background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

piątek, 12 stycznia 2018

Transformacja na wideo



Olga Drenda
Duchologia polska.
Rzeczy i ludzie w latach transformacji (2016)

Przy omawianiu listy Stu Sztosów w Akademickim Radiu Luz dwóch prowadzących opisywało utwór w dość tajemniczy sposób: "nawiązywał do lat 60tych i 70tych" i "było to dawno", oraz "byłem na koncercie jako dziecko". Piosenką z przeszłości okazało się wydane w 2003 roku Spadaj
formacji Sistars - tutaj w wersji refix wrocławskiego DJa Spisek Jednego. Czy nie za wcześniej na okrycie singla sióstr kurzem nostalgii? Ale to tylko jeden z wielu powrotów do przeszłości jaki widać było w polskiej popkulturze w ostatnim czasie. Zawsze wrażliwy Taco Hemingway nagrał swoje Wspomnienia, inteligencja zaczytuje się w staroświeckiej szacie graficznej Przekroju, studencka brać masowo zapisuje się na wrocławski Rave jak w '92, a nowy fenomen kulturowy wyłuskała Olga Drenda w swojej książce Duchologia polska. Rzeczy i ludzie w latach transformacji.

Jej antropologiczne rozważania nad przezroczami z czasów transformacji ustrojowej faktycznie przywołały ducha lat 90tych : publikacja była szeroko dyskutowana w mediach, ale bardziej znacząca wydaje się społeczność skupiona wokół strony "Duchologia" na facebooku. Młodzi ludzie sięgają do szuflad domów rodzinnych i do dziecięcych wspomnień wyszukując w przestrzeni śladów minionej epoki; chętnie utrwalając je za pomocą aparatów w smartfonach.

(klomby z fb: Po drodze do GS-u)

Ale czy faktycznie przez krótki okres naszego życia zmieniło się tak wiele, że możemy obwieszczać "epoki" oraz "pokolenia"? Fajnie jest odkryć coś ciekawego w codzienności, jednak mam wrażenie że poszukiwania sensu są dość przesadzone, gdy ma się te 20 kilka lat. Każdy ma prawo do swojej nostalgii, ale jako młoda osoba trochę prowokacyjnie wyrażę zdziwienie - po co się spieszyć? Po co tworzyć mitologie z przeszłości, gdy jeszcze nie stworzyliśmy własnej, współczesnej nam kultury?

Olga Drenda rzetelnie zaznacza swoją osobistą perspektywę, jednak mnie jako socjologa ciągnie do bardziej konkretnych danych. Dzieci duchologii dość naturalnie ustawiają mi się w opozycji do niesławnych "milenialsów". Tych to nikt nie lubi: kolejne mniej lub bardziej potrzebne artykuły z rozdrażnieniem opisują bezcelowość i roszczeniowość pokolenia wchodzącego właśnie na rynek pracy. Bycie milenialsem wydaje się najgorszą obelgą, dlatego warto zaznaczyć swoje przynależące jeszcze do XX wieku dziecięce wspomnienia. 
Kiedyś to były: zamiast youtube'a kasety video, Frugo zamiast Coca-coli, w miejsce chmury z mp3 trzeba było nosić ciężkiego Walkmana. My, pamiętni dwudziestoletni pamiętamy niedostatki kontentu i kiczowate programy w kwadratowym teleodbiorniku. 

Hasło "duchologii" nawiązujące do najnowszych prądów filozofii, semiotyki i kulturoznawstwa jest niewątpliwie nobilitacją dla wielu nieporęcznych i szwankujących gratów oraz zabawek. Mając 20 lat zyskaliśmy własną mitologię, tajemny kod niezrozumiały dla dorosłych tylko z dowodu. Jak pisze Przemysław Czapliński:
Siedzieliśmy w gronie znajomych, odczytywaliśmy fragmenty tej książki i co chwilę ktoś wykrzykiwał: „Racja!”, „Tak było!”, „Zgadza się!”. W okrzykach był zarazem podziw dla autorki świetnie rekonstruującej rzeczywistość, radość z odzyskanego śmietnika pamięci i zdumienie, że tak łatwo o tym zapomnieliśmy.
Wciąż pozostaję sceptycznie nastawiony do takiej nostalgii, ale nie dotyczy to samej zawartości książki Olgi Drendy, która przybliża nam kolejne kategorie egzystencji w Polsce lat 90-tych. Szczególnie trafne wydaje się przedstawienie stylów życia, a nawet pewnych filozofii w meblowaniu mieszkania - w pojedynczej szafce zawierają się zagadnienia projektowania, klasy społeczne odbiorców i problemy technologii materiałowej. Wszystkie przygody raczkującego kapitalizmu znajdują swojskie ujście w "listach do redakcji" i relacjach z bazarków z bogactwem towarów rozłożonych na chodnikach. Wspomnienia outsiderów - gości z Zachodu - są uzupełnione bogatym (i kolorowym) materiałem fotograficznym, zwracającym uwagę na szczegóły niewidoczne na pierwszy rzut oka. Tak samo jest z całą opowieścią: autorka trochę już z zachodniej perspektywy przypomina nam o rzeczach wcześniej niedocenianych i przeoczonych. Uznawanych kiedyś za nudne, a dzisiaj zaskakujących swoją oryginalnością i gorzką niepowtarzalnością.




Zastanawiając się nad płynnymi ramami czasowymi duchologii skupiłbym się na nośnikach treści popkultury. Być może z racji tematyki tego bloga, ale najciekawsze w książce wydały mi się tytułowe Rzeczy (...) w czasach transformacji: opowieści o pół-legalnej dystrybucji kaset z pierwszym disco, Papa Dance a muzyka chodnikowa, czy inwazja Modern Talking. "Gustem masowego słuchacza rządzą melancholijne syntezatorowe melodie z Włoch i Niemiec Rockowa krytyka gardzi nagraniami dla dyskomułów, ale powszechne uczy cenią sobie to, co promuje Marek Sierocki - italo disco, Dietera Bohlena i C.C. Catch, Sandrę - i to właśnie te przeboje słychać z  m a g n e t o f o n ó w". Koncerty życzeń nadawane z telewizyjnej estrady i unifikacja odtwórczyń muzyki pop: "W ostatnim odcinku Premii i Premier łatwo wyczuć klimat czasów ostatecznych (...) występują wokalistki, które mogłyby spokojnie wymienić się piosenkami". Wreszcie robiona po omacku reklama wdzierająca się gwałtownie w żywą tkankę wolnorynkowej popkultury. 
Chociaż kasety VHS można było nagrywać na magnetowidzie, to w magiczny sposób wszyscy oglądali amerykańskie mordobicia klasy B. Sensacyjne wyczyny Chucka Norrisa rozchodziły się po Polsce z echem głosu Tomasza Knapika i być może jednym ze sposobów na przepracowanie tej duchologicznej właściwości były (już) internetowe fakty o Strażniku Texasu

Analogowe przekazywanie treści kultury w obliczu sieci internetowej odchodzi już do lamusa . Internet ma to do siebie, że pozwala na znalezienie własnej niszy, dokładne dopasowanie do swoich zainteresowań, jednak przez to brakuje punktów wspólnych. Być może duchologia faktycznie jest ostatnią szansą na wytworzenie wspólnych kodów kulturowych?
A może właśnie takie marudzenie i arbitralne wydawanie osądów o młodszych kolegach sprawia, że jak stary malkontent zasłużyłem sobie na przynależność do duchologicznego lamusa?

Co ja tam mogę wiedzieć; jakby nie patrzeć, kolejne elektroniczne artefakty co chwilę okazują się już być duchologicznymi klasykami.W czasach smartfonów niezniszczalnym sentymentem darzymy Nokię 3310, a po śmierci iPada na twitterze pojawiają się sentymentalne zdjęcia odtwarzaczy mp3. Pierwszy singiel Sistars wydaje się pochodzić z poprzedniej epoki, bo dostaliśmy od tamtego czasu z tuzin projektów sióstr Przybysz. Taco Hemingway trąci myszką nie jako raper, a twórca viralu o hipsterach Hitler w poszukiwaniu elektro. 

To tylko od nas współczesnych zależy, jak ustwimy figurki tworzące naszą mitologię. 



Coals - Tamagochi (2017)

Na przykład z zabawek Tamagochi
Duet Coals ze wzorcowym popkulturowym wyczuciem wskoczył na duchologiczne retrowave wydając w końcówce 2017 roku płytę o takim właśnie tytule. A w środku same skarby najtisów: Rave, Hoodie Bike, VHS Nightmare, Hauntology, czy MTV

Osnute duchologiczną mgiełką - bardziej mroczną, odnoszącą się do genezy hauntologii, który to termin wywodzi się z muzyki: min. Simon Reynolds łączył go z twórczością artystów wykorzystujących stare media i stylizujących się na stare okładki książek, czy fantastycznych serii dla dzieci. Jak pisze Olga Drenda "wszędzie tam, gdzie występowały jakieś zagięcia pamięci, niedokonane przeszłości, słabo uchwytne widma i majaki".

Piosenki duetu są zanurzone w przeszłości dochodząc z głębokim echem wspomnień o staroszkolnym techno. Są tam bardzo ładne progresje akordów, ale z premedytacją rozmyte modulacjami oraz szumami. Wokal Kachy Kowalczyk przypomina nakładanie się obrazu ze startej kasety VHS, z której obraz chwilę po przesunięciu musi ustawić się w górę i w dół aby wreszcie znaleźć właściwą pozycję audiowizualną. Jest trochę straszno, ale generalnie da się do tego tańczyć.

Dowodem na przyjęcie duchologii polskiej do repertuaru zespołu był prosty trick, który zastosowali podczas koncertu na WROsoundzie. W przestronnej, wysokiej sali teatralnej, na skraju sceny ustawiona została lamka dyskotekowa. Nie taka z okładki LCD Sounsystem, ale żarówka z Bierdronki, za jakieś 10 zeta. Taki gadżet wkręcić można do żyrandola i od razu bawimy się lepiej, oglądając kolorowe refleksy obracające się na ścianach. Być może to kwestia tradycyjnego układu Impartu, ale sztuczka z żarówką rozświetliła całą salę, która przy zgaszonym świetle przypominała chałupniczy seans dyskotekowego planetarium.







PS. Jeśli jesteśmy w swojskich klimatach, to polecam audycję Polonez we wspomnianym na początku Akademickim Radiu Luz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz