background
Testowy blog
  • Last
  • Facebook
  • Twitter
  • RSS

czwartek, 21 stycznia 2016

Puszy się i miota, pełna wrzasku i wściekłości



Niezawistna Ósemka (2016)
reż. Quentin Tarantino


Niezawistna Ósemka to najbardziej tradycyjny formalnie film Tarantino nie tylko dlatego, że jest westernem, ale przede wszystkim przypomina sztukę teatralną. Teatr tańca, danse macabre. Tak jak wrocławskie teatry mają seks i goliznę, tak samo specyfiką Tarantino są krew i flaki. Wszyscy znają historię o tym jak Quentin obejrzał setki filmów pracując w wypożyczalni wideo. Patrząc jednak na ilość dialogów i strukturę akcji jego dzieła stawiałbym bardziej na less cool czytanie dramatów Shakespeare'a. A może w filmach klasy B mówiło się tak dużo, bo nie było budżetu na efekty specjalne?

Quentin Tarantino zapowiedział, że zrobi tylko 10 filmów, co wydaje się rozsądnym postawieniem sprawy. Rozwiązania fabularne w Hateful Eight były tak przewidywalne, że nawet osoba, która obejrzała tylko jeden film Tarantino (ja, i nie było to nawet Pulp Fiction) oczekiwała ich z pewnym znużeniem. Woody Allen, inny guru snobujących się kinomanów też kręci ten sam film, ale stosuje chociaż dwa warianty opowieści: poważną (Blue Jasmine) i komediową (kilkadziesiąt innych). I zamiast filmów klasy B reinterpretuje mistrzów literatury (Wszystko gra). I - the last but not least - stawia na estetykę coraz to młodszych piękności (Emma Stone), podczas gdy Tarantino wykorzystuje dokładnie tych samych aktorów - akurat w Niezawistnej Ósemce nie ma Christopha Waltza, ale gra go Tim Roth. Dajże spokój z tymi masakrami Quentin; rozwalanie mózgu zawsze wygląda tak samo.




Zawiodła nawet tajna broń Tarantino, czyli dobór piosenek. Jack White śpiewający bluesa pasował do westernowej aury zbyt idealnie - nawet on się tym znudził! Nie mogę jednak zjechać całego soundtracku, bo zdecydowanie najlepszą rzeczą w Hateful Eight jest muzyka mistrza Ennio Morricone. A raczej dwa tematy na krzyż, bo akurat tego w 3-godzinnym filmie jest za mało. Tak czy inaczej, stylizacja formalna na klasyczne spaghetti westerny to prawdziwa przyjemność; nie bez powodu napisy początkowe dumnie wieszczą filmed by Panavision 70 mm. Za to Tarantino zawsze będzie miał u mnie szacunek - autentycznie bawi się wskrzeszaniem wielkich tradycji kina i z radością pozwala sobie na takie ekstrawagancje jak kręcenie filmu na szerokiej, szumiącej taśmie filmowej.

Jako, że wszystko musi ostatnio kończyć się na Davidzie Bowiem, przypomnę więc że użycie jego Cat People w drugowojennych Bękartach Wojny było kluczowe dla miodności zabawy tego fantastycznego filmu. Jakby nie było, Hateful Eight to już trzeci z rzędu western Quentina Tarantino, najbardziej klasyczny gatunkowo - a przez to najmniej znaczący. W Bękartach Wojny ku uciesze całego świata masakrował hitlerowców u przywracał kinu magiczną moc kreowania Historii, a Django było widowiskową vendettą czarnego niewolnika. Niezawistna Ósemka jest tylko kryminalną szaradą w stereotypowo westernowych dekoracjach. Tarantino próbował nadać filmowi ciężar gatunkowy - wywołał nawet skandal oskarżając amerykańską policję o nadużywanie przemocy wobec czarnoskórych obywateli. Funkcjonariusze ogłosili bojkot, a film ciągle jest zbyt rozmyty tematycznie. Czarni przeciwko Meksykanom, kobiety przeciw mężczyznom, konfederaci przeciwko unii, szeryf walczy z gangiem.... Problem w tym, że Tarantino przesunął poziom przemocy i okrucieństwa tak absurdalnie daleko, że wojna wszystkich ze wszystkimi wydaje się być naturalnym stanem rzeczy i nieludzki chaos nie robi już na nas żadnego wrażenia.


PS. Tytuł pochodzi oczywiście z monologu Makbeta. Prawda, że pasuje idealnie? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz