środa, 2 grudnia 2015
WROsound: Antena Krzyku
Antena Krzyku już od ponad trzech dekad jest najlepszym przykładem stosowania złotej reguły alternatywy, aby cały czas być w kontrze - robić te rzeczy, których by się po tobie nie spodziewano. Ja sam wpadłem w pułapkę oczekiwań już na samym początku, bo hasło Antena Krzyku kojarzyłem tylko z wytwórnią płytową, podczas gdy wszystko zaczęło się od fanowskiej gazetki o tej samej nazwie. Jak napiszą w encyklopediach "wrocławski fanzin jest jednym z najważniejszych wydawnictw obiegu alternatywnego lat 80 i 90." Myślałem, że to hasło większego ruchu społecznego, ale za wydanie legendarnego (papierowego) wydawnictwa odpowiedzialny był jeden człowiek - Arek Marczyński. spiritus movens całego przedsięwzięcia i sporej części historii wrocławskiej sceny muzycznej.
Pierwszy numer Anteny Krzyku został wybrany w czasach głębokiej komuny, łatwo więc zaliczyć go do szeregów kontrkultury czy Pomarańczowej Alternatywy. Marczyński oczywiście z sympatią promował zespoły, które ryzykowały tekstami trafienie do więzienia, ale przyznaje jednak, że "nie do końca chcieliśmy wikłać się w dużą politykę". Można powiedzieć, że "zamiast bić się z ZOMO promował muzykę" jednak to też nie będzie całą prawdą. Komuna łączyła ludzi i dla Marczyńskiego była szansą stworzenia wspólnoty mającej w swoim centrum sztuki wyzwolone. "Nas interesowało bardziej budowanie ruchu alternatywnego, który zaczynał się od warsztatów naprawy rowerów, a kończył na wydawaniu płyt". Arek Marczyński patronem jak najbardziej współczesnych aktywistów miejskich? Paradoksalnie jego pomysły miały być może łatwiejsze drogi do zaistnienia, bo całkowicie omijały komunistyczną politykę. Liczyło się tu i teraz nawet nie w ogólnym pojęciu lokalności co na konkretnym terytorium; pewnie dlatego mieszkanie i aktywności we Wrocławiu nie sprawiły, żeby czuł się specjalnie związany z tutejszą sceną punkową. Zapatrzony w zachodnie wspólnoty żyjące w - nomen omen - komunach alternatywnych autor Anteny Krzyku poruszał tematy sztuk wizualnych, teatru czy filmu. Wydaje się, że działalność Marczyńskiego najlepiej zrozumieli... wrocławscy franciszkanie, u których drukowane były jego pierwsze fanziny. "Starali się pomagać wszystkim, którzy coś robili. Nie ważne było, czy to był ruch oazowy czy nasze działania - one także wydawały im się jakoś interesujące".
Antena Krzyku w kształcie takim jaki ją znamy dzisiaj rozpoczęła działalność wydawniczą dopiero po 1989 roku. Wciąż jeszcze nie można było jej nazwać wytwórnią płytą, bo pierwsze albumy były nagrywane jeszcze na kasetach. Wszystko dalej opierało się na współpracy w małych społecznościach - tym razem międzynarodowych, bo podczas zagranicznych wojaży Marczyński poznał i Nirvanę i Red Hot Chilli Peppers, a chłopaki z Fugazi i NoMeansNo do tej pory są jego dobrymi kumplami. Jak sam mówi "trafił z licencjami" bo przyjaciele ze skłotów Amsterdamu stali się wielkimi gwiazdami alternatywy. I gdy wszyscy w rodzinnym mieście oczekiwali kontynuowania prowizorycznej przygody wydawniczej (kupowanie kaset w PEWEXie, czy nagrywanie materiału na kasety z bajkami było jak najbardziej w nostalgicznym repertuarze), Arek Marczyński postanowił uruchomić poważne wydawnictwo. Nowa rzeczywistość zaliczyła zderzenie z pięknymi ideałami:
"moi koledzy w dalszym ciągu żyli na garnuszku rodziców i łatwo było im negować to, że działalność wydawnicza jest działalnością komercyjną, czyli, że musi zarabiać pieniądze, żeby wydać następną płytę i móc się utrzymać". Na szczęście po krótkiej przygodzie z artykułami gospodarstwa domowego Antena Krzyku powróciła na rynek nie tracąc zapału i orientacji na pokazywanie rzeczy najbardziej wartościowych. "Swoją funkcję jako wydawcy widzę przede wszystkim w dokumentowaniu tego, co się w muzyce dzieje. "
Udało się utrzymać na powierzchni, a nawet (razem z Rafałem Księżykiem) reaktywować papierową Antenę Krzyku. Co jednak najważniejsze - mimo poważnego wieku wydawnictwo cały czas promuje ciekawe zespoły z Wrocławia mając w swoim katalogu min. płyty Indigo Tree czy Małych Instrumentów. Wyjątkową inicjatywą jest Klub Subglowy Anteny celebrujący tradycyjne sposoby dystrybucji pojedynczych kawałków - tylko na 7-calowej płycie winylowej. To akurat spełnienie marzeń Marczyńskiego, bo oprócz tego, że zawsze był najdroższy, to winyl "jest ładniejszy i przyjemniejszy w dotyku niż płyta CD. I przetrwa najdłużej – do dziś można słuchać winyli, które mają sto lat, a stuletniej płyty kompaktowej już nie odsłuchasz, bo się utleni". Wśród wyboru najważniejszych artystów znaleźli się min. artyści poprzedniej edycji WROsoundu: We Draw A i Peter J. Birch, a szatę graficzną zaprojektował Dawid Ryski.
Wrocławska wytwórnia od 30 lat wysyła w świat najróżniejsze formy sztuki, ciekawe inicjatywy oraz wizje całej ideologii alternatywnej. Mimo przemijania nośników, mediów i gatunków Arek Marczyński gra dalej - bo przecież "muzyka była podstawą, za nią szły wszystkie treści". Co prawda prognozy nie są najbardziej optymistyczne - czasopisma branżowe w ogóle znikły z powierzchni Ziemi, a dźwięki tracą na znaczeniu usuwając się w tło. Na szczęście "nie będzie tak, że za 75 lat Mick Jagger wciąż nie będzie mógł osiągnąć satysfakcji. Pojawi się jakiś młody Jagger, który pewnie też nie będzie mógł satysfakcji osiągnąć, ale to nie będzie ten sam dziadek". I ci kolejni artyści znowu wychodzą z Anteny Krzyku - mówię tu o Ukrytych Zaletach Systemu, którzy są nabuzowani, ale z jak najbardziej współczesnych i namacalnych powodów. Rzeczywistość uwiera ich niemal fizycznie, jak kamyk w bucie; oni sami mają chyba "butelki z benzyną i kamienie wymierzone w ciebie" gdy tak samo gniewnie grożą, że "twoja ulica już niedługo będzie". Jak pisze Paweł Starzec formują brzmienie zwane "falą z betonu", a "postpunk to dla UZS nie tylko źródło inspiracji muzycznych, ale także ideowy korzeń. Na płycie, wydanej nakładem Anteny Krzyku, pojawia się kilka typowych dla tej sceny nawiązań do lokalnego kolorytu: w „Czasie wypłaty” fragment z Zygmunta Baumana, z nałożonym nagraniem z awantury na jego wykładzie na Uniwersytecie Wrocławskim". Nie są obojętni na to co dzieje się wokół nich, ich brzmienie tym bardziej (tym głośniej!) o tym przypomina i łamią przyzwyczajenia tak zdecydowanie jak Arek Marczyński 30 lat temu. Godni synowie Anteny Krzyku.
PS. Wypowiedzi pana Markczyńskiego pochodzą z tego wywiadu dla Dwutygodnika, ale czytałem też ten tekst Pawła Starca stamtąd.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz