background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

czwartek, 19 listopada 2015

CIĘŻKIE KSIĄŻKI: Jak czytać piosenki?


Virginia Woolf - Eseje wybrane (2015)
Przekład: Magda Heydel
Wydawnictwo Karakter


Zatem tworzymy nastrój, głęboki i uogólniony, nieświadom szczegółów, ale podkreślany pewnym miarowym, powtarzalnym rytmem, którego naturalnym wyrazem jest muzyka; i to właśnie jest moment na słuchanie muzyki… kiedy jesteśmy niemal zdolni do jej tworzenia. (...)
Siła uderzeniowa muzyki jest tak wielka i bezpośrednia, że przez moment nie istnieje żadne inne odczucie, poza odczuciem samej piosenki. Jakież głębie wtedy odwiedzamy – zanurzamy się w nią tak nagle i całkowicie! Nie ma tu nic, czego by można się uchwycić; nie ma niczego, co by nas zatrzymało w locie. Iluzja, jaką tworzy beletrystyka, jest stopniowalna; zostajemy przygotowani na jej efekty; czy jednak, słuchając tych linijek, ktokolwiek zatrzymuje się, by spytać, kto je napisał, albo czy wyczarowuje myśl o domu Donne’a lub sekretarzu Sidneya; kto by wikłał te wersy w zawiłości czasów przeszłych oraz następstwo pokoleń? Muzyk jest zawsze naszym współczesnym. Nasze jestestwo zostaje skoncentrowane i skumulowane, jak przy każdym gwałtownym wstrząsie osobistego przeżycia. To prawda – po chwili wrażenie zaczyna zataczać w umyśle szersze kręgi; dociera do odleglejszych zmysłów; te zaczynają dźwięczeć i odpowiadać, a my uświadamiamy sobie ich echa i odbicia. Intensywność muzyki obejmuje ogromny zakres emocji.
Powyższy cytat pochodzi ze wspaniałego eseju Virginii Woolf Jak czytać książki? Mógłbym przepisać całość dostępnego na Dwutygodniku tekstu, bo z tak porażającym intelektualnie i niezwykle eleganckim tokiem myślenia mamy tu do czynienia. Zgodnie z poradą autorki wolę jednak wejść z nią w polemikę i dać coś od siebie. Bo przytoczony przeze mnie fragment nie mówi wcale o muzyce, ale o poezji; celowo zmieniłem kluczowe słowa. W czasie lektury eseju zauroczony zapałem pani Woolf w czytaniu zadałem sobie pytanie: dlaczego ja właściwie nie czytam więcej liryki? I nagle tą samą przyjemność, o której pisze Virginia rozpoznałem w słuchaniu muzyki. Teksty piosenek nie są już tylko dodatkiem do melodii, bardzo często to słowa przekazują najwięcej treści. Natomiast wspomniana rytmika wiersza jest nawet bardziej rygorystyczna w przypadku piosenek. pewnie się nie znam, ale dla laika różnice pomiędzy wierszem białym, a prozą poetycką, a zwykłą narracją są często niewielkie. A już z całą pewnością - stety, niestety - muzyka ma o wiele większy zasięg niż sama poezja, co widzę jako szansę dla pięknych słów w lyrics śpiewających artystów.

Właśnie w języku angielskim istnieje wyraźny podział na poważną classical music i pop music, ale jestem dziwnie spokojny, że Virginia Woolf nie miałaby nic przeciwko podniesieniu piosenek do rangi Sztuki. Głównym przesłaniem jej eseju jest docenienie przyjemności czytania. Najważniejsza jest demokratyzacja dostępu do książek oraz wywyższenie Zwykłego Czytelnika ponad racje akademickich krytyków. "W sprawach osobistych nic nie jest bowiem bardziej zgubne niż kierowanie się cudzymi upodobaniami". Zresztą, autorka nie mogła wspomnieć o muzyce, bo Jak czytać książki? zostało napisane jeszcze przed II Wojną Światową - czyli przed Beatlesami, Hollywood i całym wybuchem popkultury. Swobodne ocenianie z własnej perspektywy, do czego nieustannie zachęca Woolf oznacza także własną perspektywę czasową - jestem pewny, ze Virginia odnalazłaby "demona przyjemności" także w gitarowych przebojach Twist and shout.

Jeśli chodzi o angielskie pisarki, które są jednocześnie atrakcyjnymi eseistkami (dwuznaczność jak najbardziej celowa), to współczesną odpowiedzią na eseje Virginii Woolf jest tom Jak zmieniałam zdanie Zadie Smith. Nie jestem pewien na ile to kwestia redakcji, ale nawet układ tekstów jest zebrany w takie same kategorie w obu książkach: czytanie - pisanie - patrzenie - podróżowanie - życiopisanie. Obie kobiety są ciekawe swoich czasów i chętnie angażujące się w nurt zwykłego życia czerpiąc bezwstydną przyjemność z doznawania dzieł literatury.

Ale, ale – kto czyta po to, by realizować cele, choćby najszczytniejsze? Czy nie ma takich zatrudnień, którym oddajemy się tylko dlatego, że są dobre same w sobie, i takich przyjemności, które same w sobie są ostateczne? I czy czytanie przypadkiem do nich nie należy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz