background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

niedziela, 7 lutego 2016

2015: Płyty i imprezy




Moje ulubione płyty 2015 roku

Susanne Sudfor - Ten love songs
Nowoczesne taneczne bity, kolejny porywający ładunek syntezatorów ze Skandynawii. Płyta jest jednoznacznie o miłości, ale nie jest kolejną diagnoza na temat uczuć we współczesnym świecie. Susanne przedstawia je w praktyce - każda piosenka trafia w samo sedno, przemawia do tego, co Amerykanie nazywają"guts".

Algiers - Algiers
Najmocniejsza płyta roku - nie tylko formą, ale przede wszystkim treścią. Sprzężenia, uderzenia i bezlitosne upominanie się o godność. Wzięli sobie do serca słowa Patti Smith o tym, że jedyną bronią jakiej potrzebujemy jest gitara.

Boy - We are here
Najładniejsza płyta ubiegłego roku. I nie chodzi mi tylko o urodę wokalistek, ale całą produkcję. Jest tam wszystko czego oczekuję od dobrego, przyjemnego popu - łagodne przejścia, miłe pulsacje i tematy dyskretnie ocieplające wnętrza.

Will Butler - Policy / Lilly Hates Roses - Mokotów
Dwa albumy, które może nie aspirują do wielkości, ale słuchałem ich chyba najczęściej. I oba mają historię z którą się jakoś utożsamiam - czy to o dużym mieście, czy niezdecydowanym romansie.

Blur - The Magic Whip
Od momentu premiery myślałem o tym jako "płyta numer 5. w rankingu rocznym". Nie wróży to najlepiej, ale to przecież powrót wielkiego Blur, dzieją się rzeczy ważne i trzeba oddać królowi to co królewskie.

Kobiety - Podarte Sukienki
Kobiety pełne niespodzianek treściowych. Osiągnęły spokój i kompozycyjne zdecydowanie w warstwie formy, więc teraz pobawiły się treścią - jest świetną zabawą odczytywanie koejnych nawiązań i tropów do innych dzieł muzycznych.

Oxford Drama - In Awe
Debiut wrocławskiego duetu to najlepsza i najbardziej przyjemna elektronika zeszłego roku. I tutaj muszę się przyznać do wstydliwego zaniedbania, że nie opisałem ich jeszcze na blogu, ale czekałem na ich występ na WROsoudzie (który nie odbył się z przyczyn technicznych, bo zagrali w Imparcie miesiąc przed tym festiwalem).

Sufjan Stevens - Carrie and Lowell
To trochę smutne jeśli pomyśli się jak dużą trudność sprawia recenzentom opisanie tak prostej płyty, składającej się tylko z akustyków i ballad. Ale nie da się inaczej, bo to najbardziej zwyczajny album mówiący o najbardziej prozaicznej z ważnych rzeczy - o rodzinie.

Julia Holter -  Have you in my wilderness / Bye bye butterfly - Do come by 
Sparowalem te albumy, bo brzmią jak swoje siostry - w obu przypadkach produkcja zaprasza wokale bardzo blisko, brzmią naturalnie na samym przodzie zaraz obok basowych towarzyszy. Obie płyty intrygują też oddzielnym klimatem, do którego należy podejść spokojnie i wsłuchać się z uwagą.

Belle and Sebastian - Girls in a peacetime want to dance
Przyzwyczaliśmy się do,myśli, że Belle już na zawsze zostanie tym małym bystrym twee zespołem naszej szkoły. Poważna, różnorodna i zatrważająco dojrzała płyta - trudno powstrzymać dreszczu na słowa "now I look at you, you're a mother of two". Więcej tutaj.



Imprezy

WROsound
Najciekawszy i najlepszy festiwal we Wrocławiu. I przy okazji najważniejsza rzecz jakiej dokonałem w życiu.

OFF Festival
Może nie najlepsza koncertowo, ale chyba najprzyjemniejsza dla mnie edycja katowickiego festiwalu. Widziałem wszystko co chciałem, nic mnie nie zawiodło, jak zawsze bawiłem się świetnie.

Jazz Nad Odrą / Jazzpospolita
Niewątpliwym sukcesem w tym roku było to, że załapałem się na kilka koncertów jazzowych. Bardzo się z tego cieszę, bo w komfortowych warunkach mogłem zgłębić esencję całej muzyki - brzmienia prawdziwych instrumentów.

U2
To mój ukochany zespół, więc nie wiem, czy muszę coś dodawać. Spełniłem kilka marzeń - zobaczyć ich w hali czy usłyszeć Bad na żywo, a nie zabrakło też kilku rarytasów. Nie ma tak pięknie - tekst o tym koncercie i Berlinie to najlepsza rzecz jakiej nie miałem czasu napisać.

Afro Kolektyw
Chris Parnell grający w serialu 30 Rock powracającą postać doktora komicznie poważnym tonem mówi o przeszczepie wątroby "This is no lauhging matter, so I apologise... (wybucha śmiechem) kidney is a such a funny word". W podobnym, śmiertelnie niepoważnym tonie upłynął jedno z ostatnich tchnień wydał zespół Afro Kolektywu. Michał Hoffman rzucał uwagami o swoim odejściu również z tego świata, a na sam koniec podpisał mi się na setliście słowami "JACKU USIĄDŹ MI NA WACKU". Dziękuję.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz