Pismo. Magazyn Opinii (1/2018)
Może nie „jak najbardziej”, ale powiedziałbym że „jak najbliżej” mu do tego legendarnego magazynu.
Czym w ogóle jest The New Yorker? Istnieje milion anegdot na jego temat, z nazwiskami TUZÓW światowej literatury, ale najwięcej o prestiżu czasopisma mówi historia kariery Trumana Capote. Mój ulubiony pisarz, młodziutki chłopak z wiejskiego Południa Ameryki, świadomy swojego talentu postanowił podbić Nowy Jork. W tym celu zatrudnił się jako goniec w redakcji The New Yorkera. Nie chodziło o jakieś profity finansowe, ale zdobycie kontaktów w bohemie literackiej. I faktycznie, Truman zauroczył środowisko swoim oryginalnym stylem oraz poczuciem humoru i reszta jak to mówią, jest historią.
Ale nie chodzi tylko o ploteczki, bo New Yorker od dziesięcioleci promował reportaże i opowiadania. Magazyn finansował podróże Trumana do Kansas i redagował jego pionierską powieść non-fiction Z zimną krwią. Również w naszych czasach jest to najważniejsze miejsce dla debiutantów, bo ledwie miesiąc temu wydrukowane w New Yorkerze opowiadanie Cat Person stało się viralem (hehe, opowiadanie, przebojem internetu), a jego autorka Kristen Roupenian zgarnęła Sześć Zer za kontrakt na swoją pierwszą książkę.
No i tak, Pismo przypomina swoje amerykańskie źródło na pierwszy rzut oka – ten sam format, ta sama sztuczka z rozkładaną okładką (która jest oddzielną całością), te same kilku stronnicowe kolumny litego tekstu. I bardzo dobrze, i trudno uciec od porównania z Przekrojem który tradycyjnie jest UPSTRZONY rysunkami i graficznymi pierdółkami. Wydaje się zresztą, że Przekrój to już snobistyczny gadżet, mało kto czyta go w całości – a w Piśmie faktycznie chodzi o teksty.
Teksty długie i starannie dobrane tematyką. Dwa opowiadania, trzy eseje (jeden filozoficzny), pięć narracji graficznych (razem z okładką) i jeden obowiązkowy (obligatoryjny?) Springer. Szczególnie polecam „Studium” o dochodzie podstawowym ze starannym wypisaniem wszystkich argumentów za i przeciw – i takich tekstów bardzo mi brakuje. Można powiedzieć, że z deklaracji „apolityczności” wyłamuje się portret Hillary Clinton, ale to tłumaczenie z tego oryginalnego New Yorkera i tutaj mam nadzieję, że podobne „Portrety” zostaną napisane o polskich postaciach naszej (pop)kultury.
Wiem, że hajp na Przekrój był z trzy razy większy, ale Pismo - w mniejszej skali i z większą jednak świadomością tekstu - wygrywa ten inteligencki pojedynek na słowa. Bardzo polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz