background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

wtorek, 26 kwietnia 2016

ENL: Wieczór dziesięciu Szekspirów



Europejską Noc Literatury rozpocząłem od fragmentu mojego ulubionego dramatu Szkspira - Makbeta. Jeśli chodzi o czytania, trudno znaleźć bardziej charakterystyczny głos niż ten Janusza Chabiora. W swojej interpretacji aktor poszedł jednak trochę w poprzek swojego fizys; jego Makbet
by wątpiący, wyciszony i rozchwiany emocjonalnie. Chociaż moja interpretacja w Grupie Pod Wiszącym Kotem była o wiele bardziej płaczliwa, to pozostał pewien niedosyt, temperatura czytania wstrząsających relacji morderstwa była zaledwie letnia. Maria Pakulnis również nie postawiła męża do pionu, ale to pewnie wina trzymającej za gardło narracji House of Cards -  lady Makbet już zawsze będzie miała dla mnie twarz Robin Wright.

Olga Bołądź doskonale zabawiła się formą komediową Szekspira wykorzystując wszystkie formy tak otwartego gatunku. Najpierw, w formie -meta przytoczyła list czytany w samym dramacie, później z urokiem zaigrała stereotypem dziewczęcości, aby wreszcie skontrastować postaci Julii oraz jej piastunki. Starcie nastoletniego podlotka z doświadczoną życiem kobietą zostało rozegrane doskonale komicznie i z dużym wyczuciem nie tylko motywacji bohaterek - gra pauzą na scenie ma naprawdę ogromne znaczenie.

Najwybitniejszym aktorem wieczoru był z pewnością Mariusz Bonaszewski. Nie ma go w telewizji, bo to prawdziwe zwierzę sceniczne. Perfekcyjnie dobrał fragmenty do formuły spotkania - jeśli czytanie, to operował przede wszystkim głosem. Początkowy, bardzo wyrazisty Hamlet mógł wydać się przez chwilę skrzeczeniem na granicy parodii, ale przecież "w tym szaleństwie jest metoda" -książę Danii jest tylko nieznośnym dzieciakiem, u którego próżno szukać teatralnej powagi. Natężenie wysokich emocji przekazało w końcu cierpienie młodego chłopaka jeszcze nie rozumiejącego polityki i spalającego się w złości. Następnie Bonaszewski zmienił tonację, aby mówiąc o aktorach, wlewać do ucha Otella wątpliwości względem małżonki; i znowu złowieszcze języki celnie oddały dwulicowość Iagona.  Ale majstersztykiem okazał się głos "małego Tomka" - oszalałego i wołającego na burzy Edgara, wiernego sługi Króla Leara. Z trudem dogrzebaliśmy się do właściwego aktora dramatu, trzeba było domyślać się władczej natury upadłego możnowładcy, który brzmiał jak pierwszy lepszy głupek. Przez głos właśnie - pozbawiony pozbawiony posłuchu, władczości i w całkowitym, świadomym braku mocy. Tak genialne wykonania Szekspira można by oglądać na deskach każdego teatru świata, Mariusz Bonaszewski dał występ aktorsko kompletny.

Wybitny aktor Teatru Narodowego  miał swoje czytanie w klubie ukraińskim, w tle mając jaskrawe malowidło wielkiej, gołej baby. Wspaniałe miejsce, przypominające o największej być może zalecie Europejskiej Nocy Literatury - ciekawych lokalizacjach dla literatury. Wrocław ma bardzo dużo do zaoferowania i niespodzianki kulturalne kryją się za każdym rogiem.

Bardzo się cieszę, że organizatorzy potrzymali tez tradycję zapraszania nie najbardziej znanych z telewizji aktorów - przykładem pan Bonaszewski, czy do granic urocza Anna Radwan. Która sama jedna musiała uporać się ze "sceną czwórkową" ze Snu Nocy Letniej. Trzeba przyznać, że narzuciła sobie bardzo mocne tempo, opanowała jednak najbardziej zaawansowane konstelacje językowe z tanecznym wdziękiem baletnicy. Ping-pong słowny nie został wymyślony przez amerykańskich scenarzystów, ale Williama Szekspira. Tak wiele emocji, postaci, wyższych i niższych postaw na przestrzeni zaledwie jednej sceny - pani Radwan cudownie nam o tym przypomniała rzucając w nas całym rozkosznym zamętem komediowych umizgów.

Innym aktorem teatralnym, który błyszczał w czasie Nocy Literatury był Cezary Łukaszewicz. W telewizji występował tylko w Paradoksie (dość mocno udany polski serial kryminalny), ale całkowicie ukradł całą scenę balową w Dziadach Trzecich (Teatru Polskiego). Zaproszenie do czytania mniej doświadczonego przez los aktora okazało się idealnym wyborem w kwestiach niestrudzonego złośnika Iagona. Knuł całym sobą, dynamicznie okręcając sobie wokół palca Otella, urywając wątek na tych najbardziej znaczących momentach. Krzepkość wypowiadanych słów właściwa dla młodego mężczyzny mogła wydawać się szczerością, jednocześnie ukazując palący się ogień zazdrości o pozycję wodza. Wyraźnie przygarbionego, w mgnieniu oka przeobrażającego się w zwalistego odmieńca, jakim miał się zobaczyć. Bardzo dobry, z pozoru niezauważalnie różnorodny
występ.

Magdalena Cielecka jest gwiazdą na zupełnie odmiennym poziomie, księżna na swych włościach. Błyskawicznie podporządkowała sobie publiczność zgromadzoną w Kościele Marii Magdaleny, jak również samego Szekspira - w nadprzyrodzony sposób kazała napisać dla siebie oddzielny traktat poetycki zawarty w Hamlecie. Tak bardzo zabrała ten tekst dla siebie; opowieść trupy teatralnej o królewskiej wdowie pokazała wszystkie poziomy grania mistrza ze Stratfordu. Aktorka grająca aktora, niegodziwość odbijająca się w idealnym wzorze, wydarzenia historyczne rezonujące z aktualną polityką i sprawy królestwa przechodzące w uniwersalne opowieści o wierności sobie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz