Adventure of a lifetime jest wszystkim tym, czego potrzebował teraz Coldplay. Niegłupia, radio-friendly piosenka, która spokojnie powinna stać się przebojem. Dlaczego tym razem nie mam im tego za złe? W dużej mierze przyznam, że im się to po prostu należało. Po wydaniu gwiazdorskiego, ale miejscami koszmarnym Mylo Xyloto chłopaki spuściły nieco z tonu w drodze na szczyt/bycia nowym U2. Wydali mniejsze, wyciszone Ghost Stories podejmując artystyczne ryzyko - i faktycznie, rynke także odmówił im fejmu usuwając w cień mainstreamu.
Powrócili z impetem i naprawdę fajnym singlem; nawet się nie spodziewałem że będę tak zapętlać. Może dlatego, że tym razem zainspirowali się nie miałką Rihanną (nieszczęsne Paradise), ale takimi Artystami jak Kylie Minogue, The Cardigans czy Phoenix. Prowadząca utwór funkująca gitara wydaje się być wyjęta z tanecznych przebojów początków lat dwutysięcznych. Dziarskie tempo zwrotki jak ulał pasuje do tak legendarnych gitarowych bangerów jak Love at first sight (dokładnie ten sam układ akordów!!!), czy Lovefool (dzwoneczki!). Zupełnie jakby Chris Martin zobaczył co uważam za wzór gitarowej muzyki tanecznej w tym mixtejpie. Wiele osób dopatruje się w Przygodzie... Daft Punk, -rytmika jest ta sama, to prawda. Ale singiel Coldplay wydaje się mniej wystudiowany; zamiast studyjnej perfekcji dostajemy tą bezcenną spontaniczną radość muzykowania, która sprawia, że chłopaków z Londynu wciąż nie da się nie lubić.
Singiel zapowiadający album A head full of dreams to jednak przede wszystkim nigdy nie spełnione marzenie Bono o tanecznym przeboju do tańca w wykonaniu 4-osobowego zespołu gitarowego. Być może U2 nigdy by się nie zniżyło na taki poziom popowej prostoty, zawsze woleli kombinować, ale ich próby i kolejne remixy były naprawdę desperackie. A to właśnie Coldplay zgarnęło całą pulę w supergwiazdorskim wyzwaniu na napisanie współczesnego przeboju z klubowym pulsem, bezpretensjonalną kompozycją i ciekawym pomysłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz