background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

czwartek, 24 stycznia 2019

You must be so happy now



"Dobra historia to część sukcesu i jako dziennikarka, doskonale to rozumiem".

Historia Maggie Rogers jest zbyt piękna, żeby nie doszukiwać się w niej marketingowej przesady. Zaczęła się w 2016 roku, gdy artystką zachwycił się Pharell Williams - i mamy to na viralowym wideo! Współtwórca… no, niemal wszystkich największych przebojów pop XXI wieku, został zaproszony do nowojorskiej szkoły artystycznej, by jako ekspert ocenić demówki studentów.
Słuchając utworu Maggie Alaska od razu rozpoznał przebój. Doskonale widać to na klipie - on uśmiecha się z uznaniem, ona nie może spojrzeć na niego z nerwów, on zaczyna kołysać głową w rytm, ona też nie może usiedzieć na miejscu, wreszcie po refrenie zdezorientowany Pharrell patrzy prosto w kamerę z wyrazem twarzy "kogo mi tu dajecie? Czy to żart? to jest studentka?". Na poziomie relacji dwójki ludzi słuchających swojej muzyki mamy tu emocjonalną bombę porównywalną chyba tylko z Once (chociaż biorąc pod uwagę scenerię, to raczej Begin Again, hollywoodzki film Carney'a o producencie i songwriterce).




Przyznam, że wcześniej jakoś wątpiłem w jej talent, podejrzliwie doszukując się w tej spektakularnej karierze profilowania wielkiej wytwórni. Bo spójrzmy tylko na nią - śliczna dziewczyna, która wygląda jak klasyczna gwiazda country, ale robi najbardziej chwytliwe i nowoczesne bity, swobodnie poczynając sobie zarówno z gitarą akustyczną, jak i z vocoderem. Pamiętajcie, że sama pisze sobie piosenki - w swoim CV ma (nagraną w wieku 17 lat) płytę z akustycznymi balladami więc w jej drodze artystycznej jest prawda i odznaka singer-songwriterki.

Ale coś jednak nie wyszło. Alaska wyszła jako singiel już wiosną 2017 roku, Maggie miała szansę pokazać się w programach Fallona czy Setha Meyers'a. I jakoś o niej przycichło, ciągle nie było pełnej płyty. Dostajemy ją dopiero teraz: doskonale wyprodukowaną przez tabuny mainstreamowych producentów (Greg Kurstin pracował nad płytami Adele) i okraszoną pomocą wynajętych songwriterów. Współkompozytorem wiodącego singla "Light on" jest ziomek, który pomógł napisać też Shake it out Florence and the Machine. Jest w tym widoczna jakaś korporacyjna logika - nie możesz sama skończyć piosenek, więc dorzucimy ci wyjadacza, żeby zaśpiewy się zgadzały. W karierę Maggie Rogers niewątpliwie zainwestowane zostało bardzo dużo pieniędzy.

Przekonany, że to kolejna przeprodukowana gwiazdka pop, powiedzmy, amerykańska odpowiedź na Lykke Li jakich wiele w Excelach "majorsów" trafiłem jednak na występ Maggie w mojej ulubionej serii La Blogothèque. Jak każdy występ tych sesji na żywo, Light On z Paryża ma perfekcyjnie ułożoną choreografię i jest czysty brzmieniowo: oglądamy grupę młodych ludzi śpiewających chórem i po prostu bawiących się ze sobą.



Maggie - w tekście tego utworu oraz w wywiadach prasowych - mówi, że sukces z Pharellem nie był taki doskonały jak mogło się wydawać. Rozpoczął "bidding war", walkę o jej podpis na kontakcie szefów wielkich wytwórni (o których tyle słyszała przepisując wywiady do książki Elizabeth Goodman o latach zerowych nowojorskiego indie rocka Meet me in the bathroom - bardzo polecam).
Jakkolwiek rozczulająca, historia Maggie rymuje mi się bardzo z niepewnościami innej cudownej dziewczyny światowego popu, Lorde (cała Melodrama to płyta o poszukiwaniu siebie
na gwiazdorskich imprezach), a u nas z gigantycznym sukcesem borykał się ostatnio Dawid Podsiadło. Występy panny Rogers faktycznie nie są jeszcze doskonałe, ale to integralna część jej tworzącej się dopiero historii.

Widzimy na scenie dziewczynę, która jeszcze nie wie czego chce, co zrobić z nagłą sławą i oczekiwaniami wytwórni, z całym wizerunkiem, który jest pewnie kompromisem artystycznym nastawionym na dopasowanie się do elektronicznych przebojów Billboardu. Szczególnie słychać to na żywo: jej głos jest bardzo delikatny, ale musi przebić się przez warstwy bogatych aranżacji nieodzownych dla radiowego popu AD 2019.
I to właśnie jej songwriterskie korzenie są najciekawsze w klipie poniżej: dzięki La Blogothèque możemy zobaczyć Maggie śpiewającą pełnym głosem i z szeroko otwartymi oczami. Tylko z gitarą akustyczną i nagle w pełnym świetle, otoczoną ludźmi razem z nią śpiewającymi jej najnowszy hit.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz