Fuga (2018)
reż. Agnieszka Smoczyńska
Termin "kino autorskie" kojarzy się czasami z oryginałami hollywoodu, którzy troszeczkę wychodzą poza ustandaryzowane ramy kina gatunkowego. Ustawienia kadrów Wesa Andersona, niezdrowa perspektywa Woody'ego Allena, czy spektakle przegadanej przemocy Quentina Tarantino. Na szczęście mamy w kraju Agnieszkę Smoczyńską, której twórczość przypomina, że kino autorskie polega na tym, ze film mogła nakręcić tylko ta jedna osoba.
Perspektywa Smoczyńskiej jest unikatowa i oglądając Fugę po raz kolejny uświadamiamy sobie, ze taki film mógł powstać tylko w tym miejscu i z tą osobą zą kamerą. Polskie symbole zostają wykorzystane do celów grozy w mniej ostentacyjny sposób niż w Córkach Dancingu (przypominam: właśnie przez Syrenki pokochali ten film amerykanscy hipsterzy; link w komentarzu). Jest wychodzenie z mroku na brudny i betonowy Dworzec Centralny, jest duszna atmosfera polskiego domu przy obiedzie, jest wreszcie przewrotne zamknięcie wolnościowych stoczni w garażu klasy średniej.
Chociaż tempo historii bardzo zwolniło od disko z syrenami, Fuga to kolejny film Smoczynskiej przedstawiający mroczne heroiny budzące strach normalsów i niezrażone paradujące w swoich niedbałych uniformach. Bo chyba właśnie ta genderowa perspektywa jest kluczowa dla myśli reżyserki: fabuła opowiada o matce Polce na siłę wtłaczanej w dawne życie (z dawnymi rolami rodzinnymi i grzecznymi garsonkami). Jak w komiksach: wypadek wywołuje mutację i przesuwa bohaterkę trochę wyżej w stosunku do zwykłego otoczenia.
Fuga nie jest moim ulubionym filmem roku, ale musiałem o nim jeszcze wspomnieć w 2018. Tak samo jak Córki Dancingu, dostaje potężny bonus za oryginalność i konsekwencję wizji artystycznej. Obraz prowadzi ciężki rytm dronów, a horror tożsamości buduje się w Fudze nie na flaszbakach, ale w niespiesznych niedopowiedzeniach.
Takich bohaterek nam potrzeba
(nie słuchajcie, że ktoś nazwie je anty-)
Perspektywa Smoczyńskiej jest unikatowa i oglądając Fugę po raz kolejny uświadamiamy sobie, ze taki film mógł powstać tylko w tym miejscu i z tą osobą zą kamerą. Polskie symbole zostają wykorzystane do celów grozy w mniej ostentacyjny sposób niż w Córkach Dancingu (przypominam: właśnie przez Syrenki pokochali ten film amerykanscy hipsterzy; link w komentarzu). Jest wychodzenie z mroku na brudny i betonowy Dworzec Centralny, jest duszna atmosfera polskiego domu przy obiedzie, jest wreszcie przewrotne zamknięcie wolnościowych stoczni w garażu klasy średniej.
Chociaż tempo historii bardzo zwolniło od disko z syrenami, Fuga to kolejny film Smoczynskiej przedstawiający mroczne heroiny budzące strach normalsów i niezrażone paradujące w swoich niedbałych uniformach. Bo chyba właśnie ta genderowa perspektywa jest kluczowa dla myśli reżyserki: fabuła opowiada o matce Polce na siłę wtłaczanej w dawne życie (z dawnymi rolami rodzinnymi i grzecznymi garsonkami). Jak w komiksach: wypadek wywołuje mutację i przesuwa bohaterkę trochę wyżej w stosunku do zwykłego otoczenia.
Fuga nie jest moim ulubionym filmem roku, ale musiałem o nim jeszcze wspomnieć w 2018. Tak samo jak Córki Dancingu, dostaje potężny bonus za oryginalność i konsekwencję wizji artystycznej. Obraz prowadzi ciężki rytm dronów, a horror tożsamości buduje się w Fudze nie na flaszbakach, ale w niespiesznych niedopowiedzeniach.
Takich bohaterek nam potrzeba
(nie słuchajcie, że ktoś nazwie je anty-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz