymś trzeba płakać, aby po pierwsze primo: nie zostać nieczułym draniem, po drugie primo : mieć coś miłego wspominać  i po trzecie primo - ultimo: nic tak nie zwiększa doznawania Interpolu i innych smętów jak zły romans. Rzekłem)

3 komentarze:

  1. Drugi akapit - takie zejście na ziemię, bo bujaniu w obłokach, w pierwszym. :p

    OdpowiedzUsuń
  2. dobre. fajnie się czytało.
    /rzekła dżaruga

    OdpowiedzUsuń