czwartek, 11 grudnia 2014
SP 7" : Johnny, take a walk with your sister the moon
Czy Stuart Murdoch pomylił na starość kluby z muzyką? A może aż 40 lat zbierał się na odwagę, by wejść do jednego z nich? The Party Line jest jedną z niewielu piosenek Belle & Sebastian nienaznaczonych skoczną wesołością mającą maskować nerwową niepewność. Doświadczony w swoich czterech ścianach bedroom dancer wreszcie wchodzi w światło prawdziwego parkietu.
A taki klub nie jest miejscem tak sprzyjającym pokojowi jak indie nasłonecznienia poprzednich albumów. Bas musi przebijać się swoim dundnieniem przez snopy dyskotekowych reflektorów, gitara wciska się krótkimi zagrywkami, a w tłumie ludzi nie ma miejsca na wymyślne piruety i zgrabne figury towarzyskie. Jesteśmy zmuszeni skakać, bo rytm jest w tym miejscu sprowadzony do najprostszego wspólnego mianownika.
Czy do takiej muzyki da się w ogóle tańczyć? Okazuje się, że są znawcy tematu potrafiący odnaleźć się nawet w takiej rzekomej łupance. Więcej nawet - traktują ją z jeszcze większym wyczuciem i kontrapunktującą powściągliwością. To jak z pewnością siebie - wytrawny bywalec nie musi zarzucać towarzystwa workiem dowcipów, wystarczy że ograniczy się do ciętej riposty. W tej melodii tancerze przemykają między prosto postawionymi ramami taktowymi wtrącając niby przy okazji zgrabny obrót czy podbicie bębenka.
Więc Stuart Murdoch bansuje, bardziej śmiało wciąga się w wir zabawy; ale nawet wtedy myśli o problemach z babami. She asked me if I'm single going steady - tak bezpośredni kontakt wywołuje podony połoch emocjonalny co na wczesnym Tigermilku. Wydaje się, że nawet taka konfuzja nie jawi się już końcem świata wpędzającym z powrotem do bezpiecznej swojej pościeli. W końcu every beauty needs to go out with an idiot, a girls in peacetime want to dance.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz