background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Sąsiadowanie na mieście




MIASTOmovie - Sąsiedztwo
17-22 października

Festiwal miastoMOVIE zmniejszył w tym roku swoją perspektywę: trochę z konieczności, ale w bardzo wdzięczny i pożyteczny społecznie sposób. Organizatorzy wspominali o pewnych problemach
budżetowych, co miało wpłynąć na formułę imprezy, jednak temat “Sąsiedztwa” bardzo dobrze pasuje do rozmaitych akcji związanych z niedoborem. W końcu jeśli zabraknie nam przysłowiowej “szklanki cukru”, nie lecimy do supermarketu, tylko pukamy do sąsiada; i ta kolektywna idea miała swoje naturalne rozwinięcie wśród wątków podejmowanych we Wrocławiu między 17, a 22 października.

Synergię sąsiedzką, czyli taką sytuację kiedy oddolne działania małej grupki dają duży efekt, najbardziej dosłownie pokazał koncert Zdrady Osiedla. Zespół Śpiewaczek Miejskich o tak malowniczej nazwie przedstawił historie Zasłyszane u Sąsiadów - tradycyjne pieśni ukraińskie przeniesione na wrocławskie podwórka. Siła damskich głosów zatrzęsła salą CUKR i pokazała w jaki sposób wspólny głos mieszkańców może być słyszalny - jeśli tylko uda się go ustawić w zgodnej harmonii.



Do mniejszego w tym roku miastaMOVIE jak na zawołanie dopasował się zbiór reportaży Światła małego miasta zbierający historie z miejscowości do 20 tys. mieszkańców. Projektu studentów Polskiej Szkoły Reportażu oczekiwałem ze sporymi nadziejami: być może mniej znane nazwy mogłyby spuścić nieco powietrza z mody na rodzime non-fiction, może udałoby się uratować miasteczka przed zwykłymi stereotypami o prowincji?

Niestety, zaproszona na dyskusję w Tajnych Kompletach jedna z autorek: Stasia Budzisz-Cyzewska od razu przyznała się, że nie lubi swojego rodzinnego miasteczka i kojarzy się jej ono raczej negatywnie. Wśród jego uciążliwości wymieniony został brak nocnych sklepów i wszechobecna “kontrola społeczna” sąsiadów. Autorka przygotowała historię (z innego małego miasta) o zabawie discopolowej, która stylistycznie miała być propozycją w stylu gonzo, ale na szczęście dowiedzieliśmy się, że “we wszystkich miasteczkach jest ta sama samotność”. Cóż, “socjologia ma być reprezentatywna i obiektywna, a reportaż nie musi i nigdy nie jest” (naprawdę nie chcę być złośliwy; nie czytałem jeszcze wspomnianego utworu literackiego, który miał swoją internetową premierę w piątek po spotkaniu; a jeszcze wrócę do tego wątku).

Te ostatnie słowa wypowiedział Kamil Bałuk - koordynator projektu o miasteczkach, który oprócz zbioru 12 reportaży, zawiera także badania społeczne opisujące właśnie małe miasta. Bardzo potrzebny projekt, wybijający mi z rąk argumenty na temat stronniczości reporterów: jeśli mamy dwie perspektywy opowiadanej historii, tym więcej możemy się dowiedzieć o miejscach, gdzie nie dojeżdżają już PKSy. Wydaje się, że najmniejsze miasteczka umknęły gdzieś z pola widzenia opinii społecznej, a pomoc w przystawieniu lupy do mapy Polski zaoferował nieoceniony Filip Springer. Jego “Wyspa Archipelag” była nie tylko inspiracją wspomnianego projektu reporterskiego, ale również tematem kolejnego spotkania w literackim przyczółku miastaMOVIE, bibliotece Tajne Komplety. Spotkania, na które i tak bym się nie dostał, bo grono fanów reportera wychodziło ogonkiem aż na zewnątrz lokalu.





Jednym z najciekawszych tematów podejmowanych na festiwalu miastoMovie jest podstawowa kwestia: jak w ogóle definiować miasto? Bohaterowie filmu Desert Coffee Mikaela Lypisnskiego zgodziliby się z hipsterami co do istotności kawiarni, ale różnią się od eleganckich ludzi w każdym innym względzie. Wykształcony w Polsce reżyser przedstawia osadę na samym środku kalifornijskiej pustyni, którą zamieszkują uciekinierzy ze społeczeństwa. Jej mieszkańcy świadomie wypisali się z tradycyjnie pojmowanej wspólnoty, takiej z domostwami i profesjami, żyjąc "wolnością" na kawałku piasku w spartańskich/hippisowskich warunkach. Mimo radykalnego planu na resztę życia, mieszkańcy Slab City potrzebują kawy (oraz internetu), które zapewnia im lider tego nieformalnego sąsiedztwa, Rob. Nie lubi on kawy, ale wstaje codziennie, aby ją zaparzyć, bo wie jak bardzo ludzie potrzebują się spotkać przy filiżance (w tym przypadku: przy zakurzonym kubku) gorącego napoju. I to wystarczy - z małych ról społecznych i mniej lub bardziej uświadomionych aktów pomocy w jałowym Slab City tworzy się sąsiedztwo.

Pokazywany na miastoMOVIE Kto tam przypomina, że serial jest chyba najbardziej społeczną formą sztuki filmowej. Często mówimy, że większa liczba odcinków pozwala "zaprzyjaźnić się z bohaterami", lub "śledzimy losy rodziny Lubiczów". W ten sam sposób jak najbardziej realne relacje sąsiedzkie zawarła Karolina Breguła. Reżyserka przyjechała na wrocławski Ołbin w ramach projektu ESK "Wejście od podwórza" i w poprzednie wakacje nakręciła z mieszkańcami 6 odcinków Kto tam. Odbiór był tak pozytywny, że serial został reaktywowany specjalnie na festiwal MiastoMovie - podczas czasu trwania festiwalu powstała kolejna część sąsiedzkiej opowieści.
Filmy Breguły wypełnione są surrealistycznym humorem, który staje się bardzo wygodnym przekaźnikiem podwórkowych historii. Fabuła Kto tam opowiada miejską legendę o lokalnym potworze i narracyjnie działa trochę jak plotka: przesadzona, przekazywana z ust do ust w cichym porozumieniu, oraz wzbogacona szczegółami charakterystycznymi dla stylu osoby mówiącej.

Dwóm dokumentom Olgi Makuszewskiej o warszawskiej architekturze skierowanej dla funkcji publicznych (Przedszkole Modernistyczne i Szklane domy) towarzyszyła dyskusja dotycząca idei osiedla społecznego. Zestaw prelegentów był tak typowy, że dyskusja potoczyła się z precyzją scenariusza filmu gatunkowego.

Deweloper (Kazimierz Śródka) akcentował swoją architektoniczną duszę, i odmienność wizji, dokumentalistka broniła lewicowego spojrzenia, socjolog (dr Iwona Borowik) przytaczała naukowe definicje, a artystka (Natalia Gołubowska) została zepchnięta na boczny tor. Groteskowego charakteru dopełniło widowiskowe samozaoranie pana dewelopera, który na pytanie kto mieszka w jego wymuskanych osiedlach odpowiedział "ludzie pracowici". Cóż, wydawało mi się, że takie postaci występują już tylko jako stereotypo przerysowane szwarccharaktery, dlatego oglądanie tego na żywo było w pewien sposób fascynujące.

Dyskusja mogła być przewidywalna, ale na pewno nie banalna. Oprócz przedstawienia tak różnych stanowisk chodziło o spotkanie się odmiennych głosów - jak na prawdziwym osiedlu społecznym skupiającym grupy mieszkańców. Wyświetlone filmy były w zasadzie tylko inspiracją do podjęcia istotnych tematów i jako takie skupiały się na pojedynczych historiach. Spotkało się to z krytyką, wg. której obraz osiedli społeczny jest wyidealizowany i jednostronny (na lewo).
Dr Borowik przytomnie zauważyła, że archaiczność filmu nie polega na błędnym politycznie skierowaniu się ku ideom komunizmu, ale chodzi o zmianę postaw dzisiejszych mieszkańców osiedli. To co w latach 50-tych było pomocą sąsiedzką, teraz nazywane jest “kontrolą społeczną” jako niepotrzebne wtykanie nosa w nieswoje sprawy. Także w dyskusji brakuje nam perspektywy i przykładów innego sposobu na mieszkanie w mieście: branie kredytu wydaje się jedynym sposobem na samodzielne mieszkanie, a nowe osiedla wydają się identyczne. Ale na niższe notowania tradycyjnego sąsiedztwa wpływa także wyrażanie swojej indywidualności: już w słowach wspomnianej wcześniej reportażystyki słychać było pochwałę wielkomiejskiej anonimowości, w przeciwieństwie do nadgorliwych pomocy sąsiedzkich. Zmieniają się nie tylko miasta, czy style architektoniczne, ale przede wszystkim obyczaje i sposoby na współżycie pojedynczych mieszkańców w sąsiedztwie.

Wnioski o naturalnej potrzebie różnorodności zgadzają się z poglądami Jane Jacobs, przedstawionymi w dokumencie Citizen Jane: walka o miasto. Jest to film niemal bohaterski, ale amerykańska urbanistka do dzisiaj pozostaje niekwestionowanym autorytetem. W jej planowaniu przestrzennym nie można było zapomnieć o mieszkańcach, a sąsiedztwo tworzy się na zatłoczonych chodnikach i wolnych od samochodów terenach zielonych. Miasto jest według niej obrazem różnorodności i nie ma sensu zamykać go we wzorcowych szpaltach urbanistów.



Aby odpocząć od filmów na miastoMOVIE, nieco zapomniana przez dyskutantów artystka - Natalia Gołubowska działająca wcześniej we wrocławskiej Pracowni Komuny Paryskiej 45 - przygotowała Wystawkę; działanie artystyczne o mniej wzniosłej nazwie, ale jak najbardziej doniosłym znaczeniu. W festiwalowej przestrzeni wystawienniczej zebrano eksponaty z sąsiedzkich klatek schodowych. Miejsc, które z definicji są tylko dodatkiem do mieszkań, mijane i przebiegane z góry na dół. A jednak klatka schodowa jest jednym z niewielu przestrzeni wspólnych dla blokowej społeczności - bo w ciasnej zabudowie miejskiej nie ma oczywiście miejsca na ogródek, czy ławeczkowe miejsce spotkań.

Wystawka przypomina o tym samym, co starał się przekazać program całego festiwalu miastoMOVIE: że pojedyncze miejsca w mieście pełne są dowodów na sąsiedztwo. Nieformalne kontakty tworzą się w rozmaity sposób - na klatce schodowej, przy kawie, w dyskusji, czy na podwórku. Nie trzeba biletu na festiwal miastoMOVIE, żeby przekonać się o sile sąsiedztwa; wystarczy chwila uwagi dla osoby w mieszkaniu obok.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz